2. Pomocna dłoń.

475 66 5
                                    

Musiałam się poważnie zastanowić nad tym, co zrobić. Sytuacja, w której się znalazłam, była potworna, w każdym znaczeniu tego słowa. Bezustannie biłam się z myślami.

„Iść."

„Nie iść."

„Jak nie pójdę to będę tchórzem."

„Ale to przecież kretynizm w czystej postaci, samobójstwo."

„Skończę marnie w psychiatryku."

Jednym ruchem ręki włączyłam komputer. Chciałam wyszukać coś o zamku na wzgórzu – coś, czego na jego temat jeszcze nie wiedziałam. Może jakąś ciekawostkę, albo kompletnie nieznaną mi wcześniej wersję legendy czy opowiastkę? Szukałam czegokolwiek, co zmniejszyłoby mój strach.

Znalazłam jednak więcej niż sądziłam. Na stronie internetowej w całości poświęconej Dark Villey Castle było zadziwiająco dużo zdjęć. Rzecz jasna fotografie przedstawiały wyłącznie fasadę i ogród. Jedno z nich szczególnie mnie zainteresowało, gdyż było zrobione z lotu ptaka, prawdopodobnie dronem, i prezentowało okazałość całej posiadłości.

Przeglądałam kolejne zakładki i dziwiłam się, jak niewiele wiedziałam do tej pory. Wszystkie informacje zaczęły się układać w całość. Przerażającą i zaskakującą całość.

Dowiedziałam się, że „idealny służący" księcia Jonathana jeszcze nie umarł (nie odnotowano tego, lecz dużo osób myśli, że za straszenie odpowiada jego duch). Aczkolwiek kłamstwem było twierdzenie, w które wierzyłam, że nikt go nie opisał. Twórca strony internetowej dotarł do jakiegoś starego dokumentu, w którym sam książę Jonathan, w pewien sposób, charakteryzuje potwora:

„A sługa ten służy mi lojalnie, poddaje się wszystkim mym eksperymentom. Choć nie jest człowiekiem, ludzką skórę przywdział, a na balach nie wyróżnia się spośród tłumu. Jednak strach o własne życie nieraz zmusza mnie do określania go mieniem potwora."

Sługa, królik doświadczalny, człowiek i potwór. Bardzo sprytne posunięcie. O ile ten tekst był prawdziwy, wiedziałam, czego mam się spodziewać – potwór wyglądał cywilizowanie, był człowiekiem. Zatem żaden wampir, wilkołak ani inny stwór raczej nie wchodził w grę.

Wyłączyłam komputer, gdy zbliżała się dziewiętnasta – Laura mogła wrócić do domu w każdej chwili, a wolałam, żeby nie przyłapała mnie na tym, że tak nagle zaczęłam interesować się zamkiem.

Zgarniając z kuchni miskę z małą porcją spaghetti, wróciłam do swojego pokoju. Siadłam na łóżku i zaczęłam myśleć.

Wiadomości znalezione w Internecie odrobinę wyklarowały sytuację – wiedziałam, czego mogłam się spodziewać po potworze, gdybym poszła na zamek. Jednak wśród wielu artykułów nie znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, czy warto podjąć to ryzyko.

Czy rzeczywiście chciałam podzielić los dwóch chłopaków, którzy wybrali się na zamek przed siedmioma laty? Wyjęłam z szafki gazetę, w której było napisane wszystko na ten temat.

Historia tych nastolatków nie zakończyła się szczęśliwie. Do dnia, kiedy udali się na wzgórze, ich życie było poukładane, osiągali dobre wyniki w szkole, nigdy nie sprawiali kłopotów. Lecz gdy wrócili, nie byli zdolni wydusić z siebie choćby słowa ani zdradzić, co zobaczyli, więc postanowiono o zamknięciu ich w ośrodku zamkniętym – jednak nadzieja na to, że wyzdrowieją, była nikła.

Jaki mieli powód, by zapuścić się na zakazany teren?

„Nie bądźcie zagniewani, kiedy nasze trupy na żywopłocie zawisną. Idziemy do Dark Villey Castle, aby poznać prawdę, lecz jeśli nam się nie uda, nie próbujcie nas pomścić." – napisał jeden z nich w liście pożegnalnym dla swoich rodziców, który zacytowano w gazecie. Przeczytałam ten fragment kilkakrotnie.

Ja i FrankieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz