Rozdział 2 - Kim jesteś?

302 12 2
                                    



- Spokojnie, kochanie. - mówił tata. - Za parę godzin się zobaczymy.

- Ale tato - protestowałam, wieszając się na jego szyi jak małpka. Dość duża małpka. - Nie jedź. Mam złe przeczucia.

Zaśmiał się cicho.

- Ty i te twoje przeczucia... Nic mi nie będzie. - obiecał. - Pojeżdżę trochę, może dostanę jakieś zlecenie od centrali... a może poczekam na postoju z chłopakami? Będę miał chwilę, żeby przejrzeć twoją pracę na konkurs.

Uśmiechnęłam się.

- No dobrze. - przewróciłam oczami. - Ale wracając kup mleczną czekoladę, bo inaczej nie będę mogła upiec tych dobrych ciasteczek.

Zgodził się i pocałował mnie w policzek. Później pożegnał się z mamą, szepcząc jej coś do ucha i poszedł do garażu. Usłyszałam dźwięk kół samochodu toczących się po podjeździe.

Zamierzałam zaczekać na niego, zapytać, jak smakowały kanapki z nową pastą, którą dla niego wymyśliłam, ale zasnęłam. Następną rzeczą, jaką pamiętam, były otwierające się drzwi i przerażone krzyki mamy.

- Spokojnie. - wysapał tata. - Miałem tylko lekką stłuczkę.


- Majka. - słyszę głos Karoliny, która szarpie mnie za ramię. - Maja!

Podskakuję, odzyskując przytomność.

- Co się stało? - pytam sennym głosem. - Puszczaj!

- Zasnęłaś. - wyjaśnia dziewczynka z niesmakiem. - I strasznie się szamotałaś.

- I dałaś mi w twarz. - dodaje jakby urażony Tomek.

- Widać ci się należało. - prycham, poprawiając włosy.

- Co ci się takiego śniło? - dopytuje blondyn. - Bo mamrotałaś: nie jedź... nie jedź tam... - nieudolnie naśladuje mój głos.

- Nie twój zasrany interes. - fukam, celowo dodając, jak on to ujął, brzydkie słowo.

Więcej się do siebie nie odzywamy.

Zastanawiam się, co mi odbiło, że pozwoliłam sobie zasnąć, siedząc pomiędzy tymi dwoma potworami. Przecież przy nich zawsze musiałam być czujna!

Kwadrans później samochód parkuje. Okazało się, że spałam tylko kilka minut.

Wysiadam niezgrabnie. Ledwo odzyskuję równowagę, ruchem głowy odrzucam na bok grzywkę i rozglądam się dookoła.

Ogólnie rzeczy biorąc... tu jest nudno. Stoimy przed jakimś ogromnym budynkiem z czerwonej cegły, teraz trochę przybrudzonym i porośniętym bluszczem. Mimo to okna lśnią czystością, a masywne drzwi otwierają się bez najmniejszego skrzypnięcia.

- Idziesz? - pyta Tomek. Pozwala mi wejść jako pierwszej. Jaki z niego dżentelmen...

Diabelskie rodzeństwo prowadzi mnie do sekretariatu. Tam wysłuchuję całej masy bzdur od starszawej kobiety ubranej w ciemną marynarkę, ołówkową spódnicę i starego typu buty na kwadratowym obcasie. Tłumaczy mi, czym ta szkoła różni się od placówek publicznych, jakie są jej zalety... bla bla bla...

Małpiszon: Gdzie ty jesteś, do cholery?

Ja: W piekle.

Małpiszon: No jakoś cię tu nie widzę XD

Nowa rodzinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz