11. Powrót.

285 30 2
                                    

Około godziny dziesiątej, w pełni rozbudzona i przebrana w świeże ubranie, chciałam sprawdzić, czy moje przyjaciółki już wstały. Jednak to one odwiedziły mnie pierwsze. Cymbaline, Melanie i Beatrice jak gdyby nic wparowały do mojej sypialni, kompletnie gotowe do wyjścia. Wyglądały jak zawsze, ale coś się zmieniło w wyrazie ich twarzy – ich oczy były puste, jakby straciły sens życia. Przez myśl przemknęło mi pytanie, czy aby na pewno Frankie nie przestraszył ich tak, że postradały rozum.

Moje obawy rozwiały się, kiedy Melanie się odezwała, tonem tak samo wrednym jak zazwyczaj.

– Jak się spało, El?

– Całkiem przyjemnie, choć przez chwilę czułam się, jakbym była księżniczką na ziarnku grochu – przyznałam z uśmiechem. – Też miałyście takie wrażenie?

Nie zamierzałam powiedzieć im o tym, że poznałam Frankiego, zwłaszcza po wyznaniu Melanie. Wtedy straciłam do nich zaufanie.

Nagle zaburczało mi w brzuchu.

– Chodźmy coś zjeść – zaproponowałam. Nie chciałam, żeby zapytały o potwora. Nie przed śniadaniem.

Zgodziły się skinieniem głów. Zanim zeszłyśmy na dół, sprawdziłyśmy w pokojach, czy na pewno niczego nie zostawiłyśmy.

W jadalni usiadłam obok Beatrice, a Mel i Cymbaline zajęły miejsca naprzeciwko. Na stole stały cztery talerzyki z szarlotką – stróżka białego dymu świadczyła o tym, że Frankie upiekł świeże – oraz szklanki i dzbanek napełniony wodą. Zapominając o obecności przyjaciółek, zaczęłam konsumować ciasto, które wręcz rozpływało się w ustach – zatem Frankie się mylił twierdząc, że chłodniejsza jest lepsza niż ciepła.

Dziewczyny nic nie jadły. Obserwując mnie, wyglądały na głodne, ale żadna nie odważyła się spróbować szarlotki.

W połowie mojej konsumpcji ciszę przerwała Melanie.

– Jak ty możesz jeść w takiej chwili? – rzuciła oskarżycielsko, wstając z krzesła. Cymbie i Bea popatrzyły na siebie.

– Jakiej chwili? – spytałam, jak gdyby nigdy nic, odrywając srebrnym widelcem kolejny kęs. Sprytnie udawałam zaskoczoną.

Nadawałabym się na aktorkę – pomyślałam. – Muszę dokładnie przemyśleć ścieżkę swojej kariery zawodowej."

– Tylko mi nie mów, że nie wiesz, o czym mówię, El. – Groziła mi palcem. – Mnie, Cymbaline i Beatrice nastraszył okropny potwór. Zakładam, że ciebie też, ale nie chcesz się przyznać. I spokojnie jesz ciasto, które wzięło się nie wiadomo skąd. Nie obrzydza cię to?

Przez moment wyglądałam na zamyśloną, ale odpowiedź znałam od razu. Wzruszyłam ramionami i starałam się zabrzmieć bardzo wiarygodnie.

– Nie.

Cymbaline wyglądała na wściekłą. Zerwała się z krzesła, podobnie jak Mel.

– No wiesz!

– Skoro nie tylko mnie zachowanie Electry wydaje się podejrzane – zaczęła Beatrice – może warto zapytać ją o to, co dokładnie wydarzyło się dziś w nocy w jej sypialni, nie uważacie? Nie wierzę, że tak spokojnie sobie spała.

– Dokładnie to samo miałam zaproponować, Bea. – Zgodziła się Cymbie i zwróciła do mnie. – Powiedz szczerze, El, co stało się u ciebie, kiedy my sobie spałyśmy?

Nie miałam gotowej wymówki. Wiedziałam, że będą dociekać, jeśli się pomylę, dlatego zdecydowałam się na prostotę.

– To... to była dość dziwna noc. Po tym, jak potwór przestraszył Cymbaline – zerknęłam na nią; zbladła w okamgnieniu przypomniawszy sobie potwora pod postacią baranów – liczyłam, że nawiedzi mnie Wolters albo coś, o czym nawet bałam się pomyśleć. Ale gdy wróciłam do siebie, zwyczajnie położyłam się na łóżku i myślałam, jak zawsze. Nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Nie zauważyłam nawet, kiedy zasnęłam. Zanim się obejrzałam, nastał ranek.

Ja i FrankieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz