Ten dzień w końcu nastał. Poprosiłam Wes'a, by zawózł mnie do kościoła. Byłam trochę poddenerwowana. W końcu po roku zobaczę swojego dawnego przyjaciela i jego (jeszcze) narzeczoną. Przed świątynią stało wiele ludzi. Dostrzegłam w oddali mamę Chrisa, która rozmawiała ze swoją siostrą. Była pewnie strasznie podekscytowana, że jej syn stanie się w końcu mężem. A później ojcem, a później dziadkiem... A ja będę starą panną. Och, Sav, Twój tok myślenia jest taki jak u nastoletniej, zdepresowanej dziewczynki.
Podziękowałam szatynowi za podwózkę i wysiadłam z auta. Starałam się zachowywać naturalnie. Zero zdenerwowana, presji. Kogo chcę oszukać! Przecież w środku skręca mnie!
- Savannah! Jak miło Cię widzieć! - usłyszałam kobiecy głos.
Odwróciłam się, by zobaczyć kto mnie zawołał. Moim oczom ukazała się szczupła, wymalowana blondynka. Cioteczna siostra Christophera, Agnes.
- Agnes! - również zawołałam.
Zdziwiłam się widząc ją tu. Parę lat temu wyprowadziła się do Meksyku i słuch o niej (przynajmniej dla mnie) zaginął. Niespodziewałam się, że zobaczę ją na ślubie bruneta.
- Co u Ciebie słychać? Dawno się nie widziałyśmy. - pokręciła głową poprawiając tym samym torebkę na ramieniu.
- Wiesz, wszystko po staremu.. - skłamałam. - Praca, dom, praca, dom. - dodałam wzruszające ramionami.
- Słyszałam, że wyprowadziłaś się do jakiegoś mężczyzny. Jesteście razem? - poruszyła zabawnie brwiami, a ja roześmiałam się.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę. Ustaliłyśmy, że usiądziemy obok siebie w kościele. Skoro już złapałyśmy jakiś język..
Weszłyśmy do świątyni i zajęłyśmy pierwszą ławkę. Osobiście miałam inne zdanie, jeśli chodzi o siedzenie, ale ostatecznie zgodziłam się. Agnes chce mieć doskonały widok na swojego ukochanego braciszka.
W moim brzuchu działy się masakryczne rzeczy. Myslałam, że zwrócę obiad. Niech Cię cholera jasna weźmie Wes! Czemu dałam się namówić na coś takiego?
W pewnym momencie przed ołtarzem stanął Chris. Wyglądał... niesamowicie. Nowy garnitur, dobrze ułożona fryzura, kilkudniowy zarost. Skakał rozkojarzony po każdym z gości. Zacisnęłam dłonie na torebce i przyglądałam się mu uważnie. Alison to szczęściara.
Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Patrzyliśmy sobie przez krótką chwilę w oczy. Czułam, że zemdleje. Mogłam przyrzec, że przez jego twarz przemknął nikły uśmiech. Pewnie patrzylibyśmy się na siebie dłużej, gdyby nie to, że organista zaczął grać. Wszyscy automatycznie odwrócili głowy na koniec kościoła. Między ławkami, na czerwonym dywanie, szła Alison razem ze swoim ojcem. Była najpiękniejszą panną młodą jaką kiedykolwiek widziałam. Mówię szczerze! W sumie co się dziwić, była bogata i stać ją było na najdroższą suknię i inne duperele. Była też jak kiedyś wspomniałam, piękna. We wszystkim było jej ładnie.
- Jak oni do siebie pasują. - szepnęla uradowana Agnes, a ja przytaknęłam fałszywie.
Większość ludzi już płakała, a ja miałam ochotę wyjść z budynku. Alison z szerokim uśmiechem ustała obok Chrisa i czekała, aż ksiądz zacznie swoją przemowę.
- Zebraliśmy się tu, aby połączyć tych dwóch młodych ludzi, więzłem małżeńskim. - rozpoczął donośnie.
Przez dobre półgodziny mówił o związku, zdradzie, miłości, dzieciach, chrzście i innych sprawach. Niektórzy mężczyźni wyszli ze świątyni poirytowani tym wszystkim. Przypuszczam, że gdyby nie ich żony, przyjechaliby tylko na wesele.
- Christopherze, czy bierzesz Alison za żonę? - skierował pytanie do bruneta.
Mężczyzna spoglądał raz na Alison, a raz na mnie. O co chodzi? Zmarszczyłam brwi, gdy znów przeniósł wzrok na mnie. Ksiądz spytał ponownie, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Zebrani w kościele zaczęli szeptać miedzy sobą, patrzyli pytajaco na Chrisa. Sama nie wiedziałam co mu się stało.
W pewnej chwili odszedł od Alison i skierował się w moją stronę. Moje serce zaczęło bić szybciej, myślałam, że wyskoczy mi z piersi!
Stanął przede mną, nie zwracają zbytniej uwagi na to, że rudowłosa cicho woła go do siebie.
W jego oczach dostrzegłam radość pomieszaną ze smutkiem i tęsknotą.
- Sav, wybaczysz mi to co zrobiłem? - zapytał na co ja otworzyłam usta ze zdziwienia. - Dasz szanse mi.. nam? - dodał wpatrując mi się w oczy.
- Chris, uspokój się, tam jest dziewczyna Twojego życia. - wymusiłam uśmiech i skinęłam głową na Alison, która była speszona sytuacją.
Mężczyzna wrócił na miejsce, a ja odetchnęłam z ulgą. On jednak wziął mikrofon od księdza i znów spojrzał na mnie.
- Wiecie co? - zaczął wymachując ręką. - Każdy człowiek zmienia zdanie i ma do tego pełne prawo. Jego zachowanie się zmienia, jego wygląd.. jego uczucia. - schował dłoń do kieszeni. - Powinniśmy siebie słuchać, wybaczać sobie. I może to co teraz zrobię, będzie nietaktowne, chamskie, ale chcę być szczęśliwy i chcę, aby Alison była również szczęśliwa. Wiem, że ze mną nie ułożyłaby normalnego życia. - spojrzał na rudowłosą. - Bo nie można ułożyć życia z kimś, kto zakochany jest w kimś innym. - nabrał powietrza. - Od roku nie widziałem się z moją przyjaciółką. Z moim Anioł Stróżem, i wiecie co zrozumiałem? Że tak na prawdę ją kocham. Ją kochałem całe życie. Od dzieciństwa do tego oto momentu i z nią chcę ułożyć swoje dalsze życie. Nawet nie macie pojęcia co robiliąmy sobie na wzajem, gdy byliśmy o siebie zazdrośni. - zaśmiał się krótko. - Wybacz mi Alison, ale nie chcę dawać Ci każdego dnia smutku.
Znów podszedł do mnie i uklęknął na kolano. Wstrzymałam oddech i zacisnęłam mocniej dłonie na torbce. Czułam jakbym w środku miała pęknąć.
- Sav, wiem, że wymarzyłaś sobie pierścionek z brylantem, ale ja akurat teraz takiego nie mam. Jeśli się zgodzisz zostać moją żoną to będę każdego dnia ciężko pracował na to, abyś go dostała. - rzucił łapiąc moją dłoń.
Nie wytrzymałam. Rozbeczałam się jak mała dziewczynka. Nie zważając na to, że właśnie po części zrujnowałam uroczystość Alison, pomogłam Chrisowi wstać i przytuliłam się jak najmocniej mogłam do jego ciała.
- Wiedziałam! Wiedziałam, że oni będą razem! Wiedziałam kurwa! - usłyszałam donośny krzyk mamy bruneta.
Zaśmiałam się w jego ramie po czym oderwałam się od niego i pocałowałam jego blady usta.
O dziwio, każdy w kościele zaczął bić brawa, wiwatować i wygwizdywać. Odsunęłam się od swojego narzeczonego (jak to super brzmi!) i spojrzałam na zbliżająco się do nas Alison. Byłam pewna, że idzie mi przywalić, wytknąć mi jaką to ja jestem suką. Ona jednak posłała mi szczery, przyjacielski uśmiech.
- Tak myślałam, że jeśli zjawisz się na ślubie to Chris mnie rzuci. Już od dłuższego czasu widziałam, że mu Ciebie brak. Nie robiłam sobie jakiś zbędnych nadziei. - jej słowa kompletnie mnie zaskoczyły. - Mam tylko jedno pytanie.. - mruknęła.
- Tak? - spytałam ściskając dłoń Chrisa.
- Wesley ma dziewczynę..? - rudowłosa spojrzała znów na mnie, a ja roześmiałam się.
- Nie, spokojnie, umówię was! - położyłam rękę na ramieniu kobiety.
Nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego może się zdarzyć. Jestem mile zaskoczona reakcją Alison i tym co zrobił Chris.
Grupką wyszliśmy ze świątyni i razem z Chrisem pożegnaliśmy się z gośćmi.
Wsiedliśmy do zamówionej taksówki i odjechaliśmy do naszego znów wspólnego mieszkania.
- Jesteś wariatem, wiesz? - powiedziałam przytulając się do mężczyzny.
- A Ty jesteś brzydka. - odpowiedział ukochany, a ja rozbawiona zaczęłam go całować.
- I tak mnie kochasz. - szepnęłam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. -uśmiechnął się poprzez pocałunki.---
Nanana! Koniec książki! Mam.nadzieje, że mimo kilku niedociągnięć i błędów, podobała się wam! ☺
Dziękuję, że byliście ze mną do końca i również zapraszam do drugiej części "Friends" pod tytułem "Lonely".
CZYTASZ
Friends
Lãng mạnStało się. Musiałam to przed sobą przyznać. Stanąć przed lustrem, popatrzeć sobie w oczy i w końcu przyznać. Druga część: "Lonely"