7. Trzy ataki.

209 35 1
                                    

Zupełnie wbrew mojej woli zwinęłam się w kłębek pod kołdrą. Gdybym wówczas zaczęła robić notatki z tego, co działo się ze mną tuż przed północą, zapewne wyglądałoby to właśnie tak:

23:57

Strach ogarnął połowę mojego ciała.

23:58

Strach zawładnął moim sercem; niesamowicie przyspieszyło.

23:59

Strach zaatakował mój mózg. Pierwszy raz w swoim życiu naprawdę się bałam. Nie przestraszyłam się, kiedy wraz z Andreasem podpaliłam salę od przyrody. Nie bałam się włamywać się do głównego szkolnego komputera, kiedy pewnego dnia Andreas postanowił zafałszować wynik swojego sprawdzianu. To było nic w porównaniu z tym, z czym wkrótce przyszłoby mi się zmierzyć. Co, jeżeli ten wypucowany zamek to tylko przykrywka, a sam potwór zamierzał skonsumować nas na kolację?

00:00

Stało się. Wybiła dwunasta.

Dlaczego przeczuwałam, że o tej porze może przyjść potwór? Otóż, kiedy byłam mała, zawsze mnie straszono, że o północy wychodzą duchy. Niby nic strasznego, duchy podobno nie istnieją i nie warto w nie wierzyć. A co z Theresą Edną Anastasią Hungary?

Jak to się miało do potwora? Odkąd tylko pamiętam, każdej nocy, dokładnie o północy było słychać jego przerażające wycie...

Leżałam niespokojnie w łóżku i nasłuchiwałam czegoś, co wzbudziłoby moje podejrzenia – i nie usłyszałam nic, nawet przeszywającego kości ryku potwora. Czyżby sobie odpuścił?

W ciszy słyszałam wyłącznie miarowe oddechy moich koleżanek. Melanie, Cymbaline i Beatrice spały, nie przejmując się niczym, chociaż paradoksalnie to one bardziej bały się tego wyjścia niż ja. Wdech i wydech. Wdech, wydech, wdech i z powrotem wydech. Równo i synchronicznie, jakby grały w trio.

Nagle jeden oddech przyspieszył i rozległ się głośny krzyk.

To Melanie krzyknęła, budząc tym samym pozostałe śpiące osoby, a mnie strasząc nie na żarty.

„No to się zaczęło", pomyślałam i zerwałam się z łóżka, aby pójść do sypialni Mel.

Jednakże pół minuty później wszystkie trzy były już w mojej sypialni zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Blada jak papier Melanie trzęsła się, a Cymbie prowadziła ją w głąb pokoju. Pozostawiłyśmy światła zgaszone – bałyśmy się je zaświecać, na wypadek, gdyby okazało się, że jakieś monstrum chowa się w kącie. Zresztą, świecące się światło zaalarmowałoby mieszkańców Dark Villey.

– No dobrze, Melanie. Co się stało? – zapytałam, pomagając jej usiąść na łóżku. Wyglądała jakby miała zemdleć, a mimo to zdecydowała się rzucić sarkastyczną uwagę.

– Mówisz tak, jakbyś nie wiedziała. To był potwór, widziałam go! Spałam spokojnie i obudziło mnie jego głośne sapanie tuż przy moim uchu. Serce zabiło mi szybciej, kiedy otwierałam oczy, a wtedy... Zobaczyłam go! – pisnęła. Cymbaline zakryła usta ręką, jakby sama miała zaraz krzyknąć. Melanie kontynuowała, gdy przestała dygotać: – Miał wielkie, żółte oczy i owłosione ciało, jak wilkołak z moich najgorszych koszmarów! Niczego nie boję się bardziej.

Zapadła krótka, ale pełna napięcia cisza. Beatrice i Cymbaline stały się równie blade jak Melanie, a ja próbowałam połączyć fakty.

– A więc mówisz, że to był wilkołak?

– Najprawdziwszy i najohydniejszy jakiego tylko możesz sobie wyobrazić.

– Ale przecież nikt dotychczas go nie widział.

Ja i FrankieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz