XII

304 21 0
                                    

-U-cie-kaj – Kou wydusił z trudem słowa próbując równocześnie nabrać powietrza przez zaciśniętą krtań.

-Hikari! Co ty wyprawiasz?! –zrywam się z podłogi i ruszam powoli w kierunku chłopaka, jednak ten przyciska nóż do szyi Kou i przecina naskórek. Krew strumieniem spłynęła po jego szyi.

- Nie zbliżaj się!? – w jednej chwili zatrzymuję się i stoję wryta w ziemię jak słup soli.- Jeszcze jeden krok a poderżnę mu gardło! Wszystko widziałem. Rozumiesz?! Wszystko!- przed oczami przelatuje mi wszystko co przed chwilą zdarzyło się w gabinecie. Czuję jak krew napływa do moich policzków. –Dlaczego?! Dlaczego wybrałaś jego, a nie mnie?! Te wszystkie rozmowy, ten razem spędzony czas nic dla ciebie nie znaczą? – prawda, gdy odsunęłam się od Kou bardzo zbliżyłam się do Hikariego. Przełamałam to co wcześniej do niego czułam. Przezwyciężyłam złość i nienawiść do niego i naprawdę go polubiłam. Częściej z nim rozmawiałam, spędzałam czas. Nie miałam pojęcia, że to aż tyle dla niego znaczy.

Z oczu Hikariego popłynęły łzy, a jego ręka coraz mocniej zaciskała się na krtani Kou, który zaczął się dusić. Muszę coś szybko wymyślić.

-Przepraszam. Wiem, że to nie wynagrodzi ci tego co musiałeś przeze mnie wycierpieć, ale skrzywdzenie Kou w niczym ci nie pomoże. Nie zmieni to moich uczuć, a już na pewno nie sprawi, że poczujesz się lepiej.

-Skąd możesz to wiedzieć? – w tym momencie Hikari podnosi nóż i celuje prosto w brzuch Kou.

-Hikari przestań! – zbieram w sobie wszystkie swoje siły i podbiegam do chłopaka. Uwalniam Kou i szybkim ruchem ręki popycham go na bok jednocześnie obejmując Hikariego. Rozpędzona ręka chłopaka nie zdążyła wyhamować. Czuję mocne uderzenie w plecy. Nóż tkwi we mnie po samą rękojeść. Nóż w plecach to dość kłopotliwa sprawa. Tak naprawdę nie boli, w każdym razie nie bardzo. Natomiast jest lodowaty jak cholera. Promieniujące z niego zimno obejmuje całe ciało i odbiera siłę nogą. Można to porównać do gryzienia kostki lodu, tylko że teraz czuję to wszędzie. Czuję jak prześlizgujące się ostrze przecina wnętrzności. Hikari nie przekręca noża. Najwyraźniej nie chciał mnie zabić, albo po prostu wynika to z jego niedoświadczenia. Mój uścisk staje się słabszy. Nogi się pode mną uginają. Powoli osuwam się na ziemię. Hikari szybko mnie łapie obejmując mnie w pasie.

Pada razem ze mną na kolana. Słyszę dźwięk upadającej na ziemię stali. Najwyraźniej chłopak wyciągnął nóż z rany. Spojrzałam w kierunku Kou. Nieruchomy leżał na podłodze. Na szczęście jego klatka piersiowa się podnosiła. Uśmiechnęłam się na myśl, że nic mu nie jest.

-Hikari. Przepraszam. Ale wiesz, myliłeś się. Nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczyło. Ten czas spędzony z tobą- mój głos był ciepły, bez wyrzutów, mówiłam prosto z serca. Czuję mocniejszy uścisk chłopaka i ciche szlochanie, które po chwili przeradza się w płacz. Delikatnie odsunęłam go od siebie, żeby móc spojrzeć mu w oczy.

-Dziękuję ci za to- uśmiecham się do niego i momentalnie odwracam twarz. Czuję jak coś ciepłego napływa mi do ust. Zaczynam kaszleć krwią.

-Mari!-Hikari wydaje się być przerażony.

-Spokojnie- próbuję go pocieszyć- to nic. Bywało gorzej-mówię uśmiechając się. Mimo to nie mogę powstrzymać napływającej krwi do ust. Zaczyna mi się robić zimno i oddycha mi się coraz ciężej.

W tym momencie słyszę zbliżające się kroki. 

Witam wszystkich czytelników. Myślę, że rozdział całkiem spoko. Jak już pewnie zauważyliście (choć ciężko było nie zauważyć)  rozdziały nie pojawiają się regularnie (lenistwo i te sprawy) i pewnie tak już zostanie. Będę je dodawać kiedy będę miała wenę itd. chociaż i tak cały czas tak robiłam :P Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.

Rozdział inspirowany fragmentem z książki Matthewa Woodringa Stovera pt. ,,Bohaterowie umierają".

Pozdrawiam i do następnego :3 

Motyl wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz