Rozdział 13

638 45 5
                                    


- Remek -

Cztery noce za nami. Jeszcze tylko jedna, najcięższa, najtrudniejsza i najdłuższa ze wszystkich. Noc piąta. Dobrze, że to już koniec. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jakim cudem jeszcze żyję. Już kilka razy udało mi się uratować i za każdym razem przez zupełny przypadek. Mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie giną osoby. Ubiegłej nocy zginął Adam. Nie wiem, czemu nic nie zrobiłem, kiedy animatronik rozrywał jego twarz na kawałki. Myślałem, że mimo tego, że za sobą nie przepadamy, w nagłym wypadku wyciągniemy pomocną dłoń. Jednak w tamtej chwili nie stać mnie było na jakikolwiek ruch. Tak samo było z Weroniką... Zostawiłem ją w tamtym pokoju na wpół żywą na pastwę Marionetki. Nawet nie chcę myśleć, co się z nią stało. Oprócz Stuarta i Dezego była jedyną osobą, która mi pomagała się odnaleźć. Bardzo mi jej teraz brakuje.

Tak myśląc, przeglądałem kamery, na których nic specjalnego się nie działo. Martwiło mnie to, że nigdzie nie było widać pozostałych osób. Byłem jednak tak zmęczony, że w pewnym momencie zasnąłem. Obudził mnie głos uderzania o podłogę. Natychmiast się zerwałem i sprawdziłem kamery. Mój wzrok przykuł widok sceny, a raczej leżących animatroników, zepsutej gitary, przetartej szyi Darii i zakrwawionej dłoni Stuarta, pokazującej, że jest w porządku. Spojrzałem zdziwionym wzrokiem na siedzącego obok Dezego, który podzielił moją reakcję.

-...Wiedziałem, że któremuś z nas w końcu coś odwali, ale że aż tak?! - Dezy był tak samo zdezorientowany jak ja.

- ...Wiesz co, poczekaj tu, sprawdzę, co tam się dzieje. - rzuciłem i szybkim krokiem wyszedłem z biura.

Zmierzałem w stronę sceny (chyba...) ciemnym korytarzem. Nie zapalałem latarki, żeby nikt mnie nie zauważył. Cicho, ciemno, spokojnie... za spokojnie... Przyspieszyłem kroku i w tym momencie napotkałem pod moimi nogami przeszkodę. Upadłem na płytki, a do moich uszu dotarł przeraźliwy jęk. Przerażony po omacku szukałem latarki, która gdzieś wypadła. Kiedy ją znalazłem, szybko skierowałem strumień światła na... postać. Miała na sobie brudną, rozdartą bluzę bez jednego rękawa, owijającego głowę i ciemne spodnie. Spojrzałem na nią kątem oka i zacząłem powoli podchodzić. W miarę zbliżania wydawało mi się, że ta postać wydaje mi się bardzo znajoma, aż w końcu dotarło do mnie, że to nikt inny jak...

- Weronika?!

Dokładnie. Potknąłem się o moją niedawno zmarłą przyjaciółkę. Tylko... czy zmarli jęczą? I otwierają oczy?!

Oparła się łokciem o podłogę i zasłoniła twarz ręką od światła. Położyłem latarkę obok i natychmiast się do niej schyliłem.

- Ty żyjesz?! Co się z tobą stało?! - tylko tyle udało mi się powiedzieć w nagłym napływie emocji.

Ucieszyłem się, jednak uśmiech zniknął, kiedy odsłoniła ręką twarz. Miała pięć śladów po szarpnięciu, dwa przechodziły na szyję. Oczy miała przekrwione i załzawione, jednak mogłem zauważyć prawie niedostrzegalny uśmiech.

- Długo by opowiadać, może innym razem.

Jak zawsze wyczerpująca odpowiedź.

- Przecież mamy czas, chcę wiedzieć, jak się tu znalazłaś. - rzuciłem szybko.

Nie wiedziałem, co robić. Z jednej strony cieszyłem się, że moja przyjaciółka żyje, jednak z drugiej, patrząc na nią, nie wiem, czy chciałem wiedzieć, przez co przeszła.

- Więc... pewnego dnia wybrałam się do pizzerii...

- To wiem - uśmiechnąłem się. Nawet w takiej sytuacji skłonna do żartów. - Co się stało w pokoju...

The game of lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz