E g o i z m

493 66 23
                                    

Drzwi otwierają się i staje przede mną Emma Alvarez w całej swojej okazałości.

Baba od teatru.

- Pani, ee, ee, dzień... dobry wieczór? – mam oczy wielkie jak guziki i mierzę ją wzrokiem. Najwyraźniej przeparadowała się po domu w jedwabnym szlafroczku i klapkach na obcasie-kaczuszce.

TYLKO jedwabnym szlafroczku i klapkach na obcasie-kaczuszce.

- Czy, eh, tutaj, może...? – dukam, skacząc wzrokiem po wszystkim dookoła mnie i szybko uciekając od wielkiego dekoltu w szlafroku.

Nic pod spodem nic pod spodem nic pod spodem.

- Czy zastałam Patricka? – wyrzucam z siebie wreszcie, zaciskając powieki, byleby tylko nie podziwiać gabarytów swojej nauczycielki. Zza niej dochodzą do nas głośne solówki na bębnach.

- Myślę, że jest... Fred! – odwraca się w kierunku drzwi za sobą. – Czy jest Patrick? – pyta. Z łuku, zastępującego drzwi, wyłania się mężczyzna w koszulce Nike, niebieskich jeansach i z butelką piwa w ręce.

Anglik.

- Koleżanka? – uśmiecha się delikatnie.

- Tak – potakuję. – Jest w domu?

- Może. Zawsze mógł wyskoczyć przez okno, a my tego nie słyszeliśmy przez te... te... dziwne dźwięki, które mój równie dziwny synalek lubi nazywać „muzyką".

- On nie jest dziwny – stawiam się.

- Co mówisz?

- Nic, nic – karcę się w myślach za nieuwagę. – Gdzie jest jego pokój?

- Drzwi przy schodach – wskazuje prawie opróżnioną butelką w swoje lewo. Grzecznie dziękuję i robię obrót o 90°. Od razu poznaję, które drzwi miał na myśli tata Patricka – jest na nich wielki, namalowany czerwoną farbą w sprayu napis „KEEP OUT" i klamka obklejona taśmą policyjną. Nie zwracam uwagi na rażące w oczy ostrzeżenie i próbuję otworzyć.

To było do przewidzenia. Zamknął się na klucz.

- Patrick! – wołam, usiłując przekrzyczeć głośny punk, grający gdzieś w odmętach pokoju Nicholsa. – Do cholery, otwieraj! – wrzeszczę po raz kolejny, aż w końcu kapituluję i proszę o kartkę i marker. Pani Alvarez i pan Nichols patrzą się na mnie jakbym była niespełna rozumu, ale ostatecznie wciskają mi różową kartkę do notatek i niebieski pisak. Kucam i bazgrzę gigantyczne (jak na rozmiar kartki) OTWIERAJ, ROZGOTOWANA KLUCHO.

Wsuwam prowizoryczny liścik w szparę między drzwiami, a drewnianym parkietem. Nie czekam długo na odpowiedź.

NIE ;-;

- Bezczelny – mamroczę pod nosem i proszę o kolejny różowy kartonik.

TWÓJ NAJGORSZY KOSZMAR CI KAŻE WIĘC OTWIERAJ ALBO POWIEM TWOJEMU OJCU ŻE BIERZESZ NARKOTYKI W KIBLU 

Wsuwam.

Bzzz.

Zerkam na ekran telefonu.

Numer nieznany: wejdz oknem x

Domyślam się, że Trick oszalał. Zwariował. Wpadł w delirium. Do końca zbzikował. Nienormalny. Pojechany. Ale jak kuszące jest wejście do tego pokoju i rozmowa z tym szaleńcem?

Żegnam się pod pretekstem rezygnacji z oddania mu zadania domowego, bo „jednak jest moje". Wychodzę, na palcach obiegam cały dom, hacząc co chwilę kocykiem o krzaki i po chwili docieram do okna, którego szyby aż trzęsą się od głośności granej wewnątrz muzyki.

That Odd GuyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz