15. Koniec tajemnicy.

165 25 18
                                    

Neil

– Potrzebna karetka do szkoły przy Grand Avenue. Piętnastolatka straciła przytomność.

Komunikat z dyspozytorni sprawił, że mimowolnie w mojej głowie pojawiły się ciemne myśli. Chociaż było to zwykłe wezwanie – w końcu codziennie ktoś mdleje – miałem przeczucie, że stało się coś bezprecedensowego. I w mniejszym bądź większym stopniu miało to związek z Electrą.

Nie dopuszczałem do siebie myśli, że to ona poczuła się źle. Jednak jakaś część mojego umysłu, która wciąż nakazywała mi czuć się za nią odpowiedzialnym, domagała się uwagi i przyprawiała mnie o niepokój.

Chris chyba to zauważył.

– Co jest, stary? – spytał, uruchamiając silnik. Z całą siłą wcisnął gaz, nie zwracając uwagi na to, że nie zdążyłem jeszcze zapiąć pasów. – Stało się coś?

– Skąd taki pomysł?

– Wyglądasz jakoś dziwnie – stwierdził. – Jakby coś ciążyło ci na sumieniu. – Energicznym ruchem ręki skręcił w prawo, a potem włączył syreny, które zaczęły mnie irytować jak nigdy. Byłem przyzwyczajony do ich wycia, ale teraz wprost uszy krwawiły mi od tego skowytu.

– Nic mi nie jest – odburknąłem.

Wyjrzałem przez okno, mając nadzieję, że Chris odpuści sobie przesłuchanie.

– No dobra, nie będę naciskał. Ale jakby co, to wiedz, że zawsze możesz mi się wygadać. Jak kumpel kumplowi.

Westchnąłem.

Znałem go za dobrze, by wiedzieć, co miał na myśli. Nie będzie o nic pytał – ale tylko przez pierwsze dwie minuty. Nigdy tak do końca nie odpuszczał, a przez lata ścisłej współpracy z Chrisem nauczyłem się, że najlepiej powiedzieć coś, co go usatysfakcjonuje, nieważne czy byłaby to prawda, czy niedorzeczne kłamstwo.

Jednak tym razem uznałem, że oszustwo nie ma sensu. I tak by się dowiedział, prędzej czy później.

– Chodzi o Electrę – powiedziałem. Nie oderwałem oczu od szyby. Przy okazji zanotowałem w pamięci, że przydałoby się skoczyć na myjnię.

– To ta twoja ukochana, ruda córeczka, od której się odwróciłeś, ale nie chcesz się przyznać przed żoną, że wciąż jest dla ciebie ważna?

Wywróciłem oczami.

– Znasz jakąś inną osobę o tak nietypowym imieniu?

– Nie. Ale zastanawiam się, kto je wybrał.

– A ja nie wiem, czemu się zgodziłem.

Chris zaśmiał się, ale zaraz potem ponownie skupił się na drodze. Przyspieszył, wyprzedzając sznur samochodów próbujących wjechać na parking przy markecie, a potem ostro skręcił w prawo.

– I co z nią? Rozmawialiście ostatnio?

– Nie.

– Więc co cię gryzie? – zapytał. Zwolnił odrobinę, szukając bramy, za którą powinien zaparkować.

– Musisz jeszcze raz skręcić. Wjazd jest od strony Madison Avenue – podpowiedziałem.

Tak zrobił, a kiedy wreszcie zatrzymał karetkę na podjeździe, obaj wyskoczyliśmy na zewnątrz.

– A odpowiadając na twoje pytanie – zacząłem – mam niejasne przeczucie, że wezwanie, z powodu którego tu przyjechaliśmy, jest jakoś powiązane z El.

– Myślisz, że to ona zemdlała?

– Bardziej liczę na to, że tak nie jest.

Chris położył mi dłoń na ramieniu.

Ja i FrankieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz