4. Nawiedzony dom.

381 42 6
                                    

Szkolenie klona było ciekawym zajęciem, które pochłonęło również mnóstwo czasu. Brakowało naprawdę niewiele, abym spóźniła się na „nocowanie" u Melanie, które zaplanowałyśmy na dziewiętnastą – gdy zerknęłam na zegar, wskazówki pokazywały siedemnastą trzydzieści. Miałam zatem niecałą godzinę, żeby spakować się i wyjść z domu, jeśli nie chciałam się spóźnić.

– Muszę już lecieć, inaczej się spóźnię! Do zobaczenia! – zawołałam, w pośpiechu przytulając Hazel.

„Jeśli przeżyję", dodałam w myślach.

Oboje patrzyli zdziwieni, jak wychodzę z laboratorium. Moja nowa siostra od razu wiedziała, czemu ich opuściłam, ale przyjaciel wyglądał, jakby był niedoinformowany albo o czymś kompletnie zapomniał. Zdezorientowany zapytał:

– Coś się stało?

– Przypomniała sobie o wyprawie do zamku.

Andreas pokiwał głową. Wydawał się wzruszony.

– Myślisz, że się boi? – spytał.

– Odrobinę. Ale wierzy, że jej się uda. – Hazel także posmutniała.

Mając świadomość, że tak nagle opuściłam dwie najbliższe mi osoby i mogłam już ich więcej nie zobaczyć, ogarnęła mnie rozpacz. Myślałam, że zaraz się popłaczę.

– Tak bardzo chciałbym jej coś powiedzieć...

– Co takiego?

Przez dłuższą chwilę Andreas sprawiał wrażenie, jakby bił się z myślami. W końcu poprosił Hazel, aby przełożyli tę rozmowę na później. Nie powiedział, dlaczego.

Byłam w swoim pokoju i szukałam torby, do której mogłam zapakować wszystkie potrzebne rzeczy, a mimo to słyszałam ich doskonale, jakbym nadal znajdowała się w laboratorium tuż obok nich.

Zachowanie Andreasa wydało mi się dziwne – ukrywał coś przede mną? – niemniej jednak skupiłam się na tym, co miałam zrobić.

Próbowałam jakoś wyłączyć moją telepatyczną więź z Hazel tak jak kończy się połączenia telefoniczne, ponieważ nie chciałam, aby dalsza rozmowa między nimi zaprzątała mój umysł. Cisza, która nagle nastała w mojej głowie, przeraziła mnie bardziej niż się spodziewałam. Bałam się, że utraciłam swoją cenną umiejętność raz na zawsze. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że nie.

Wygrzebałam z dna szafy czerwono-szary plecak wycieczkowy, który nie wyróżniał się niczym szczególnym, za to był pojemny – idealny na nocowanie u koleżanki. Upchałam do niego piżamę, ubranie na następny dzień, szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów, buty, bieliznę, ładowarkę do telefonu (wcale nie liczyłam, że znajdę miejsce, gdzie mogłabym ją podłączyć) i oczywiście aparat, aby sfotografować to, czego nikt nie widział od kilku wieków. Dorzuciłam jeszcze kilka gadżetów i trochę jedzenia, po czym zostawiłam na lodówce wiadomość, że wybieram się na noc do Melanie. Mama w prawdzie wolałaby, abym zadzwoniła do niej z taką informacją, ale byłam zbyt przejęta sytuacją i bałam się, że przypadkiem zdradzę swoje prawdziwe plany.

Z domu wyszłam kwadrans po osiemnastej. Ze łzami w oczach przekręciłam klucz w zamku, spoglądając na dom po raz ostatni –prawdopodobne było to, że nigdy już tu nie wrócę.

Planowałam jeszcze wejść do laboratorium i pożegnać się jak należy, ale to Andreas przyszedł do mnie. Założył normalne ciuchy. Dodatkowo złapał mnie w pasie, gdy się obracałam, kierując się w stronę ulicy. Jego zachowanie i zniewalający uśmiech, który nagle wykrzywił jego usta wydał mi się podejrzany.

Ja i FrankieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz