~18~
Niedziela, 28 październik, 13:00
Ponownie się obudziłam. Ze snu wyrwał mnie dźwięk słów Charliego.
-Masz może ochotę coś zjeść? - zapytał zaspanym głosem.
-Nie, dzięki. Niespecjalnie.
Chłopak usiadł na rogu łóżka. Wyjął telefon.
-Wydaje mi się, że będę musiał powiadomić o naszym małym wypadku Leondre. Obudził mnie Twój telefon. Masz chyba z trzydzieści nieodebranych połączeń od niego i kilka od Nicole.
-O nie, on mnie zabije.
-Ciebie raczej nie zabije tylko najpierw zagłaska Cię, co chwile pytając się Ciebie, czy wszystko w porządku, wyręczając Cię we wszystkich rzeczach i tak dalej, a potem zagada słowami "a nie mówiłem". Ale jeśli chodzi o tych dupków to bym się obawiał. - stwierdził.
-Nie, jeszcze nie dzwoń do niego. Muszę..
-Nic nie musisz. Jeśli teraz do niego nie zadzwonię, to on zadzwoni, ale na policję, bo na pewno będzie chciał zacząć Cię szukać. Nie chce być oskarżony o Twoje uprowadzenie.
-W sumie masz rację. Nie chcę żeby tak się martwił.
Charlie wybrał numer Leo, a ten odebrał już po jednym sygnale.
-[***]
-Spokojnie.
-[***]
-Jest razem ze mną. Bezpieczna. Nie martw się.
Chłopaki prowadzili ze sobą jeszcze długą rozmowę. Najpierw przez głośnik telefonu przebijały się krzyki i przekleństwa Leo. Chyba był zły, ze Charlie od razu do niego nie zadzwonił, ale potem on wytłumaczył mu całą sytuację, a krzyki ucichły. Po jakiś piętnastu minutach dostałam do ręki telefon.
-Nadia! Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Bardzo się o Ciebie martwiłem.
-Jest lepiej. Nadal boli mnie głowa i jestem trochę słaba, ale jest okej. Miałam szczęście, że trafiłam na Charliego. Gdyby nie on to wszystko mogłoby się skończyć o wiele gorzej.
-Wiem, już mu podziękowałem. Jesteś pewna, że wszystko dobrze? Cholera, mówiłem Ci żebyś tam nie szła. Nawet nie zdajesz sobie sprawy co mogłoby Ci się stać.
-Zdaję sobie sprawę. Nie rozmawiajmy już o tym.
-Niech Ci będzie. Za chwilę wsiądę w autobus.
-Nie trzeba. Charlie mnie zawiezie. Ty powiedz Nicole, że wszystko ze mną okej, bo ponoć bardzo się martwiła.
-Spokojnie, ona jest ze mną. Czekamy.
-No dobra, pa.
Oddałam Charliemu telefon.
-To jak? Jedziemy? - zwróciłam się w jego kierunku.
-Najpierw połknij te tabletki, - powiedział podając mi kolejne opakowanie jakiś prochów - potem możemy się zacząć pakować.
Po dwudziestu minutach siedzieliśmy razem w samochodzie. Charls odpalił, a my ruszyliśmy.
-Charlie? - zaczęłam.
-Hmm?
-W sumie to nie zdążyłam Ci podziękować. Więc słuchaj, bardzo Ci dziękuję za to, że wczoraj mnie przed nimi obroniłeś, zaniosłeś do domu i pomogłeś.
