XX Nieśmiertelni

259 18 3
                                    

-TERAZ!- krzyczę. Każdy wie co robić. Wyskakujemy z samochodu, który w jednej chwili eksploduje, a wraz z nim cała amunicja. Jesteśmy bezpieczni. Jak na razie. Szybko wyjmuję pistolet. Zdejmuje z dachu tego, który przed chwilą rzucił granat. Razem z kierowcą jest nas czterech.

-Gdzie jest do cholery kierowca?- wszyscy szybko rozglądają się po okolicy.

-Pieprzony gnojek- Asuka wali pięścią o mur. Doskonale wiemy, że uciekł. Nawet dobrze. Jeżeli jest tchórzem lepiej, żeby nie utrudniał nam roboty. Pewnie już go zabili.

Przeciwników zostało dwóch. Dokładnie wiem gdzie są. Celnie trafiam w dane punkty. Spoglądam na nadal płonący wrak samochodu. Do kwatery musimy iść pieszo. Wysuwam głowę z ukrycia, żeby sprawdzić, czy bez przeszkód możemy ruszać dalej. Kiwam ręką na znak, że możemy ruszać dalej. Nagle słyszę strzał. Odwracam się za siebie. Podnoszę pistolet i wymierzam kulę prosto między oczy przeciwnika. Wszystko wydaje się dziać w zwolnionym tempie. Podbiegam do leżącego na ziemi chłopaka. Wypuszczam z dłoni pistolet i odwracam towarzysza na plecy. Kula przeszyła klatkę piersiową. Krew rozlewa się w zastraszającym tempie, wsiąkając w suchą ziemię. Szybko uciskam rękoma ranę.

Czy człowiek oszalał? Kto znajdzie sposób, by przeżyć jeszcze jeden dzień? To rozprzestrzenia się jak zaraza. Nie ma żadnych szans na pokój. Przez religię i chciwość krwawią miliony. Niewielu pozostanie.

-Mari...przepraszam. Od samego początku byłem bezużyteczny.

-Nieprawda. Nie byłeś i nie jesteś. Wręcz przeciwnie potrzebujemy cię. Jesteś częścią oddziału. Tylko z tobą tworzymy całość. Każdy w nim jest tak samo potrzebny, więc nie gadaj głupot- łzy zaczęły napływać mi do oczu, jednak je powstrzymałam. Nie czas na nie.

-Mari... J- ja nie chcę... umierać- z oczu Kokoro popłynęły łzy.

-Nie umrzesz. Spokojnie. Nie tutaj. Masz przed sobą długie...

-Mari on już cię nie usłyszy- Rin, klęczący obok mnie, położył mi na ramieniu rękę. Asuka odwrócił wzrok ukrywając łzy. Spojrzałam na twarz Natsuko. Jego oczy były puste. Asuka delikatnym ruchem ręki je zamknął.

-Nie! To nieprawda! Natsuko nie udawaj!- chwyciłam za jego bezwładne ramiona i zaczęłam go za nie szturchać. – To nieprawda. Nieprawda! Natsuko otwórz oczy!- krzyczałam nieustannie przez łzy.

- Mari! – krzyknął Rin. – Już za późno.

Puściłam ciało chłopaka. Nastała cisza. Gładziłam dłoń Natsuko. Nagle obok przeleciała kula, uderzając w mur za mną. Pułapka. Od początku było ich więcej. Asuka chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.

-Nie! Nie zostawię go!- próbowałam wyszarpnąć rękę z ucisku kuzyna.

-Mari zrozum, że już mu nie pomożesz. Ratuj teraz siebie!- chłopak pociągnął mnie za rękę, jednak ja odwróciłam się i pociągnęłam za spust pistoletu, który w ostatniej chwili zdołałam podnieść z ziemi. Asuka i Rin pobiegli przodem. Każda kula trafiła w cel waląc trupy na ziemię. Kiedy skończyły mi się naboje wyrzuciłam pistolet, który był teraz bezużyteczny i wskoczyłam za stertę kamieni, za którą ukrywali się moi towarzysze.

-Jest ich za dużo. Nie damy rady.

-Wiem. Dlatego wy pójdziecie przodem, a ja was będę osłaniać.

-Zgłupiałeś?! Myślisz, że się na to zgodzę?- Asuka popatrzył na mnie oczami pełnymi troski, uśmiechnął się do mnie i wstając pocałował mnie w czoło.

-Dziękuję. Kocham cię siostrzyczko- pobiegł przed siebie. Prosto na wroga.

A kiedy staną w obliczu śmierci, są tacy sami

Rzucił granat, który powalił mały oddział, jednak zza dymu zaczęli wybiegać kolejni.

Nie ma prawych, czy niesprawiedliwych

Rin pociągnął mnie za rękę. Zaczęliśmy biec. Obejrzałam się jeszcze za siebie.

Bogatych, czy biednych

Asuka przez chwilę jeszcze usiłował się bronić. Ktoś wystrzelił z pistoletu prosto w jego głowę. Jego ciało bezgłośnym hukiem upadło na ziemie niknąć wśród innych powalonych przez niego wrogów. Odwróciłam wzrok. Musiałam biec dalej. Dla niego, dla nich.

Obojętnie komu służyli

Nagle poczułam, że już nikt mnie nie ciągnie.

Dobrzy, czy źli

Mocny uścisk na mojej dłoni się rozluźnił. Jego ciało leżało przede mną.

Wszyscy są tacy sami

Żaden z moich towarzyszy nie umarł w równej walce.

Teraz spoczywają ramię, w ramię

Stałam osaczona przez wroga. Teraz ja odejdę tak samo. To koniec. Ściągam karabin z piersi. Nie dam się tak łatwo. Nie po tym wszystkim. Zabijam kilku wrogów. Koniec naboi. Wyciągam ostatni granat. Jedna z kul wroga przeszyła moją pierś, ale to mnie nie powstrzymuje. Rzucam granat, który nie leci zbyt daleko. Wybuch jednak wydaje mi się tak odległy. Głosy stają się coraz dalsze. Z oddali słyszę nadjeżdżający samochód. To nasi. Wrogowie zajęli się nimi. Nie mają szans. Teraz wygramy. Słyszę grzmot karabinów, granatów i krzyk milionów gardeł. ,,Strzał po strzale... Gęsto... Wrzaski strachu i wybuchowe krzyki bitewnego upojenia...''Wygramy. Ale beze mnie. Gdzieś tam leży mój brat, moi towarzysze. Szepczą do mnie, że już czas, abyśmy byli razem. Ostatni raz spoglądam w słońce. Słyszę szum wiatru. Przed oczyma blaski i cienie. Czy to zbliża się dowódca, czy to Asuka? Nie to Rin wstaje i podchodzi do mnie. Rin, czy Asuka? Kou! Kou! Te ciemne rozczochrane włosy. To na pewno on. Kochany. Teraz ja umieram. Nareszcie razem. Na zawsze.

,,Nieubłagana sprawiedliwość powoli, lecz nieodwołalnie zbliża karzącą dłoń ku gardłom zbrodniarzy świata. We krwi i męce tworzenia rodzi się wolny świat Jutra, zamglony chaosem chwili. Walka trwa. Trzeba przerwać tę opowieść. Opowieść o wspaniałych ideałach BRATERSTWA i SŁUŻBY, o ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i PIĘKNIE ŻYĆ."

KONIEC


Cytaty i inspiracja:
-Sabaton- A Lifetime Of War

-Horytnica- Krwią piszę list do Ciebie

-Aleksander Kamiński- Kamienie na szaniec


Motyl wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz