Pov. Andy
Siedziałem i czekałem na wampira. Postanowiłem się zgodzić na ten jego plan. Oczywiście nie zgadzam się na to z powodu mojego dobrego serca. Szczerze powiedziawszy zgadzam się tylko i wyłącznie dla Emmy. Jest piękną dziewczyną, a więc szkoda by było gdyby miała się zmarnować dla takiego typa jakim jest Dante. Wiadomo, że z genami nie wygram, ale zawsze można z nimi walczyć. A geny tej dziewczyny są zdecydowanie godne obserwacji.
Nagle drzwi kawiarni otworzyły się, a moim oczom ukazał się on. Osoba, z którą nie mam prawa zaprzyjaźnić się. Osoba, która jest śmiertelnym wrogiem mojego gatunku. Chłopak skierował się w moją stronę, po czym odsunął krzesło i usiadł na nim.
- Po twoim nagłym zatelefowaniu, mam się spodziewać, że zdecydowałeś się podać twoją odpowiedź?- powiedział chłopak, a następnie posłał mi spojrzenie, które ciężko zinterpretować.
- Owszem. Nie ukrywam, że twoja propozycja mnie bardzo zaszokowała oraz wkurzyła. Ale zgadzam się. Zgadzam się nie dla władzy lecz dla Emmy.- odpowiedziałem.
- Oczywiście.- prychnął chłopak.- A więc panie zakochany wilczku, musisz zebrać swoich znajomków. Jak najwięcej się da.- dodał z powagą.
- Nie musisz się o to martwić. Już wszystko ustalone i gotowe na twój kolejny ruch.
- Co?
- Już wszystko tłumaczę. W dzień, w którym poinformowałeś mnie o twoim zamiarze wróciłem do stada i sporo nad tym myślałem. Jeszcze tego samego dnia podjąłem decyzję. Wiedziałem, że ryzyko jest wielkie i że mogę wiele stracić. Najpierw postanowiłem pogadać z moim zaufanym kumplem. Od niego dowiedziałem się, że w watasze jest kilka osób, które najchętniej zmieniłyby alfe.
- Nie spodziewałem się tego, że ten plan może wejść w życie znacznie szybciej. A więc na ile osób mogę liczyć?
- Razem ze mną będzie dziesięć.- odpowiedziałem szybko.- Ale zastanawia mnie jedno.
- Co znowu?
- Dlaczego jesteśmy ci potrzebni?
- A może jednak jesteś taki głupi na jakiego wyglądasz.- mówiąc to posłał mi kpiący uśmiech.- Oczywiście mógłbym zabić Blacka bez mrugnięcia, lecz co wtedy stałoby się z wilczkami?
- No niby co? Miałyby nowego alfe.- odpowiedziałem mu na te banalne pytanie.
- Oj głupiutki Andy. No ale już dobrze, już Ci mówię. Gdybym to właśnie ja zabił alfe całe stado zdechłoby.
- Co ty pierdolisz?!- powiedziałem zbyt głośno, zbyt zdezorientowany.
- Bardzo sprytne, a może głupie. Black powinien was wszystkich o tym poinformować. Każde dziecko nocy oraz każde dziecko księżyca powinno to wiedzieć. Przynajmniej dla własnego bezpieczeństwa. Jeżeli zwykły wilkołak zabije alfe to najzwyczajniej w świecie przejmuje jego watachę. Jeżeli zwykły człowiek zabije alfe wtedy na miejsce zabitego przechodzi beta. Jeżeli wampir zabije alfe wtedy całe stado umiera.
- To są jakieś brednie. Niby dlaczego miałbym ci wierzyć?
- Zgon tak wielu ludzi byłby ciężki do ukrycia w tak małym mieście, a po za tym nie chcę narażać Emmy.- odpowiedział. Ciężko jest mi przyjąć ten fakt lecz muszę mu wierzyć. Co jak co, ale własnego dziecka też bym nie narażał.
- Przed czym narażać?- spytałem się.
- To nie jest ważne! Ustalimy teraz kiedy możemy zacząć działać.
- Nad tym też myślałem i chyba w dzień Bożego Narodzenia będzie dobrym dniem. Dowiedziałem się, że został zaproszony na kolację do tej matki dziewczyny.
- Do jego kochanki.
- Niech Ci będzie. Do jego kochanki. Może zaatakujmy go w drodze powrotnej?
- Albo i przed. Jak wam wygodniej. Zrobicie to sami czy mam nam podesłać jeszcze kilka moich ludzi?
- Damy radę sami.
- W takim razie czekam na wiadomość. Przedstaw to wszystko reszcie. Następnym razem widzimy się już na polu bitwy.
- Załatwione. A co potem? Po zlikwidowaniu Blacka?
- Ty zostajesz alfą, Emma wybudza się ze śpiączki i zostaje przywódcą wampirów.
- A dalej?- spytałem się.
- A dalej czas pokaże.
Po tych słowach chłopak wstał i wyszedł z kawiarni. Postanowiłem pójść w jego ślady. Założyłem kurtkę, z jej kieszeni wyciągnąłem banknot, po czym zostawiłem go na stoliku, a następnie skierowałem się w stronę wyjścia. Na dworze było chłodno. Wyjęłem z kieszeni spodni komórkę, wybrałem numer Luke'a. Czekając na to aż odbierze szedłem dalej. Po trzech sygnałach usłyszałem głos z przedmiotu.
- Halo?
- Zwołaj chłopaków.