A z y l

573 65 11
                                    

- Patrick, co się dzieje? Kto szepcze? – potrząsam nim delikatnie. RJ, Slayer i Ants przeszukują gorączkowo kieszenie jego płaszcza. Przypinki grzechoczą pretensjonalnie. Ramone zajmuje sobą resztę chłopaków w skateparku, widząc, że zostawienie ich, gapiących się na Patricka w tak... dziwnym stanie byłoby zwyczajnym chamstwem i brakiem empatii.

Patrick, co się dzieje?

Jego głos, zawsze tak aksamitny, niski i opanowany, jest teraz tak roztrzęsiony, jak jego ciało. Drży. Trzęsie się. Płacze.

- Czego wy szukacie? – zwracam się do kolegów Nicholsa.

- Niczego! – warczy Slayer, zdzierając z Patricka płaszcz i zabierając się za penetrowanie wewnętrznych kieszeni. W końcu wydobywa z jednej z nich malutkie pudełko tabletek. – Masz! Łykaj! – wciska jedną z nich Patrickowi do ust. Na początku krztusi się, ale w końcu z trudem przełyka pigułkę i bierze przerywany oddech. Nareszcie wykonuje jeden, jedyny kontrolowany ruch: łapie mnie dłonią za udo.

Nie jest to jednak jeden z odruchów pełnych pożądania i innych żałosnych rzeczy, których i tak nikt nigdy wobec mnie nie odczuje. On łapie za moją nogę, bo potrzebuje oparcia.

Czuję to.

Gdyby tak nie było, nie ściskałby mojego uda jak puszki z colą, którą chce zgnieść i wyrzucić na złom.

- Maeby... - wydobywa z siebie. Wszyscy milkną, bo wow, on jest w stanie się odzywać! – Zabierz mnie stąd... Zabierz mnie od nich.

- Od kogo mam cię zabrać? – pytam, ale zaraz odpływa ode mnie chęć usłyszenia odpowiedzi. Podnoszę się, narzucam Trickowi płaszcz na ramiona i odpowiadam, bardziej sama do siebie, niż do niego: - Dobrze. Idziemy.


- Mamo – wołam od progu. – Czy Patrick mógłby chwilę u nas posiedzieć? Źle się poczuł i pomyślałam, że... - próbuję wytłumaczyć sytuację (lekko naginając prawdę, ale kogo to obchodzi?), ale moja mama przerywa mi w pół zdania, widząc, w jakim stanie jest Patrick.

- O boże, dziecko! – wzdycha moja rodzicielka, podbiegając do chłopaka. – Jakiś ty blady! Oczy podkrążone (czy on płakał?)! Roztrzęsiony... Czy ty nie masz gorączki, Peter?

- Patrick – poprawiam.

- Mniejsza o imię! – mama wciąga Tricka do środka.

Za to ją kocham.

Za to, że do każdej mizernie wyglądającej osoby ma ten sam stosunek.

Wciągnąć do domu. Zaparzyć herbaty („tej drogiej"). Otulić maminą miłością.

Wygląda na to, że już jej nie przeszkadza jego koszulka z wielkim logiem Slipknot.

Moja matka zdejmuje jego płaszcz i pospiesznie wiesza go na wieszaku. Pędzi do kuchni, zapewne, by zrobić mu herbaty, albo nawet kakao. W korytarzu pojawia się Lenny. Jest opakowany w swoje onesie-tygryska. W rączce ściska miecz świetlny, który służy mu za pluszaka, bo klasyczne misie są takie m a i n s t r e a m o w e.

- Cześć – wita się, kompletnie bez emocji. Nie wiem, czy to zmęczenie, czy po prostu czysta podejrzliwość. – Mae mówi, żebym nie gadał z nieznajomymi, ale jestem Lenny, więc już chyba możemy rozmawiać – wzrusza ramionami i wyciąga rękę do Patricka. Ten patrzy na nią dziwnym wzrokiem i tylko wstrząsa się po raz kolejny. Lenny podchodzi krok bliżej i sam chwyta Nicholsa za rękę. – Leonard Vincent – oświadcza, przyjmując najpoważniejszy wyraz twarzy, jaki kiedykolwiek widziałam. – Czy jesteś chłopakiem Mae? – wyparowuje.

- NIE – odpowiadam, zanim to idiotyczne pytanie w ogóle dociera do nowego członka mojego friendzone, czy jakkolwiek mam go nazywać. Z salonu wychyla się mój ojciec.

- O, witam –skina głową. – Patrick, prawda?

- Patrick źle się czuje – wyprzedza mnie moja mama, drąc się z kuchni.

- Ah tak... - zamyśla się mój tata. Kątem oka widzę jego otwartego laptopa na stole.

Jakże mi przykro, że wyrwałam cię z pasjonującego pisania maili.

Z kuchni wyłania się mama, niosąc w dłoniach wielki kubek z herbatą bawarką.

- Mam nadzieję, że ją lubisz – uśmiecha się, wręczając Nicholsowi kubek. Jego ręce oplatają ciepłe naczynie i unoszą jego krawędź do ust chłopaka. Pociąga mały łyk.

- Dziękuję – odzywa się wreszcie. – Ale może jednak wezmę swój płaszcz... Jak dopiję, to wrócę do domu, bo nie chciałbym sprawiać kłopotu...

Powraca ten niepewny i nieśmiały Patrick idiota Nichols.

- Nie! – protestuję głośno. Lenny aż wzdryga się z powodu nagłego hałasu. – Jeszcze trochę posiedzisz, a kiedy upewnię się, że wszystko ok, sama dopilnuję, żebyś bezpiecznie wrócił. Tata cię odwiezie, prawda, tato? Jeśli tak, to się nie odzywaj! – stosuję starą, dobrą metodę, jeszcze z podstawówki w Dorking. Rzecz jasna, tata jest zbyt pochłonięty waleniem palcami w klawiaturę, żeby się odezwać, więc to oznacza tylko jedno.

Odpowiedź brzmi: oczywiście, kochanie.

Każę Patrickowi usiąść na łóżku i przykrywam go kocem. Kładę jego herbatę na stoliku nocnym, strącając przy tym swojego iPoda.

- Kurwa – klnę pod nosem, zbierając z podłogi moją Składnicę Cudownych Piosenek, Które Nie Przyprawiają Mnie O Ataki Spazm. Trick cały czas trzyma przy sobie swój płaszcz.

Siadam przy nim.

- Czym były te tabletki, które wcisnął ci Slayer? – pytam.

- Tym – mamrocze, zaczynając apatycznie grzebać w kieszeniach. Wyjmuje pudełko tabletek, których nazwy nawet nie staram się przeczytać.

- Nic mi to nie mówi, kiepski ze mnie lekarzyna – usiłuję zażartować, ale...

Czy on kiedykolwiek się śmieje?

- Naprawdę chcesz, żebym ci to wytłumaczył? – unosi brew w tym samym momencie, co kubek. Siorbie głośno. Odruchowo sięga po telefon, pewnie tylko po to, żeby czuć go w ręce.

Uderza mnie myśl, że jest mi to w sumie obojętne, bo chcę tylko, żeby poczuł się lepiej.

Ale czy poprzez rozmowę nie będzie mu lepiej?

Czy to nie tak działa życie?

Czy nie to wbijali mi do głowy przez kilkanaście lat mojego życia? Że z ludźmi trzeba rozmawiać, bo inaczej doprowadzi się do szaleństwa?

- Tak. Tak, chcę – odpowiadam, zdecydowanie. Przysuwam się do niego. Mimo, że drży, bije od niego ciepło.

Trick, Tricky, Patrick, Nichols, idiota pociąga kolejny wielki łyk bawarki mojej mamy i, ku mojemu zdziwieniu, ba, przerażeniu, obejmuje mnie swoją ręką, obwieszoną bransoletkami i pokrytą gęsią skórką.

Co się dzieje co się dzieje co się dzieje.

- Wiesz, Vincent... - nabiera haust powietrza, odkłada kubek herbaty i jeszcze mocniej ściska swoją komórkę w etui z American Idiot. – Ostatnio doszedłem do wniosku, że muszę ci coś powiedzieć.

That Odd GuyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz