Zauważyłam go jak siedział pod dębem. Jego piękne oczy były utkwione we mnie. Mimowolnie spojrzałam na niego sprawiając, że nasze oczy spotkały się. Jego- błyszczące, głębokie, czerwone, moje- niebieskie, przypominające wzburzone morze.
- Miło Cie widzieć.- powiedział.
- I vice versa.- odparłam.
- Mógłbym dziś porwać księżniczkę?
- Yyy... No cóż... Moja mama będzie się martwić.- odpowiedziałam.
- Obiecuję, że nic ci nie grozi. Ale jeśli nie chcesz nie będę nalegał. Możemy też zostać tutaj i podyskutować o wojnie secesyjnej.- odpowiedział i posłał mi szelmowski uśmiech.
- No... No dobrze. Zgadzam się. Możesz mnie porwać.- powiedziałam mu nieśmiało, uśmiechając się.
- Będziemy musieli się kawałek przejść. Chyba, że... Chyba, że...
- Chyba, że co?- spytałam się.
- Chyba, że wezmę cię na ręcę. Będzie znacznie szybciej.
- Jednak wolę nie ryzykować.- odpowiedziałam.
- Jak wolisz.
- A gdzie idziemy?- spytałam zaciekawiona.
- Niespodzianka.
- A jeżeli ładnie poproszę to mi powiesz?
- Zacznijmy od tego, że ty jesteś ładna. Co ja gadam?! Ty jesteś zajebiście piękna! Więc z całą przykrością muszę stwierdzić, że nie powiem ci.
Jego słowa sprawiły, że nie wiedziałam co powiedzieć. Jeszcze żaden śmiertelny chłopak, a tym bardziej wampir nie powiedział mi czegoś takiego. Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu.
- Dante?
- Słucham?
- Daleko jeszcze?- spytałam się.
- Jeszcze kawałek. No ale moja propozycja jest nadal aktualna. Wystarczy, że się zgodzisz. No ale z drugiej strony jestem wampirem, jestem silniejszy niż zwykły śmiertelnik, więc mogę zrobić to sam.
- Co?!- zapytałam się niewiedząc o co mu chodzi.
- A właśnie to!
W jednej chwili straciłam równowagę i znalazłam się w ramionach wampira.
- Nie musiałeś tego robić. Proszę, puść mnie na ziemię.
- Nie. Dzięki mnie zaoszczędzimy trochę czasu.
Nie minęła minuta, a już byliśmy na miejscu. Znajdowało się tu piekne jezioro. Były tu trzy pomosty, a po drugiej stronie był jeden. Na niebie świeciło słońce. Z jednej strony ten widok zapierał dech w piersiach, a z drugiej budził we mnie lekki strach.
- To miejsce jest piękne.
- Jest piękne ale jednak budzi u ciebie lęk?
- Tak.
- Chcesz o tym opowiedzieć?
- Nie.- odparłam stanowczo.
- No to co? Wchodzimy?
- No oczywiście, że tak, ale ostrzegam. Nie ściągam ubrań.
- Jest mi bardzo przykro z tego powodu.
Na jego twarzy pojawił się smutek a ja mimowolnie uśmiechnęłam się. Zdjęłam buty, wampir wyciągnął do mnie rękę, a ja ją złapałam. Szedł tyłem do wody, stale patrząc się na mnie. Poczułam pod stopami mokry piasek. Miłe uczucie.
- Dante?
- Mhm...
- W którym roku urodziłeś się?
- 26 lipca 1842 roku. A moja przemiana była tak jakoś w grudniu 1861 roku. Akurat trwała, w sumie to dopiero się rozkręcała wojna secesyjna. Opowiem ci o przemianie w innym czasie. Teraz mamy coś innego do roboty.
- A więc potrafisz też szybko pływać?
- Dokładnie.- odpowiedział.***
- Dziękuję. To był mile spędzony czas.- powiedziałam.
-To ja dziękuję, że się na to zgodziłaś.
Staliśmy w cieniu. Postanowiłam spojrzeć jeszcze raz na to piękne miejsce. Nie była pewna czy jeszcze je zobaczę. Chwytałam wzrokiem, każdy kawałek. Jezioro, drzewa, pagórki.- Przyjdziemy tu jeszcze?- spytałam.
- Jeżeli będziesz chciała.- odpowiedział posyłając mi uśmiech. Spojrzałam w jego czerwone oczy i zapragnęłam go w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.
Chłopak zmienił wyraz twarzy. Możliwe, że odgadnął moje myśli. Pchnął mnie na najbliższe drzewo. Poczułam ból w plecach. W tej chwili nie miało to znaczenia. Liczył się on. Jedna z jego rąk powędrowała do mojego pośladka, a druga zaś gdzieś ponad moją głową. Nie mogąc nic zrobić, poddałam się. Złożył energiczny pocałunek na moich wargach. Poczułam, że moja druga natura zaczyna być górą. Pozwoliłam jej na to. Złapałam wampira za szyję i dałam mu się podnieść.
Nagle wampir odszedł ode mnie.
- Przepraszam.- szepnął.
- Ale nie masz za co. To było... miłe.
Spojrzałam na niego. Był zdezorientowany.
- Powinniśmy już wracać.
- Dobrze.
- Może teraz będziesz mniej uparta i dasz mi się zanieść?
- No okej. Dam Ci tą satysfakcję.- odparłam po czym wybuchłam śmiechem.***
- Jeszcze raz dziękuję za ten mile spędzony dzień. Kiedy się jeszcze zobaczymy?
- A kiedy ci pasuje?
- Zawsze.
- Więc bądź gotowa. Do zobaczenia księżniczko.- podszedł do mnie i pocałował w czoło.
- Żegnaj mój rycerzu na białym koniu.
Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
Gdy dojdę do domu muszę porozmawiać z mamą na temat zachowania młodych wilkołaków.
Skręciłam w lewo, potem w prawo, a na końcu poszłam prosto. Wyszłam na drogę i skierowałam się w stronę domu.- Już jestem. Przepraszam, że przyszłam trochę później, ale straciłam rachubę czasu.
- No dobrze. Nic nie szkodzi.
- Mam pytanie.
- Jakie?- spytała się mama.
- Weźmy za przykład to, że jednak zdecyduję się na bycie wilkołakiem. Na co muszę się przygotować?
- To jest bardzo dobre pytanie. Więc zaczniesz mieć większy pociąg seksualny do chłopców. Możesz po prostu tracić kontrolę nad tym co się będzie działo między wami. Tydzień przed przemianą twoje ciało zmieni wygląd na bardziej kobiecy, włosy urosną i wzrost też.
- Głupie to.- odpowiedziałam.
- Może i tak ale konieczne.
- Aha.
- A tak z innej beczki może chciałabyś mi o czymś powiedzieć?
- O czym?- spytałam się ździwiona.
- O tym wampirze, z którym się zadajesz.- powiedziała spokojnie.
- To jakiś problem? No mi się zdaje, że raczej nie. On mi nic nie zrobi i skąd o nim wiesz?
- Ma się te swoje sposoby. Pamiętasz tego weterynarza?- kiwnęłam głową.- Nie jest on zwykłym człowiekiem. Jest to brat twojego biologicznego ojca, co wiąże się z tym, że to przywódca tutejszego klanu wilkołaków. Zna on tego twojego kolegę, a jego ludzie wiedzieli was razem i mu donieśli.
- A on niby tobie?
- Tak.- odpowiedziała.
- Czemu mi tego nie powiedziałaś?
- Nie chciałam ci zbytnio mieszać w głowie. Za dużo informacji na raz.
- Poznasz mnie z nim?
- Oczywiście, kiedy tylko zechcesz. Dobrze, a teraz idź się umyć bo za pól godziny obiad.