V

2.5K 155 1
                                    

Nasze relacje po seksie nie zmieniły się. Być może nawet wzmocniły. Christopher chodził zadowolony, w sumie ja też taka byłam. Nie wspominaliśmy tego co było między nami. Nie było takiej potrzebny. Przynajmniej ja jej nie odczuwałam.
- Savannah! - krzyknął przyjaciel z łazienki. - Pralka się zepsuła! - dodał.
Wleciałam jak poparzona do pomieszczenia. Ach Ci mężczyźni! Połowa nie zna się na takich urządzeniach. A mówią, że my jesteśmy tępe z technologii...
- Te wielkie okienko nie chce się otworzyć. - wskazał na drzwidżki od pralki.
Walnęłam się mocno w czoło. Wcisnęłam przycisk, który je otwierał i spojrzałam z uniesioną brwią na Chris'a.
- Dobra, nie ważne... - mruknąłem uśmiechając się pod nosem po czym zaczął wyjmować mokre ubrania.
Pokręciłam zrezygnowana głową i wróciłam do gotowania. Mieliśmy dzień sprzątania, gotowania, układania. Czasem trzeba zrobić porządek w mieszkaniu, prawda? Nie można żyć wiecznie w bałaganie. No chyba, że jesteś niechlujem, mieszkasz sam i jesteś niezależna. Wtedy możesz.
Christopher nie lubił siedzieć w brudzie. Zresztą ja też. Czujemy się wtedy.. osaczeni? Tak, osaczeni. Przez te małe roztocza, czujemy że są wszędzie. Nawet w naszych tyłkach!
- Sav! - krzyknął ponownie. - Głodny jestem.
Westchnęłam głęboko i zignorowałam to co powiedział.
- Głodny jestem! - powtórzył rozwieszając pranie. - Umieram, Savannah!
Do dziesięciu dziewczyno licz, do dziesięciu. Wdech, wydech, powtarzaj to.
- Jeść mi się chce!
- Kurwa mać lewusie, zaraz będzie! - wrzasnęłam a po swoim wybuchu, usłyszałam głośny śmiech.
I z czego to się cieszy? Zmniejszyłam ogień, by nie przypalić jedzenia i wróciłam do przyjaciela.
- Czego suszysz te zęby? - zapytałam zakładając ręce na biodrach. - Lubisz mnie wkurzać co? - dodałam unosząc brew ku górze.
Chłopak kiwnął głową uśmiechając się głupio. Zobaczyłam, że część skarpetek była na podłodze. On musi mieć dwie lewe ręce?
Podniosłam je i zawiesiłam.
- Ale głodny jestem... - mruknął pod nosem a ja walnęłam go w ramię.
Znów zaczął się śmiać. Nie rozumiem go, czasem myślę, że jest na coś chory. Nie widziałam go jeszcze smutnego, poważnie.
- Jak tam u tej cnotki Twojej? - usłyszałam, gdy ponownie szłam do kuchni.
- Jakiej cnotki? - zapytałam z nutką irytacji.
- No takiej cnotki. - zaśmiał się.
Zaczęłam mieszać sos do spaghetti. Makaron leżał już gotowy w wielkiej misce. Nie powiem, patrząc na to wszystko, też zrobiłam się głodna.
- Michael? - zawołałam przypominając sobie o moim byłym zalotniku.
- Bingo! - jęknął. - Dzwoni, pisze? A może widziałaś się z panem Nieruchalskim? - dodał a ja się roześmiałam.
Wiem, że nie powinnam się z niego nabijać, ale on ma myślenie jak ze średniowiecza. Szkoła, studia, praca, ślub, seks, dzieci. Taka kolejność. To znaczy z trzema pierwszymi zgodzę się, szkoła jest ważna. Ale po pracy powinien się znaleźć seks. Albo nawet przed pracą. Jak kto woli.
- Zero kontaktu. Obraził się. - rzuciłam obojętnie. - Chyba. - dodałam ciszej.
- Niedość, że nieruchalski to jeszcze obrażalski, ależ se chłopa znalazła! - powiedział wchodząc do kuchni.
- To nie jest mój chłop! - zaprotestowałam i zaczęłam nakładać makaron na talerz. Po nim rozlałam sos i wrzuciłam liść bazylii.
Zaniosłam dania do salonu, gdzie znajdował się stół.
- Taki obiad to rozumiem! Przynieś mi proszę jeszcze.. - zamyślił się siadając na krześle. - Jakiś dobry sok, ruchy, nie płacę Ci za nic nie robienie! - machnąl ręką a ja prychnęłam.
- Ty mi nie płacisz w ogóle! - pokazałam mu język po czym sama usiadłam do stołu.
- Płacę Ci w naturze. - odpowiedział, poruszył zabawnie brwiami i zaczął jeść.

FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz