Część 23

1.5K 113 2
                                    

Zostawiam za sobą szkarłatną strużkę, złożoną z pojedynczych kropel.

Cała lewa ręka mi drży i mrowi. Największe ognisko bólu umiejscowiło się w dwóch punkach, niedaleko położonych od siebie. Jestem prawie pewna, że są to dziury po psich kłach.

Zaciskam usta w wąską linie, gorączkowo zastanawiając się, jak ukryć to przed Willem.

Cholera, że też musiałam wziąć kremową bluzę, która już dawno jest cała w czerwone plamy.

Widzę pytające spojrzenia mijających mnie ludzi, lecz nikt z nich, nie podejdzie z pytaniem co się stało i czy czasem nie trzeba mi pomóc. Prycham pod nosem, kiedy kolejne osoby szepczą między sobą, niby przypadkiem patrząc na moją ociekającą krwią dłoń.

Podchodzę pod dom z nieustannie trwającą pustką w głowie. Przebiegam wzrokiem po budynku, aż w końcu dostrzegam uchylone drzwi garażu. Wchodzę cicho do środka, upewniając się, czy nikogo tam nie zastanę.

- O nie... - ledwo słyszalny jęk wydobywa się z moich ust. Stoję tuż przed maską samochodu Thomasa.

Jeszcze brakowało przesłuchania z jego strony. Świetnie.

Ku mojej uldze dostrzegam zlew w kącie pomieszczenia. Ściągam bluzę i spłukuję nieco zaschniętą już krew z ręki. Dopiero widzę dwie dziury, głębokie na około pół centymetra. Dookoła nich jest jeszcze nieznaczna liczba nakłuć, które pozostawiła reszta zębów. Wzdycham cicho, wycierając zaróżowioną wodę bluzą. Zwijam ją następnie niechlujnie, po czym przewieszam ją przez zranione miejsca. Syczę cicho, kiedy materiał dotyka ran.

Wchodzę przez garaż do domu, bacznie się rozglądając. Z przejścia do garażu mam znacznie bliżej schody. Zawsze coś.

Najszybciej jak mogę dobiegam do schodów, następnie mało nie wybijając sobie zębów, wbiegam na górę. Kiedy wreszcie słyszę wyczekiwany trzask drzwi, a potem brzdęk przekręcanego zamka, całe napięcie ze mnie ulatuje. Osuwam się po drewnianej powierzchni, wypuszczając powietrze z ulgą. Nareszcie czuję spokój powoli goszczący się w każdej komórce mojego ciała. Niestety, kiedy znika adrenalina, ręka zaczyna boleć. Rany pulsują, szczypią, rwą i pieką jednocześnie. Podnoszę się szybko z podłogi i ruszam w stronę łazienki. Okręcam lodowatą wodę, nabieram ją w dłonie, po czym przykładam je do twarzy. Nie odsłaniam oczu przez dłuższy moment, a kiedy w końcu to robię, spoglądam w swoje lustrzane odbicie. Obserwuję jak bezbarwna ciecz na moich policzkach miesza się powoli z słonymi łzami. Wszystkie emocje ze mnie ulatują, co skutkuje potokiem słonych kropel.

Wcale nie jest to spowodowane ugryzieniem. Nie był to pierwszy raz, zapewne i nie ostatni. To, co do tej pory starałam się dusić w sobie, uznało daną chwilę za odpowiednią, by ujrzeć światło dzienne.

Mam wrażenie, że to co ostatnio dzieje się w moim życiu, to za dużo jak na jednego człowieka.

Opieram obie dłonie na krawędzi umywalki, widząc jak krople opadając z mojej twarzy, lądują na szklanej powierzchni. Aż ciężko uwierzyć, jak zaledwie w kilka dni, życie może przewrócić się do góry nogami. Drżącą dłonią ponownie obmywam poturbowaną rękę. W momencie, kiedy strumień wody trafia na dziurę po zębie, moje ciało przeszywa fala bólu, a z oczu wydostaje się jeszcze więcej łez. Przygryzam wargę, powstrzymując się tym samym od tego, aby nie krzyknąć.

Ocieram powierzchownie wodę z dłoni, następnie przeszukuję szafki, z nadzieją na znalezienie apteczki. Na całe szczęście znajduje się w drugiej szafce nad umywalką. Polewam rany wodą utlenioną, następnie smaruje je maścią chłodzącą, która podobno przyspiesza gojenie. Na koniec bandażuje połowę przedramienia i w końcu zajmuje się poprawą wyglądu czerwonej twarzy.

Wsypuję porcję suchej karmy do miski, którą podaje psu. Sama nalewam wody do szklanki i siadam przy stole. Tępo wpatruję się w taflę wody, jeżdżąc opuszką palca po szklanej krawędzi. Zaciskam powieki, starając się myśleć o wszystkim, tylko nie o bólu przedramienia.

- Faith? Kiedy wróciłaś do domu? - słyszę pytanie zadane przez Willa, jednak nawet nie odwracam się w jego stronę. Odruchowo naciągam bardziej rękaw bluzki, zaciskając drobne palce na materiale, żeby czasem się nie podwinął i nie ukazał choć skrawka bandażu.

- Niedawno.. - mruczę cicho, przygotowując się na fale pytań.

- Czemu nic nie powiedziałaś? Przyjechałbym po ciebie... - mówi z pretensją, siadając obok mnie. Podświadomie napina wszystkie mięśnie, dwa razy mocniej ściskając kant rękawa.

- Nie chciałam ci zawracając głowy. Zresztą nie przeszkadza mi to, że się przeszłam - uśmiecham się delikatnie, pierwszy raz na niego spoglądając. Spotykam jego podejrzliwe spojrzenie, przez co zalewa mnie fala gorąca.

- Wszystko w porządku? - pada pytanie, którego najbardziej się obawiam.

- Tak okej - zapewniam go, obracając szklankę w dłoni - Naprawdę, tylko trochę mnie przewiało i głowa mnie boli - dodaję, widząc po jego minie, że nie satysfakcjonuję go moja poprzednia odpowiedź.

- No widzisz, a gdybyś zadzwoniła to przyjechałabyś ze mną - przypomina mi po raz kolejny. Chyba nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest nachalny i irytujący. Gryzę się w język, bo nie chcę go urazić, wiem, że po prostu się martwi, tylko zastanawia mnie, dlaczego. Do kuchni wchodzi Thomas, więc bez słowa się podnoszę i wołam psa do siebie.

Nachylam się nad blondynem, kładąc jedną dłoń na jego klatce piersiowej.

- Pójdę się położyć - informuję go, po czym delikatnie muskam ustami jego policzek. Ten tylko wywraca oczami i kręci głową z westchnieniem. Rzucam jeszcze wymowne spojrzenie ojcu, który stara się udawać, że wcale go to nie rusza, a następnie wychodzę z pomieszczenia. Zatrzymuję się na chwilę z ścianą i słyszę, jak Thom ma pretensje do chłopaka, że pozwala mi na takie zachowanie. Z triumfalnym uśmiechem wracam do swojego pokoju.

Just risk, sacrifice, loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz