VI

525 26 0
                                    

Wszyscy spuścili z żalem głowy, a ja niewzruszona stałam wyprostowana z rękami splecionymi z tyłu. –Od jutra staniecie się pełnoprawnymi żołnierzami –spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. –Od jutra zaczniecie trening. Ostrzegam, że nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że będziecie walczyć i silniejsi wyruszycie na wojnę, aby bronić wolności i honoru –chłopcy stanęli na baczność .- TAK JEST!- wykrzyknęli równo, mocnym głosem. Po wszystkim oddaliłam się od szczęśliwych chłopców. Poczułam, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Stanęłam w cieniu pod drzewem.

-Mari- usłyszałam głos Kou.-Byłaś niesamowita. Odwróciłam się w jego stronę. Dałam radę się tylko uśmiechnąć. Poczułam, że tracę kontrolę nad swoim ciałem, w uszach zrobiło się głucho, przed oczami miałam niewyraźny obraz Kou podbiegającego do mnie. Ocknęłam się pod wieczór. (Znajdowałam się w pokoju pielęgniarki.). Kou był pierwszym, którego zobaczyłam. Delikatnie się do mnie uśmiechnął. Wydawał się być zmęczony. Później wszedł mój kuzyn. Gdy mnie zobaczył w jego oczach pojawiły się łzy. Podbiegł do mnie i uwiesił mi się na szyi. Siedziałam bez ruchu na łóżku. Nie wiedziałam co się dzieje. Najprawdopodobniej zemdlałam, więc nie wiem czemu robią z tego taką aferę.

,,Budząc się rano, pomyśl jaki to wspaniały skarb żyć, oddychać i móc się radować."

- Marek Aureliusz

-Tak się cieszę, że nic ci nie jest-wydusił przez łzy Asuka.-Nie masz pojęcia jak się martwiłem-odepchnęłam go od siebie.

-Nie rycz. Przecież nic się nie stało-powiedziałam ze złością i irytacją.

-Byłaś w stanie śmierci klinicznej –odparł Kou zgaszonym głosem. –Reanimowano cię przez 5 minut. Na szczęście nie doszło do niedotlenienia mózgu- siedziałam jak wmurowana. Słowa jakoś nie mogły do mnie, do końca dotrzeć.- Zostawię was chwilę samych- spojrzał na kuzyna, uśmiechnął się i wyszedł.

-To on cię uratował. Cały czas cię reanimował. Wiesz, że to z przetrenowania prawda? Odpuść sobie trochę- powiedział Asuka już trochę uspokojony.

Spojrzałam w miejsce, w którym przed chwilą stał Kou i spuściłam głowę.

- Dobrze, że się obudziłaś. Dowództwo cię wzywa -do pokoju wparował Rin.

-Już idę- odpowiedziałam bez emocji. Wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Wiedziałam jaki błąd popełniłam, ale ani trochę go nie żałowałam. Zmierzwiłam włosy Asuce. Wstałam, po drodze chwyciłam koszulę. Nie odwracałam się za siebie. Z uśmiechem minęłam Kou, który patrzył na mnie oszołomionym wzrokiem. Szłam dalej zakładając koszulę. Dotarłam do pokoju kapitana. Zebrałam w głowie myśli. Nie mam nic na swoją obronę. Wiedziałam jaka czeka mnie kara, ale wiem też co mam do powiedzenia. Otwarłam drzwi. Na fotelu za biurkiem siedział dobrze zbudowany mężczyzna w mundurze z kilkoma odznakami na piersi. Miał około 40 lat, chociaż wyglądał na młodszego. Na policzku miał znaczną bliznę, zapewne po ranie z jakiejś walki, których wiele przeżył. Na jego twarzy malowało się doświadczenie. Mimo, że za nim nie przepadałam nie mogłam go nie szanować. Na ciemnych, zaczesanych do tyłu włosach widniały siwe oznaki upływu lat.

-Wzywał mnie Pan- odparłam prostując się i wbijając wzrok w jego ciemne oczy, w których było widać siłę i wieczną determinację, a jednocześnie spokój i opanowanie. 

-Tak i doskonale wiesz po co. Kto udzielił ci zgody na przyjęcie tylu niewyszkolonych, bez przyszłości i jakichkolwiek umiejętności gówniarzy?!- mówił stonowanym, lecz groźnym głosem.

-Z całym szacunkiem- mówiłam zdecydowanie i głośno.- Jak pan może o nich tak mówić nawet ich nie znając. Wszyscy chcą chronić Ojczyzny, a nawet najmniejsza szara mysz na wojnie ma wielkie znaczenie. Starają się jak mogą. Wiele poświęcili żeby się tu znaleźć. Chcą się przyczynić do zwycięstwa. Czy to coś złego, że mają siłę woli i chęć walki? - kapitan wstał. Był wściekły. Podszedł do mnie i wymierzył porządny cios w moją twarz. Nie próbowałam się przed tym bronić. Runęłam na ziemię.

- Jeszcze dzisiaj zostaniesz naznaczona i wydalona z wojska.(Naznaczenie oznacza wypalenie nad piersią znaku wyklętego(w złym tego słowa znaczeniu) żołnierza.) – podniosłam się i przyłożyłam zimną dłoń do pulsującego z bólu policzka.

-Tak jest –powiedziałam salutując. Nie chciałam się bronić, taki los czeka każdego kto sprzeciwi się władzy i prawu.


Heeej. Wybaczcie mi tak długą nieobecność. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa. Dodawanie regularnie rozdziałów jest jednak strasznie trudne, więc z góry przepraszam za niedodane w przyszłości na czas rozdziały. Dziękuję wam za gwiazdki i odsłony, których ostatnio dużo przybyło. 

Do następnego :3

Motyl wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz