18.

56 7 2
                                    

Pov. Sam
Wchodzę z doktorem Dolphintonem do pokoju Emmy.
- Sam no w końcu!- krzyczy Dante.- Muszę pomóc wilczkom w zabiciu tego gnoja. Pilnuj jej.- wybiegł pośpiesznie z pomieszczenia zostawiając mnie z doktorem i rodzacą dziewczyną w śpiączce.
- Doktorze?
- Przynieś gorącą wodę w misce i koce.- odpowiedział spokojnie. Skierowałem się do łazienki z myślą o tym, że z pewnością odnajdę tam owe rzeczy. Gdy uporałem się z zadaniem powróciłem do pokoju gdzie lekarz wyjmował odpowiednie narzędzia chirurgiczne.
- Rozłóż kilka kocy pod nią, a resztę zostaw obok miski. Idź umyj ręce, będziesz mi potrzebny.- ubrał rękawice i wraz ze stetoskopem przybliżył się do dziewczyny. Podszedłem do miski w celu umycia rąk.- Nie tu, umyj je w łazience ignorancie.
Po szybkim wykonaniu czynności wracam do pomieszczenia gdzie Dolphinton zaczął odkażać brzuch Emmy.
- Podaj mi skalpel.- stoję nad narzędziami i patrzę się na niego jak na idiote.- Taki nóż.- westchnął. Podałem mu go lecz dopiero po przeanalizowaniu tego wszystkiego uświadomiłem sobie, że nie mogę tu pozostać, nie przy krwawiącej dziewczynie.
- Doktorze, nie mogę tutaj pozostać.
- Wyjdź zanim będę mieć kolejnego. I z łaski swojej przyprowadź mi kogoś bardziej kompetentnego.
Wyszłem akurat w momencie, w którym lekarz naciskał skalpelem na brzuch ciężarnej. Na szczęście głupiego właśnie na pojazd przyjechał ojciec Emmy. Biurokrata wszedł do budynku, lecz ja przeszkodziłem mu w przejściu do kuchni.
- Proszę pana.
- Słucham młodzieńcze.
- Musi Pan iść do pokoju córki i pomóc lekarzowi w odebraniu porodu.
- Słucham?! Czy mam ją zawieść do szpitala? A może wezwać karetkę?
- Niech pan w końcu ruszy dupsko i tam pójdzie! Zaczęła się właśnie walka o ich życie.
Nie zostawiając po sobie śladu udałem się na pobliskie drzewo by pooglądać wszystko z jak najlepszej perspektywy.

Pov. Tom

Pomimo, że pierwszy raz na oczy widzę tego dziwnego z zachowania chłopaka udaje się do sypialni pasierbicy. Chwytam za klamkę, naciskam ją, a następnie wchodzę do pokoju.
- W końcu ktoś przyszedł.- mówi mniej więcej czterdziestoletni brunet, który prawdopodobnie jest lekarzem. Stał przed Emmą i grzebał jej w brzuchu.
- Pępowina owinęła się wokół szyi. Mam nadzieję, że masz czyste ręce. Podejdź bliżej, będziesz musiał mi pomóc.- oznajmia, a ja jak zaklęty wykonuję jego polecenia. Mimo, że widoki nie są zbyt przyjemne, z wielką chęcią mu pomagam. Po pierwsze ze względu na przybraną córkę, a po drugie gdybym mógł cofnąć czas możliwe, że wybrałbym ten zawód.
- Podaj ręcznik.
Biorę potrzebną rzecz i ze wzruszeniem patrzę jak lekarz wyciąga dziecko z brzucha. Powoli odwija pępowinę z szyi maluszka i układa mi na rękach, w których trzymam ręcznik.
- Oddycha, będzie dobrze.- dodaje. Bierze sznurek i wiąże na pępowinie po chwili powtarza ruch zawiązując kawałek dalej. Obserwuję dziecko. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Lekarz przecina pępowinę między wiązaniami. Po chwili podaje mi wnuka.
- Umyj je.- poleca.
Szokuje mnie, że dziecko nie płacze lecz przymruguje czekoladowymi oczami. Podchodzę do miski i innym ręcznikiem obmywam dziecko.
Po chwili podchodzi do mnie lekarz i patyczkiem czyści mu jamę ustną i nozdrza. Po pokoju roznosi się płacz dziecka tylko po to aby za chwilę ucichło.
- Dziecku nic nie będzie, ale wraz z matką powinno udać się do szpitala. Na szczęście matka nie utraciła za wiele krwi. Podłączyłem jej jedną dawkę i zmieniłem kroplówke. Rachunek wyślę pocztą. Do widzenia.
Do widzenia.- powiedziałem, po czym wyszedł.
Nadal patrząc na dziecko, uśmiechnąłem. Podszedłem do łóżka na którym leżała Emma, usiadłem na nim po czym uronąłem łzę. Spojrzałem na dziecko. Miało czekoladowe kręcone włosy i... obserwowało mnie? Tak, zdecydowanie obserwowało mnie. Tyle, że jego oczy nie były tymi ładnymi czekoladowymi oczami. W tym momencie jedna tęczówka była koloru srebrnego, druga zaś miała kolor błękitny. Ten sam błękit co u Emmy.
Mój wzrok momentalnie powędrował do dziewczyny.
- O cholera!- powiedziałem trochę przy głośno, a ten sam chłopak, którego spotkałem od razu po powrocie do domu wszedł do pokoju.
- Przepraszam proszę pana, ale nie może Pan tutaj zostać. Musi Pan jak najszybciej wyjść z domu i udać się na przykład do miasta. Proszę nie zadawać pytań. I proszę wziąść resztę dzieci i wrócić wieczorem. Jesteście w niebezpieczeństwie.
- A moja żona?- spytałem zszokowany.
- Wszystko z nią w porządku. Proszę dać mi dziecko i jechać. Błagam.
- Dobrze.
Podałem mu zawiniątko i ostatni raz spojrzałem na Emmę i jej włosy, które do ⅓ zmieniły kolor na czarny.

Dziękuję mojej kochanej przecietna za pomoc z tym rozdziałem. 💕💕

CursedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz