IX

447 25 0
                                    

W kościele jest przyjemnie chłodno. Jest to mała drewniana świątynia. Nad wejściem znajduje się chór, na którym są organy. Nikt nigdy na nich nie grał.Generalnie w kościele zawsze było pusto. Nigdy nikogo (nie licząc mnie i księdza) w nim nie było. Siadam w drewnianej, podniszczonej ławce. Tym razem z przodu siedzi... Asuka. Tak to na pewno on. Nie przysiadam się do niego. Poczekam na niego po mszy. Wchodzi duchowny. Zawsze było przy tym cicho. Bez dzwonu,dźwięku organ. Tym razem jest inaczej. Słychać dźwięk ...skrzypiec z akompaniamentem organ (najwidoczniej nadszedł czas zmian w tym błędnym kole).Ktoś gra 


Dźwięki były pełne ciepła, a jednocześnie żalu, zmęczenia. Może dziwnie to zabrzmi ale były takie... dojrzałe. Poczułam jak mnie otaczają. Każdy podźwięk jakby przybierał inną barwę. Wszystko wokół mnie zdawało się znikać. Otaczały mnie już same dźwięki. Barwy ciepłe zaczęły przeplatać się z zimnymi. Zaczęły układać się w niejednostajny obraz. Trudno to określić. Przestałam panować nad emocjami. Stałam jakby wmurowana w kamienną posadzkę świątyni. Z całego zauroczenia wyrwała mnie dalsza część liturgii. Teraz zauważyłam jak mocno ścisnęłam oparcie ławki.


Po mszy nie czekając na nikogo wyszłam z kościoła. Musiałam coś zrobić i to jak najszybciej.

Dzisiaj Kou może wrócić do ćwiczeń. Więc pewnie się zbiera z pokoju sanitariuszki. Puki nie wrócił do codziennej rutyny muszę mu coś powiedzieć.

-Kou muszę ci coś powiedzieć- zaczynam wchodząc do pokoju. Oczywiście pielęgniarki nie było. Kou zakładał akurat bluzkę. Odwróciłam wzrok, a on pośpiesznie zsunął koszulkę na dół.

-To dobrze się składa. Ja...

-Zostaw mnie w spokoju.

-Co?- Kou był zmieszany, nie wiedział o co chodzi.

-Zapomnij o mnie. Tak będzie lepiej - odwróciłam się i chciałam już wyjść ale wtedy Kou złapał mnie za rękę.

- Co to wszystko ma znaczyć?! O co ci chodzi?! – desperacko wykrzyczał słowa, zaciskając coraz mocniej dłoń.

-To co słyszałeś, a teraz mnie puść. Zaraz zaczyna się trening- Kou osunął rękę, a ja wybiegłam z pokoju. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale wiem, że zrobiłam dobrze. Tak Kou nie będzie już więcej skrzywdzony. Już wystarczająco dużo przeze mnie wycierpiał.

Znów wracam do codziennej rutyny. Staram się by nic mnie z tego nie wytrąciło, żadne zbędne myśli. Zatracam się w treningu chcąc zapomnieć o Bożym świecie. Omijam Kou wielkim łukiem. Odzywam się do niego tylko z konieczności. Staję się oschła dla otaczających mnie ludzi nawet dla Asuki. Tworzę wokół siebie nieprzekraczalną barierę. Wiem, że robię dobrze, więc czemu czuję, że tak nie jest. Czuję, że robię coś źle, że czegoś mi brakuje. ,,Boże pomóż mi to przetrwać" powtarzam bez ustanku, to jedyne co trzyma mnie jeszcze przy zmysłach. Modlitwa pozwala mi zachować człowieczeństwo. Tylko czemu to tak boli? Czemu to tak boli?! Przecież robię dobrze. Nikt nie zostanie skrzywdzony, więc dlaczego? Zaczynam czuć, że coś we mnie pęka. Coś ciągnie mnie nieubłaganie w dół. Wszystko zatapiałam w ćwiczeniach i modlitwie. 


Witam, witam :3 Jak widzicie wyrobiłam się z rozdziałem i jest w sobotę. Ostatnio szalejecie z wyświetleniami, chyba nie macie co robić :P Ale dziękuję za nie bo jest ich coraz więcej. Jeszcze trochę i koniec roku :3 Macie wszystko zaliczone, czy jeszcze walczycie o jakieś oceny? Jeśli tak to trzymam kciuki.

Do następnego :3 

Motyl wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz