,,We don't know where we're going, but we're not coming back"

88 6 1
                                    

~29~

Niedziela, 4 kwiecień, 18:00

Wraz z Nickiem zdecydowaliśmy się na kolejny przystanek w naszej podróży. Paryż. Miasto świateł. Bo chyba tak mówią, co nie? Dla tak wielkiego miłośnika podróż, który mógłby całymi godzinami wpatrywać się w mapę świata i obmyślać wszystkie wycieczki, a w jedynych państwach w jakich był to w Polsce - gdzie mieszkał wcześniej i w Wielkiej Brytanii - gdzie mieszka teraz to niesamowite przeżycie. Czemu nie wyjeżdżaliśmy z rodziną za granicę, kiedy tam marzyłam aby zwiedzić świat? Nie chodziło o to, że nie mogliśmy sobie pozwolić, bo pieniędzy zawsze mieliśmy dużo, ale chodziło tu bardziej o obawy mojej mamy, jeśli chodzi o mojego młodszego brata, który z każdą zmianą klimatu chorował. A bez niego nie mogliśmy pojechać, bo rodzice mówili, że nie chcą mu sprawiać przykrości i tak dalej. Więc mamy czekać aż z tego wyrośnie. Osobiście wydaje mi się, że świat prędzej zwiedzę za dwa lata, kiedy wyjadę do college, bo dobrze znam organizacje moich rodziców. No nie ważne. Wjechaliśmy do Paryża. To miasto od razu wywarło na mnie ogromne wrażenie. Tak duża ilość osób, przemieszczających się po wielkich ulicach. Wszyscy jakby gdzieś się spieszyli, ale to nie było tak jak u nas, gdzie podczas pośpiechu ludzie czasami wychodzili z domu z elementem piżamy. Tutaj nawet wyjście do sklepu po bułki lub wyrzucenie śmieci wydawało się być przejściem po pokazie mody. Wyglądało to dość fajnie, ale mimo wszystko nie podobało mi się ich sztywne podejście.

Nick zaparkował w jakiejś dzielnicy blisko centrum. Pierwsze co zrobił, to udał się ze mną do galerii handlowej. Faktycznie - zauważyłam - miałam na sobie te same ciuchy, co wczoraj w nocy, kiedy wybiegłam z domu i nie miałam żadnych innych na przebranie. Po godzinie łażenia po sklepach zdecydowałam się na jedną parę dżinsów, jedne shorty i dwie bluzki. Nick za mnie zapłacił i mimo, że nie miałam na to ochoty, to jednak miałam przy sobie tylko jednego funta, zwiniętego w tylnej kieszeni spodni. Po wyjściu z budynku chłopak zaciągnął mnie do sklepu przy jakiejś ruchliwej ulicy. Weszliśmy do środka, a kiedy ujrzałam jego wnętrze to jednocześnie poczułam przerażenie i podniecenie. Podłoga została wyłożona mięciutkim, białym dywanem, a na nim stały dwie, szeroko uśmiechnięte panie w takich samych strojach. Obok nich na wieszakach zostały powieszone ubrania, najczęściej sukienki.

-W czym mogę pomóc? - zapytała jedna z nich po francusku.

-Proszę się zająć moją przyjaciółką i wybrać jej coś ładnego. - odpowiedział Nick w tym samym języku, a po chwili, już po angielsku dodał - A, i żeby się panie dogadały radzę mówić po angielsku, bo inaczej nie zrozumie ani słowa. - po tych słowach uśmiechnął się do mnie tym swoim łobuzerskim uśmiechem. W sumie miał rację, uczyłam się hiszpańskiego, więc skąd miałam znać ich język?

Dwie kobiety podeszły do mnie, po czym uważnie obejrzały mnie od góry do dołu. Wybrały kilka sukienek, a ja każdą z nich przymierzyłam. Wszystkie były piękne, ale w jednej wyglądałam lepiej niż w reszcie i właśnie w tej zdecydowałam się pokazać Nickowi.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
No more pain, no more tears.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz