- Zamówimy firmę sprzątającą. - pociesza mnie Tomek, patrząc na bałagan w salonie. I kuchni. W ogóle na całym parterze.
Jest sobotnie popołudnie, a my zdążyliśmy jedynie obudzić się i doprowadzić do stanu używalności. Ostatnich gości poprzedniego wieczoru pożegnaliśmy grubo po północy, a później padliśmy ze zmęczenia. Tradycyjnie, wszyscy razem. Nie wiem kto był na tyle przezorny, by w sypialni Tomka uformować jedno wielkie legowisko na sześć osób, ale należy mu się medal, bo po skończonej imprezie każde z nas resztkami sił zmieniło ubrania na wygodniejsze. Spotkaliśmy się ponownie w nadziei, że zdołamy coś jeszcze zrobić, ale po mniej niż dziesięciu minutach każde z nas już spało.
- Cholera, nigdy więcej takiego spania. - wzdycha Patryk, rozcierając sobie zesztywniały kark. Poprawia się, gdy rzucam mu piorunujące spojrzenie. - Oczywiście nie ma nic lepszego niż budzenie się obok ciebie, kochanie.
Parskam śmiechem. Wybronił się.
Tomek wytrzasnął skądś numer do firmy, której ekipa przyjechała po mniej-więcej godzinie i bez szemrania wzięła się do roboty. Co prawda trzy panie w średnim wieku rzucały nam nieprzychylne spojrzenia w stylu "ah, te bogate dzieciaki!" , gdy snuliśmy się na wpół przytomni po domu, ale głośno nic nie powiedziały.
Trzy i pół godziny później było po wszystkim. Postanowiłam nie pytać, ile brat zapłacił za tą usługę, ale sądzę, że była warta każdych pieniędzy. Większość powierzchni płaskich lśni czystością, a stos nierozpakowanych dotąd prezentów stoi dumnie i stabilnie, wreszcie nie grożąc zawaleniem.
Z trudem podnoszę się z kanapy. Czuję, że w kolanach mi strzyka.
- Starość nie radość, prawda siostrzyczko? - kpi Tomek, słysząc te dźwięki zwiastujące reumatyzm.
Żałuję, że nie mam śmiercionośnego lasera w oczach.
- Czas to rozpakować. - oznajmiam.
W odpowiedzi słyszę przeciągły jęk Karoliny.
Przygotowujemy się do otwierania prezentów bardzo profesjonalnie. Wyciągamy z szafki na środki czystości ogromne worki na śmieci i rozsiadamy się wygodnie na świeżo wyczyszczonym dywanie. Patryk i Luka wstają co jakiś czas i przynoszą nam kolejne paczki do otworzenia.
Nie sposób zliczyć, ile flakonów perfum, oryginalnych ramek na zdjęcia i sztuk biżuterii znajdujemy. Są też książki. Patrząc na tytuły wiem, że Patryk maczał w tym ręce, przynajmniej w mojej części. Chyba nikt z zaproszonych nie zna mnie dość dobrze, by samemu tak trafnie wybrać.
- Hej, zobacz! - woła moja podekscytowana siostra, obracając w moją stronę ramkę do formatu A3. Moim oczom ukazuje się rysunek, portret nas dwóch. Uśmiechamy się, chyba przytulamy do siebie.
- Ej, to mój patent! - oburzam się.
Wynalazłam tą metodę jakiś czas temu. Jeśli nie wiedziałam, co kupić osobie, której byłam zobowiązana dać prezent, prosiłam jej bliskich o jakieś ładne zdjęcie i kopiowałam je, a później wręczałam jako najbardziej oryginalny podarunek z możliwych.
- To co teraz robimy? - pyta Luka, wrzucając do worka (trzeciego z kolei) ostatni skrawek papieru do pakowania. Co ładniejsze torby i pudełka postanowiliśmy zatrzymać i do czegoś wykorzystać.
W odpowiedzi zostaje obrzucony spojrzeniami godnymi wariata.
Drogą głosowania decydujemy, by zostać przed telewizorem i żywić się resztkami z zamówionego na przyjęcie jedzenia - którego swoją drogą jest znacznie więcej, niż termin "resztki" mógłby wskazywać - dopóki nie wrócą matka i Andrzej. A oni mają się pojawić za dwa dni.
CZYTASZ
Nowa rodzina
Teen FictionZmiany nigdy nie są łatwe. Ale jak tu iść przez życie z podniesioną głową, kiedy wszystko zwala się na nią raz po raz?