6. Zwierzenia.

253 36 4
                                    

Melanie była zawiedziona, kiedy oświadczyłam, że nie pójdziemy do laboratorium, które koniecznie chciała pokazać mi i Beatrice, ale wzmianka o tym, że właśnie tam może czaić się potwór, przekonała ją do zmiany zdanie. Ja z kolei odczuwałam ulgę. Może i poddasze było wspaniale wyposażone, a mój drogi przyjaciel na pewno dałby wszystko, by mieć to laboratorium tylko i wyłącznie dla siebie, lecz ja nie miałam zamiaru ryzykować powrotu złych wspomnień sprzed kilku godzin, które jak lawina zalałyby mój umysł, gdybym tylko znalazła się na górze.

W gruncie rzeczy nie były takie złe, ale... Ach, sama nie wiem, co o tym myśleć. To był wyjątkowo słaby pocałunek. Jednak nie potrafiłam przestać o nim rozmyślać, gdyż nie mogłam pojąć jednej rzeczy – dlaczego?

Dlaczego Andreas tak postąpił? Od zawsze mówił mi otwarcie o swoich uczuciach i ilekroć go pytałam, w kim się zakochał, wymieniał imię naszej koleżanki z klasy. Hannah Flory nie wyróżniała się niczym szczególnym – no, może poza tym, że była najpopularniejszą dziewczyną w szkole, dopóki nie przyjechały Cymbaline, Melanie i Beatrice. Andreas nigdy nie rozmawiał z Hannah, ponieważ nie mógł się do niej dostać, a sam twierdził, że nie miał szans na przebicie się, bo zawsze otaczał ją tłum wielbicieli, przeważnie płci męskiej. Może jednak Andreas przestał się nią interesować, kiedy publicznie wyznała, że woli dziewczyny?

I ot tak, nagle, zacząłby zakochiwać się we mnie?

Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał – był jak zwykle oczytany, uprzejmy, zabawny, chwilami nawet sarkastyczny, ale najwidoczniej coś musiało się zmienić. Nie znaczy to, że utracił te cechy, a raczej zyskał nowe, jak większa pewność siebie czy flirciarski sposób mowy. Być może zaczął oglądać nudnawe romanse o przystojnych amantach – musiał przecież wyćwiczyć się w takim zachowaniu, skoro dziś popołudniu zdobył się na to, by mnie pocałować.

Nie, to nieprawda. Andreas nie mógł się zmienić tak nagle, praktycznie z dnia na dzień. Może ten gest miał miejsce pod wpływem impulsu? Jakiegoś nagłego pragnienia, tchnienia?

Moją wewnętrzną wojnę z myślami zauważyły pozostałe koleżanki, które, w pełni gotowe do snu, siedziały razem ze mną na szerokim łóżku w moim pokoju. Usiadłyśmy w kole, aby ustalić zasady, jak postępować w razie, gdyby przyszedł „idealny sługa". Podczas gdy one głośno dyskutowały nad tym, czy lepiej skryć się pod kołdrą czy też uciec, ja zastanawiałam się, jaki dać matce pretekst do wyprowadzki, albo coś w tym stylu.

Nie wiedzieć dlaczego, to rozwiązanie wydało mi się całkiem sensowne. W każdym razie, dużo lepsze niż całkowite zerwanie kontaktu z Andreasem.

– Hej, co z nią? – zapytała Cymbaline, wskazując na mnie.

– Nie mam pojęcia. – Bea wzruszyła ramionami, po czym zaczęła machać mi dłonią przed oczami. – Halo, ziemia do Electry!

– Ach! Co, gdzie, jak?! O, to tylko wy. Co za ulga...

Melanie wzniosła oczy do sufitu.

– Electro, co się dzieje? Wyłączyłaś się czy co?

– Tylko na momencik – wyjaśniłam speszona, zakładając pasmo rudych włosów za ucho.

– Momencik, tak? – powtórzyła Melanie, zniecierpliwiona. – Siedzimy tu dobre dwadzieścia minut, a ty się nie odezwałaś ani słowem. Wyjaśnisz nam łaskawie, o co chodzi?

„O Andreasa", miałam powiedzieć, ale ugryzłam się w język.

– To długa historia, może później wam to opowiem. A na razie... – zaczęłam się rozglądać, żeby coś wymyślić. Mój wzrok padł na poduszkę. – Chciałabym się przespać, więc...

Ja i FrankieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz