W i n a i k a r a

553 59 12
                                    

*emocjonalny alert*


O Jezu, czego on ode mnie chce?

Te słowa nie wróżą nic dobrego.

Tak zazwyczaj mówią ludzie, którzy właśnie postanowili wyznać komuś miłość...

O BOŻE.

- Tak...? – dławię się. Próbuję wyszamotać się jakoś z objęć Patricka, ale:

1. Nie umiem.

2. Nie chcę.

O matko, czy ja naprawdę...

- Co się tak trzęsiesz? – pyta, rozluźniając uścisk. Przez chwilę miałam nadzieję, że tego nie zauważy, ale, jak widać, po raz kolejny się przeliczyłam. Uśmiecha się.

Nienaturalny widok.

- Dobra, cokolwiek – wzrusza ramionami (on znowu to zrobił!). – No, to jak już mówiłem, chciałem ci coś powiedzieć, bo doszło do mnie, że tak będzie wobec ciebie fair, skoro już... no, nie traktujesz mnie jak debila, a przynajmniej tego nie okazujesz.

Te słowa rozwiały wszystkie moje wątpliwości co do tego, co właśnie miał zamiar mi oświadczyć, a to w skrócie oznacza, że już nie trzęsę się ze strachu, że zachce mu się we mnie zakochiwać.

- Tego pamiętnego dnia w kiblu... - zaczyna, rozmarzonym i sztucznym głosem. – Kiedy mówiłaś mi o zdzirze... - akcentuje ostatnie słowo i jestem pewna, że robi to tylko po to, żeby wtłoczyć w rozmowę trochę złośliwości. – To miałem ci wyjaśnić, dlaczego walnąłem łbem o ścianę. Ale tego nie zrobiłem – ton jego głosu powraca do normalności. Mina mu rzednie i wraca do ściskania telefonu.

Zaraz go rozpieprzysz, Patrick.

- Oczywiście nawet CHCIAŁEM to zrobić, ale ktoś, kogo imienia nie wypowiem, się na mnie obraził – odchrząkuje. –Ale teraz, jako że i tak u ciebie utknąłem...

- Nichols, do jasnej cholery! – wyprowadza mnie z równowagi. – Możesz przestać być chamskim palantem i wreszcie wytłumaczyć, o co ci chodziło?! – odskakuję od niego i siadam na drugim końcu łóżka. – Jeszcze jeden taki tekst i ta herbatka wyląduje na twoim farbowanym łbie.

- Dobrze, już, już – spuszcza wzrok. – Przepraszam.

- Mów, zanim wydrapię ci oczy.

- Ok, już – uspokaja mnie ruchem ręki. –Zrobiłem to, bo... bo dostałem ataku, a ci idioci... te... te skurwysyny.... tylko mnie podkręciły – jąka się. Robi się nerwowy. Wraca prawdziwy Patrick. Rozbija się jego bańka ochronna i traci resztki pewności siebie. – Nie wiem, co ja chciałem uzyskać... Po prostu czasami moje ciało samo sobą kieruje, a ja... robię głupie rzeczy.

- Ataku? – powtarzam wolno. – Ataku czego?

Czyżby Internet jednak miał rację?

- Atak choroby – cedzi. Na ekranie jego smartfona pojawia się pęknięcie. – Czy na pewno chcesz mnie jeszcze słuchać?

Zauważam, że podczas jego wyjaśnień przysunęłam się trochę bliżej.

- Tak – odpowiadam, po krótkim zastanowieniu.

- Jestem świrem, jak już pewnie zauważyłaś. Ale moje szaleństwo jest stwierdzone przez specjalistów, nie tylko przez społeczeństwo. Pamiętasz, jak wyjechałaś z tekstem o moich tabletkach?

That Odd GuyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz