Wstęp

1.1K 44 1
                                    


,,All great things are simple,

And many can be expresses in single words:

Freedom, justice, honor, duty, mercy, hope."

-Winston Churchill



Nawet nie zauważyłam, gdy moje życie stało się monotonne. Zwykłe czynności stały się rutyną, której nie w sposób zmienić. Chociaż nie powinnam się dziwić, w końcu jestem w wojsku.
Na początku nie miałam czasu na poranną toaletę. Wszystko wydawało się dziać za szybko. Czasem nawet nie zdążyłam się najeść. Teraz zaoszczędzony czas wykorzystuję na dodatkowe ćwiczenia.

Dzień zaczyna się jak zawsze, oddział wstaje o 5 rano, mamy 10 minut na ubranie się i odświeżenie, 15 minut na śniadanie, następnie zbiórka, 5 km biegu, ćwiczenia. To nasza poranna rozgrzewka. Kończy się ona około godziny 7-8. Wtedy dla młodych (dla osób, które nie skończyły nauczania, a zaciągnęły się) są organizowane zajęcia. Nacisk kładziony jest głównie na przedmioty humanistyczne. Generalnie nikt nie przykłada wagi do nauki, dlatego tak mało jest osób wykształconych w wojsku. Zależy im na rozwijaniu się fizycznie, a gdy przychodzi do taktycznego przemyślenia sytuacji na froncie nikt nie wie co zrobić, żałosne. Ja lubię naukę. Jest to jakaś odskocznia od codziennej rutyny. Najbardziej lubię historię i zajęcia z literaturą. W każdym razie zawsze jakoś może się to przydać na froncie, chociażby strategie. Między lekcjami mamy obiad. Po szkole poligon. Spędzamy tam jakieś 3-4 godziny. Po powrocie do szkoleniówki kolacja. Dzisiaj przyszły listy od rodzin. Jak zwykle nic nie dostałam. Wokół zrobiło się zamieszanie. Nienawidzę tego. Nie kończę kolacji i idę do pokoju. Przeżyję jak nie zjem.

W pokoju jestem z samymi chłopakami. Jestem jedyną dziewczyną w korpusie. Szczerze? Nie robi mi to różnicy. Może nawet dobrze, że jestem z samymi facetami, może mnie to dodatkowo wzmocni. Wrzawa na stołówce stopniowo cichnie. Wszyscy wracają do pokoi. Teraz mamy czas dla siebie. Mówiąc czas dla siebie mam na myśli kąpiel i spanie. Oczywiście tej nocy nawet sen nam odebrano. Biegi przełajowe z pełnym ekwipunkiem na plecach. Chociaż nie ukrywam uwielbiam je. Każdy narzeka, a tak naprawdę nie widzi nocnego piękna, nie patrzy na rozgwieżdżone niebo. Każdy tylko jest wkurzony na kapitana, a przecież gdy wyślą nas na wojnę nie będzie taryfy ulgowej.

Biegniemy 7 km. Gdy wracamy robi się już jasno ale mamy jeszcze z 2 godziny snu. Później wszystko zaczyna się od nowa. Chociaż coś przerwało błędne koło - pojawienie się rekrutów. Nienawidzę ich. Chodzą z wysoko podniesioną głową. Myślą, że wiedzą na co się piszą, a tak naprawdę nie wiedzą czym jest wojsko. To istne piekło.Dlatego wiele wraca do domu. Nie wytrzymują albo fizycznie, albo psychicznie.Co najbardziej mnie wkurzyło? Mianowicie podczas lekcji nie mogę się powstrzymać i patrzę przez okno. Rekruci właśnie wysiadają z samochodu.Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to futerał na skrzypce.



Witam wszystkich, którzy przetrwali przez wstęp do mojego opowiadania. Pierwszy rozdział krótki, ale daje ogólny zarys historii. Na razie jest to czysto wojskowe opowiadanie, ale zapewniam, że później się to zmieni. Mam nadzieję, że komuś to przypadnie do gustu i będzie czytał dalsze przygody Mari.




Motyl wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz