I

900 34 0
                                    


Jakiś chłopak (około 16 lat, czyli w moim wieku) przywiózł do wojska skrzypce, ale jak mu się to udało. Na pewno dał im w łapę. Jakiś bogaty lamus, który myśli, że jest Bóg wie kim. Myślałam, że mnie rozsadzi od środka, ale się powstrzymałam. Dzisiejsza lekcja jest dość przydatna, mianowicie mowa o odsieczy wiedeńskiej. Niesamowita taktyka Sobieskiego. Wszystko dokładnie przemyślane. Dzięki temu ogarnęłam emocje. Niestety mamy mało czasu na lekcje jest to 1,5 godziny dziennie. Naprawdę niewiele. Nareszcie poligon. Dzisiaj nie mogłam się go doczekać. Muszę się zmęczyć, wyżyć potrzebuję tego. Nie mogę przestać myśleć o tym gówniarzu ze skrzypcami. Podchodzę do ,, miejsc snajperskich" . Są to po prostu szeregowo ustawione Barretty, a w oddali stoją tarcze. Nareszcie. Znów przed oczami mam chłopaka z futerałem. Klękam i przybieram pozycję do strzału. Pociągam za spust. Momentalnie uwalniam wszystkie emocje. Przecież każdy z nas tutaj ma marzenia, ale wojsko wszystko nam odbiera. Chciałam iść do szkoły plastycznej, ale wylądowałam tutaj. Więc dlaczego? Dlaczego dla niego zrobiono wyjątek? Ze wściekłości zaciskam zęby, od siły nacisku i hałasu wywołanego przez broń zaczyna boleć mnie głowa. Zdaję sobie sprawę, że trafiłam idealnie we wszystkie cele, a wszyscy stoją jak wmurowani i się na mnie gapią.

- Dalej szczeniaki, wracać do ćwiczeń. To nie zabawa.

Słysząc wściekły głos kapitana wszyscy odruchowo stają na baczność. Ja też chcę jak najszybciej wstać. Nie zdążyłam. Kapitan zdążył do mnie podejść, kiedy przyklękłam na jednym kolanie. Zbliżył się do mnie ohydnie blisko i szepnął mi do ucha:

-Gratuluję, Mari.

Jego oddech był ciepły, aż nieprzyjemny. Po plecach, mimo pełnego umundurowania przeleciał mi zimny dreszcz. Gdy poszedł dalej wszystko zaczęło się toczyć normalnie.
Normalnie powiedziałam? Po powrocie do kwater okazało się, że niestety ale nie ma więcej miejsc dla nowych, więc dostawiono do nas łóżka. Zgadnijcie kogo nam przydzielili. Gdy go zobaczyłam, poczułam jak robi mi się ciepło i niedobrze. Nawet nie przekroczyłam progu, od razu odwróciłam się na pięcie i wyszłam, z chwili na chwilę mój krok stawał się szybszy nawet się nie spostrzegłam kiedy zaczęłam biec. Dlaczego akurat musiałam trafić na niego? Zrobiłam sobie dodatkowy trening.

Nim się obejrzałam byłam jakieś 10 km od korpusu. Dziwne. Nie czułam się jakoś specjalnie zmęczona. Stałam na niewielkim wzniesieniu. W dole były pola za którymi rozciągał się las. Usiadłam na skraju zbocza, obok mnie rosło stare, rozłożyste drzewo. Oparłam o nie głowę. Patrzyłam na zachód słońca. Zamknęłam oczy bo czułam, że zaczynają napływać do nich łzy. Schowałam głowę w kolana.

-Uśmiechnij się.

Zerwałam się jak oparzona. Nerwowo rozejrzałam się po okolicy, ale w pobliżu nikogo nie było. Uśmiechnęłam się do siebie. Niemożliwe żeby ktoś tu był. Przecież ten głos należał do mojego kuzyna. Jest on moją jedyną rodziną. Tak jak ja nie ma rodziców. Jego rodzice zginęli w wypadku, więc moja rodzina się nim zajęła. Niestety mój ojciec wyprowadził się od nas i słuch o nim zaginął, a mama załamała się po jego odejściu i popełniła samobójstwo. Asuka po raz drugi stracił rodzinę. Miał wtedy 12 lat, a ja 10. Niedługo po tym trafiliśmy do domu dziecka. Nie ukrywam bardzo zżyłam się z Asuką. Gdy podrosłam zapisałam się do szkoły wojskowej, no i jestem, gdzie jestem. Chciałam zapewnić kuzynowi lepszą przyszłość. Wiedziałam, że jak się zaciągnę będzie lepiej traktowany. (Rodziny osób, które zapisują się do wojska dostają dofinansowanie).Gdy będę ciężko pracować i stanę się naprawdę dobrym żołnierzem dofinansowanie będzie większe. Więc staram się jak mogę. Dzięki temu ma lepiej. Teraz, gdy jest pełnoletni pewnie opuścił dom dziecka, więc ma pieniądze na zakup mieszkania. W sierocińcu poznał garstkę przyjaciół, dzięki czemu nie jest samotny. Jego uśmiech był zawsze szczery i ciepły. Niejednokrotnie poprawił mi humor, dlatego odtwarzam go w pamięci.

Niebo zaczęło robić się szare. Muszę się śpieszyć bo zauważą moją nieobecność, a wtedy może zrobić się nieciekawie. Gdy wracam idealnie trafiam na kolacje. Nie jestem zbytnio głodna ale wiem, że muszę coś zjeść. Skoro mamy ,,czas dla siebie" postanawiam wyjść na zewnątrz. Przecież i tak zawsze wyrabiam się przed czasem. Po drodze zabieram kartkę i ołówek. Nie mam zamiaru pisać listu. Za każdym razem gdy się za to zabierałam nie wiedziałam co napisać. Na korytarzu przed stołówką nie ma nikogo. Wszyscy są albo pod prysznicami, albo czytają listy od rodzin. Dowództwo jest w innej części budynku. Nie wiem co chcę napisać,naszkicować, chcę się po prostu na chwilę stąd wyrwać. Ktoś stoi w korytarzu. Cholera. Teraz już nigdzie nie wyjdę. Odwraca się w moją stronę. Jeszcze mnie wyda. Nagle staję jak wmurowana, z ręki wypada mi ołówek i kartka.




Witam wszystkich. Pragnę podziękować wszystkim, którzy przeczytali poprzedni rozdział. Niesamowite, że mam w chwili obecnej 89 wyświetleń i 1 gwiazdkę. Bardzo wam dziękuję.          A tak odchodząc od tematu, jak tam trzecioklasiści (o ile jacyś to czytają) po egzaminach? Moim zdaniem nie było źle, chociaż przyznam, że charakterystyka mnie zaskoczyła. Trzy lata uczenia się rozprawek ale nieee walnijmy charakterystykę :P                                                                        

Wracając. Mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział. Wreszcie coś się zacznie dziać :3 Jeżeli są jakieś błędy to proszę mi o tym powiedzieć. Rozdziały będę starać się dodawać co sobotę. Podoba wam się okładka do opowiadania? Nie chwaląc się (ale się chwalę, bo mi się podoba) sama ją zrobiłam^^                                                                                                                                                                 Ale się rozpisałam :P Do następnego tygodnia :3

Motyl wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz