- Cały czas próbuję. A zgadnij, z czyjego friendzone tak desperacko próbuję się wydostać?
- No nie wiem. Nii z Hey Violet? – wzruszam ramionami i czuję satysfakcję, rozchodzącą się po całym moim ciele. Właśnie ukradłam mu tik.
- Ja nawet nie słucham Hey Violet – odpiera, skonsternowany. – I chyba tylko raz w życiu o nich słyszałem...
- Zmieniasz temat i obrażasz czyichś idoli.
- Przepraszam.
- To czyje friendzone cię więzi?
Bębni palcami o ekran potłuczonego iPhone'a. Wypuszcza głośno powietrze przez nos, zrywa beanie z głowy i rzuca nim w XBoxa, czym wyłącza konsolę. W pokoju zapanowuje cudowna cisza.
Twój ojciec musi być zachwycony.
Patrick ma lekko niedomknięte usta, smutne oczy i delikatnie spuszczoną głowę. Wygląda na to, że włosy opadające na czoło dodają mu choć odrobinę pewności siebie.
- Twoje friendzone, głuptasie – przeciera zaczerwienione ze zmęczenia oczy. Czarna kredka rozciera się na smukłych palcach chłopaka. –To do dupy, że nie zauważyłaś, że się w tobie zakochałem.
@L0uiseBish: jak się pozbyć szmaty, gdy perfidnie zabiera się za #mójcrush?
21 podań dalej, 30 polubień
Jest sobotni poranek. Przechadzam się po swojej ulicy, nie robiąc nic specjalnego, oprócz nieudolnego robienia selfie i usiłowania być Tumblr.
Pochmurnie, filtr w telefonie ustawiony, w tle ciemnozielone drzewa, mam na sobie szarą koszulkę z niewielkim emoji kosmity i czarną bluzo-kurtkę z kapturem...
Czemu to nie działa?
- Force our smiles, baby, half dead, from comparing myself to everyone else around me... - podśpiewuję pod nosem razem z Patrickiem Stumpem, którego głos sączy się do moich uszu przez białe słuchawki. Moimi włosami porusza delikatny wiaterek.
Mijam willę Louise, faceta, biegnącego w obcisłym stroju i z psem na smyczy oraz młodą dziewczynę, rozmawiającą przez telefon, trzymając mikrofonik w słuchawkach przy ustach. Ma na sobie grube, czarno-białe futro. Robię ostatnie zdjęcie, zerkam na nie z przerażającym obrzydzeniem i szybko usuwam. Wybieram takie, które wyszło w miarę dobrze, czytaj: nie wypala oczu i wysyłam je Craigowi na Messengerze z pytaniem, co o nim sądzi. Przysiadam pod jednym z krzaków.
Za to lubię moją okolicę. Zawsze jest cholernie spokojna i rzadko kiedy cokolwiek tu jeździ. Można posiedzieć sobie na ziemi i porobić, co się ma do roboty.
Nikt nie jest w stanie ci przeszkodzić.
Jesteś sam.
Dzwoni do mnie telefon.
- BOŻE, MAEBY, JEDŹ DO HARRODS, KURWA.
- ANTS! Spokojnie! Co jest w Harrods? Promocja na skarpetki od Chanel? – unoszę brew, roztarłszy obolałą od wrzasku chłopaka głowę.
- PATRICK – wrzeszczy do słuchawki telefonu, niemalże doprowadzając moje niewinne bębenki uszne do pęknięcia.
- Patrick? A co on robi w, cholera jasna, Harrods?
- STOI NA DACHU, CHCE SKAKAĆ.
Miażdżę komórkę w dłoni, zrywam się z chodnika i zaczynam biec. Biegnę tak szybko, jak mogę. Biegnę, bo mój przyjaciel ma zamiar targnąć się na swoje życie.
Biegnę, bo on jest w stanie to zrobić.
Biegnę, bo tym razem nie dopuszczę do tego, by stała mu się krzywda.
Złapałam najbliższy pociąg w metrze. Potrąciłam kilka osób. Nie kupiłam nawet biletu (pah, prześlizgnęłam się pod barierkami i to dwukrotnie!). Uderzyłam łokciem w głowę bogu ducha winne dziecko. Prawie złamałam sobie nogę na schodach. Teraz znów biegnę, chociaż moje płuca błagają o przerwę, bo inaczej eksplodują, albo zaraz je wypluję. Ludzie dookoła patrzą się na mnie wilkiem i zaczynają sami omijać mnie szerokim łukiem. Widzę sklep, do którego zmierzam. Przyspieszam, tracąc resztki sił do wzięcia oddechu. Kilka metrów przez wejściem zwalniam, z obawy, że ochrona weźmie mnie za potencjalną złodziejkę.
Z udawanym spokojem wślizguję się do środka i przemykam między stoiskami z drogimi kosmetykami. Szybkim krokiem podchodzę do wind i prawie łamię sobie palec, wciskając przycisk ze strzałką skierowaną w górę. Winda w momencie zjawia się na parterze i wskakuję do niej jak oparzona. Uderzam w przycisk, który zaprowadzi mnie na najwyższe piętro luksusowego sklepu.
W windzie gra typowa muzyczka, przyprawiająca mnie o spazmy. Gdy nareszcie słyszę charakterystyczne brzdęknięcie, wylatuję na korytarz i szukam jakiejkolwiek zawieszki z napisem „TYLKO DLA PERSONELU". Poszukiwania nie zajmują długo, a Siły Wyższe obdarzają mnie niedomkniętymi drzwiami do małego pomieszczenia, do którego wstęp mają tylko pracownicy. Ukradkiem wchodzę do środka, zatrzaskuję drzwi z obawy, że ktoś zacznie być podejrzliwy i zapalam światło. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegam, są wąskie schody, zapewne prowadzące na dach. Wchodzę po nich, przeskakując co 2 stopień. W końcu docieram do metalowych drzwi z naklejonymi na nich małymi literkami, ogłaszającymi wszech i wobec, że znajduję się przed wejściem na dach budynku i że również jest to wejście tylko dla personelu.
Walić zasady.
Otwieram masywne drzwi i w twarz uderza mnie fala zimna z zewnątrz. Mrużę oczy, próbując przetrwać nagły zryw wiatru. Wyskakuję na cementową powierzchnię i rozglądam się dookoła.
Przy krawędzi dachu stoi postać w samym tank topie i rurkach. Obok leży płaszcz i sterta płyt, przytrzymujących powiewającą na wietrze kartkę papieru. Włosy stojącej osoby są kruczoczarne i gęste, a ja znam tylko jednego człowieka, który ma takie włosy i właśnie stoi na dachu z zamiarem popełnienia samobójstwa.
Patrick Nichols.
Zawsze mnie zastanawiało, czemu ludzie skaczący z dachów i mostów zdejmują kurtki i bluzy...
ALE!
Czy ja powinnam go zawołać?Co, jeśli się spłoszy i ze strachu przed zepsuciem mu przeze mnie planu rzuci się z tego dachu?
Może po prostu zajdę go od tyłu?!
Na palcach przesuwam się w stronę swojego przyjaciela, nie rozumiejąc, co się dzieje w jego głowie.
Wyznałeś mi tę jebaną miłość, przytuliłam cię i wykryłeś moją życiową fałszywość w postaci ślepej miłości do Craiga, więc w czym jest ten cały jebany problem?!
Robi krok w stronę pewnej śmierci, lub końca dachu Harrods – jak kto woli.- Patrick, do jasnej dupy, nie rób mi tego! – wyduszam przez łzy, podbiegając na kilka niewielkich kroków od Tricka i tracąc panowanie nad emocjami. Odwraca się do mnie. To nienormalne, że w takim momencie nawet nie płacze. Wydaje się być w stanie kompletnego spokoju, niemal nirwany. Poprawia włosy, co na ohydnie krótką chwilę daje mi nadzieję, że nie zrobi tego, co chce, bo właśnie stara się dobrze wyglądać i mu to, kutwa, wychodzi.
- Mam ci tego nie robić? – mówi półgłosem. – A wiesz, co ty mi robisz?
Postępuję krok do przodu i wyciągam do niego rękę.
On zsuwa się na krawędź budynku, przechyla do tyłu i...
I...
Osuwam się na ziemię.
Krzyczę.
CZYTASZ
That Odd Guy
Teen Fiction"To nieprawda, że on nie lubi ludzi. To ludzie nie lubią jego" Maeby Vincent, lat 16, wprowadza się do Londynu z typowej angielskiej wsi. W nowej klasie, w której aż roi się od książkowych "fejmów", poznaje "aspołecznego" chłopaka - Patricka Nichols...