Nadal nic. Od wielu, wielu dni brak z nią kontaktu. Sto trzydzieści jebanych dni. Cztery cholerne miesiące, a Emma się nadal nie obudziła.
Aktualnie mamy drugi grudnia. Pierwszy śnieg za nami, a ona śni. Czy słyszy moje monologi do niej, czy słyszy te wszystkie kłótnie z królową?
Serce mi się kraje na jej obecny stan, jej wygląd, wszystko się w niej zmieniło w czasie i po wakacjach. Blada skóra, kabelki z kroplówką, czasami zamieniane na krew, podłączone do żył i brzuch. Ten okropny brzuch ciążowy. Lekarz wskazał na siódmy miesiąc i powiedział, że to chłopiec. Na nieszczęście owego mężczyzny, jego żywot musiał się skończyć. Żaden śmiertelnik nie może znać naszego sekretu.
- A już miałam nadzieję, że sobie poszłeś.- powiedziała matka dziewczyny.
- Królowa jest nie wdzięczna. Siedzę tu, pomagam i zawsze są jakieś pretensje.
- Jakie znowu pretensje? Ja mówię tylko prawdę. To przez ciebie moja córka leży teraz bez życia, to przez ciebie jest w ciąży. Jeszcze się sobie dziwię, że żyjesz. No, ale cóż. To Emma zadecyduje czy będziesz bezkarnie chodził po tym świecie. A teraz radzę Ci wrócić do siebie, gdyż będę miała gości.- poinformowała mnie po czym odwróciła się na pięcie i poszła.
- A czy mąż jaśnie pani wie, że jego ukochana żona przyprawia mu rogi?- powiedziałem, a kobieta momentalnie odwróciła się w moją stronę.
- Coś ty powiedział? Wynoś mi się z tego domu! Ale to już!
Pocałowałem dziewczynę w czoło, podeszłem do okna, otworzyłem je i wyskoczyłem przez nie. Wylądowałem gładko na powierzchni ziemi, po czym zacząłem biec przed siebie.
Po chwili dotarłem do celu. Znajdowałem się w dobrze znanym mi miejscu. To tutaj zaczynałem swoje życie jako wampir. Tak zwana Dziupla. Miejsce gdzie przebywały i żyły wampiry. Jest to zwykły, niezwykły domek, który miał trzy sypialnie, łazienkę oraz kuchnię. Jeden pokój miał swoją tajemnicę. Był on przerobiony tak, że znajdowało się tam przejście, gdzie tak naprawdę żyliśmy. Tak, żyliśmy pod ziemią. Kilka wieków temu ktoś wymyślił, że będzie spędzać swój czas pod ziemią. A więc w tym pokoju była dziura, która sięgała jakieś piętnaście metrów w dół. Wystarczyło tylko w nią wskoczyć i voila, witaj w naszym świecie. Są tu niby wyodrębnione miejsca na nasze pokoje, ale są one kompletnie bezużyteczne. Po co komu pokój, który posiada trzy ściany, a za czwartą robi jakaś stara dykta. Zero prywatności. Wampiry nawet się nie kryją z tym, a więc ich fanaberie seksualne są podziwianie przez innych. Więc nic dziwnego, że to miejsce ocieka seksem.
Postanowiłem pójść do mojego znajomego, z którym mógłbym konie kraść. Jest to raczej dobry wampir. Sądzę, że względem charakteru jesteśmy dopasowani.
- Witaj Sam.- powiedziałem.
- Cześć.- odpowiedział.- Co cię tu sprowadza? Czyżbyś znalazł jakieś nowe rozwiązanie porwania księżniczki?- powiedział ze śmiechem.
- Dokładnie.- odpowiedziałem.
- Jesteś szurnięty.- zażartował.- No proszę, opowiedz o tym genialnym planie.
- Usłyszałem, że jej przyszywany ojciec wraca z delegacji za jakieś trzy tygodnie. Wtedy nasza kochana królowa zostawi Emmę pod jego opieką. Wtedy my albo ją porwiemy, albo przeprowadzimy poród. Załatwi się jakiegoś lekarza. Trzeba działać, a co jeśli jej się odwidzi i będzie chciała pozbyć się dziewczyny i dziecka? Tylko oni jej przeszkadzają. Gdy Emma będzie w pełni wampirem będzie mogła zająć jej miejsce.
- Z tobą u boku?- spytał z ironią.
- Zobaczy się.
- Jest jeszcze jedno ale, kolego. Co z wilkołakami? Są po stronie królowej.
- Nad tym też myślałem. Tego dnia gdy księżniczka zapadła w śpiączkę poznała takiego kretyna z watachy. Pomógł jej. Ale mniejsza o to. Najważniejsze jest to, że jest on betą. Wystarczy, że przejdzie na naszą stronę, zabijemy alfe i będzie po kłopocie.
- Ale jak to zrobisz? Przecież nie wejdziesz na terytorium wilków.
- Spójrz na to.- wyciągnąłem z kieszeni kartkę i podałem ją Samowi.
- Numer?
- Numer do wilczka. Wystarczy się z nim skontaktować i o ile będzie chciał umówić się na spotkanie.
- Jesteś pojebany. No, ale ktoś musi Cię pilnować, aby ten twój genialny plan się powiódł.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
- Dobra weź skończ bo zaraz się porzygam. Dzwoń do niego.
Wyciągnąłem telefon i wpisałem numer z kartki. Wcisnąłem na słuchawkę i czekałem. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci.
- Halo?- usłyszałem.
- Cześć tu Dante, znajomy Emmy, ten z lasu. Moglibyśmy się spotkać i pogadać? Na osobności?
- No chyba Cię pogięło! Nie ma mowy.- powiedział.
- Chodzi o Emmę, o jej życie. Wiem, że nie jest ci obojętna.
- Dobra. Jutro rano w kawiarni. Tej przy galerii.
- Okej. Dzięki.- rozłączyłem się.
- Myślisz, że się zgodzi?- spytał się Sam.
- Z pewnością.- odpowiedziałem.