W moim telefonie poszła szybka. Cindy rozpaczała nad tym bardziej, niż ja, ale cóż. Taka już chyba moja natura.
Obcięli mi kieszonkowe na miesiąc.
Patricka przez dwa dni nie było w szkole.
Dzisiaj wrócił i wygląda jak 7 nieszczęść.
Ucho ma owinięte bandażem, ledwo chodzi i ma limo pod lewym okiem. Nikt się nawet nie kwapi, by pomóc mu z plecakiem. Wszyscy mijają go szerokim łukiem.
Dzień jak co dzień.
Postanawiam okazać mu dobre serce i podchodzę do niego przed dodatkowymi zajęciami teatralnymi, na które oboje chodzimy; w mojej szkole obowiązkowo należy zapisać się na jakiekolwiek zajęcia w bloku artystycznym, bądź sportowym. Ja jestem straszną ciapą, co na samym początku przekreśliło sport, więc skończyłam na odgrywaniu żałosnych sztuk z panią Alvarez.
- Cześć, Patrick – zaczynam, niezbyt entuzjastycznie. – Może pomogę ci z tą torbą? Chyba się męczysz.
Patrzy na mnie, jakbym celowała do niego z rewolweru.
- No co? – unoszę brew, zapewne nieudolnie. – Ostatnio nieźle cię skopali i ledwo się ruszasz. Daj, poniosę.
- Żeby jeszcze bardziej ze mnie szczali? – wybąkuje pod nosem. – Nie, dzięki.
Tak to już jest, gdy próbuję być miła. Dzięki, dupku.
- To naprawdę nie jest żaden problem...
- Zależy, dla kogo – zbywa mnie i znika w klasie. Szybkim krokiem podążam za nim. Klasa do zajęć teatralnych, którą wszyscy nazywają w skrócie „Drama-klubem", jest dużym pomieszczeniem pełnym porozwieszanych wszędzie jedwabnych tkanin w kolorze niebieskim i fioletowym. Na parapetach stoją kaktusy, a na ścianach wiszą zdjęcia ze spektakli, zrobione przez kółko fotograficzne. Pani Alvarez jest Hiszpanką i niejeden chłopak z naszej szkoły się do niej ślini. Ma długie, ciemne włosy, jest opalona, ma czekoladowe, wielkie oczy, ciemne, gęste brwi i wiecznie idealny makijaż. Ubiera się kolorowo, jak to na artystyczną duszę przystało. Jej głos jest aksamitny i miły dla ucha.
Wszyscy siedzą już w klasie. Jako tako nie znam wszystkich osobiście, aczkolwiek potrafiłabym wskazać na poszczególne osoby i powiedzieć, jak mają na imię. Nichols siada w głębi półkola ułożonego z krzesełek, tak, jak zwykł to robić.
- Dobrze, kochani – zaczyna pani Alvarez, wyłoniwszy się zza kurtyny. Widzę, jak te chłopaki, które są w Drama-klubie tylko dla niej, dostają wzwodu.
Boże, zboczone oblechy.
Przez całą lekcję ćwiczymy pisanie własnych scenariuszy na narzucony temat – załamanie XXI wieku. Od razu skojarzyło mi się to z Green Day i rzuciłam Patrickowi podświadome spojrzenie, którego i tak nie zauważył.
Teraz lekcja się kończy i pani Alvarez staje na scenie, by obwieścić nam coś niezwykle ważnego.
- Mam dla was zadanie pozalekcyjne, które będziecie wykonywali w parach – splata palce rąk i śmiga oczami po nas wszystkich. – Możecie się teraz dobrać, a ja udam się po wasze zadanie – mówi, wykrzywiając pełne usta w uśmiech. Wszyscy patrzą się po sobie i zaraz dosiadają do „drugich połówek".
Dlaczego nie dziwi mnie to, że zostałam sama?
A nie, hola, hola.
Jest jeszcze Patrick Nichols.
Siedzi skurczony na krześle.
Czy on śpi?
Pani Alvarez wraca z jakimiś kserokopiami i już zaczynam się domyślać, co będziemy robić. Otóż będziemy odgrywać. Sztuki. W parach. A JA jestem w parze z Patrickiem.
CZYTASZ
That Odd Guy
Teen Fiction"To nieprawda, że on nie lubi ludzi. To ludzie nie lubią jego" Maeby Vincent, lat 16, wprowadza się do Londynu z typowej angielskiej wsi. W nowej klasie, w której aż roi się od książkowych "fejmów", poznaje "aspołecznego" chłopaka - Patricka Nichols...