Rozdział 24 - Kobiety

57 4 0
                                    

Wchodzę do jednoosobowej sali w prywatnej klinice. Ściany są jasnożółte, ciepłe, ozdobione gdzieniegdzie modnymi ornamentami w orientalnym stylu. Nie spodobają się Majce, gdy już je zobaczy. Nienawidzi niczego, co modne.

Uśmiecham się pod nosem, od razu jednak markotnieję.

Moja dziewczynka leży nieprzytomna w tym ogromnym szpitalnym łóżku. Jest taka mała, na tle kremowej pościeli wydaje się jeszcze bledsza niż zwykle. Dobrze opłacana pielęgniarka umyła ją całą, oczyściła rany. Tak dawno nie widziałem jej bez makijażu. Rozsypane na poduszce rude włosy tworzą anielską aureolkę.

Cicho przechodzę na drugą stronę pokoju, przysuwam sobie krzesło i biorę Maję za rękę. Koścista dłoń co jakiś czas wymyka się spomiędzy moich palców.

W pewnym momencie, oprócz monotonnego pikania urządzeń monitorujących, słyszę zmianę w oddechu dziewczyny. Mruga kilka razy i na dobre otwiera oczy. Bada wzrokiem pomieszczenie, w końcu zatrzymuje się na mnie. Rysy jej twarzy tężeją w grymasie wściekłości.

- Czego tu chcesz? - chrypi. - Wynoś się.

- Maju, kochanie...

- Nie mów tak do mnie! - warczy, wierzgając wściekle nogami.

Syczy i krzywi się z bólu. Nieruchomieje. Głaskam ją po dłoni, ale niemal od razu ją wyrywa i chowa głęboko pod kołdrą.

- Twoja mama zaraz tu będzie, nie martw się.

- Nie chcę jej. Ani ciebie. Wynoś się.

- Jesteśmy twoimi rodzicami. - protestuję. - Powinniśmy być przy tobie.

- Dopiero teraz? - uśmiecha się ironicznie. - Teraz to ja już nie mam rodziców.

Boli bardziej, niż myślicie. Zgodnie z życzeniem przybranej córki wychodzę z pomieszczenia. Zbiegam po schodach. Gdy docieram do auta, odzywa się mój telefon. A raczej jeden z trzech, które mam zawsze przy sobie. Tym razem komórka prywatna.

- KOchanie! - z głośników cieknie radosny głos mojej obecnej żony.

Jak ona może być radosna?

Jak Woody Allen śmie twierdzić, że rozumie kobiety?Parę razy z gościem piłem, szedł wtedy w zaparte. Albo mu odwaliło, albo jest także najgenialniejszym aktorem, jaki chodził po tej ziemi.

Ja nigdy nie zrozumiem bab.

- Byłem u Majki. - oznajmiam. W odpowiedzi dostaję niezadowolone westchnienie. - Nadal śpi.

- No to dobrze. - ćwierka matka dziewczyny. - Wracaj do domu, misiaczku. - mruczy i się rozłącza.

Jak już mówiłem, nigdy nie zrozumiem bab.

 Witam was ponownie! Kochani, wiem, że rozdział jest krótki i zagmatwany, ale już niedługo wrócę do normalnego trybu części długich jak stąd na księżyc :D Gratulacje dla tych, którzy odgadli, z czyjej perspektywy pisałam. Pochwalicie się tym odkryciem w komentarzach?

To na razie tyle.

Do zobaczenia wkrótce :)

Nowa rodzinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz