Część 48

1.2K 91 9
                                    

- Dziękuje - cichy szept wydostaje się z moich ust i upada na podłogę. Duszę w sobie chęć rzucenia się ojcu na szyję. Ograniczam się jednak do skinienia głową i czym prędzej udaje się na górę. Najbardziej pragnę w tej chwili jednego - momentu wyjazdu.

Grzebię łyżeczką w jogurcie, wcale nie mając ochoty go jeść. Jednak kilka razy pełna łyżeczka trafia do moich ust, pod wielkim przymusem ze strony Willa. Myślami jednak jestem gdzie indziej. Zwykłe, poranne jedzenie śniadania wydaje się być teraz tak mało ważne, co ledwo widoczny pyłek na wietrze, Odcinam się od otoczenia i zatapiam we własnym świecie, który rozpada się wraz ze słowami Thoma. Z ogromną radością przyjmuję każdy wyraz do wiadomości. Lecimy. Dziś po szkole. Niemalże czuję, jak oczy zaczynają mi świecić swego rodzaju blaskiem, nie tak intensywnym jak dawniej, ale zawsze. Ochoczo potakuje głową i wbijam łyżeczkę w prawie pełny kubeczek z jogurtem.


- Och, no podejdź do niej - wywracam oczami, zirytowana już zachowaniem Willa.

- Co? - pyta zdezorientowany, rozglądając się nieprzytomnie.

- Dureń. Idź i do niej podejdź. Widzę jak na nią patrzysz - rozkładam ramiona, widząc jego zdziwienie.

- Wydaje ci się - kręci głową tak szybko, że ledwo udaje mi się podążać za nim wzorkiem.

- Może jestem antyspołeczna, ale nie głupia. Też jest tobą zainteresowana, to widać. Idź do cholery! - syczę, czując, że nie wytrzymam dłużej tych ukradkowych spojrzeń, niby przypadkowego wpadania na siebie na korytarzu. Zachowują się jak szczeniaki.

- Okej. Jak chcesz - podnoszę się spod ściany, rzucając mu książkę na nogi.

- Faith, co ty chcesz... - nie słucham go jednak i poprawiając za duży sweter podchodzę do dziewczyny.

- Hej. Jestem Faith. Przybrana siostra Willa... Mam do ciebie pewną sprawę - uśmiecham się na tyle przyjaźnie, na ile mnie stać w danej chwili. Dziewczyna szybko spogląda mi przez ramię w stronę chłopaka. Jest całkiem ładna. Krótkie, blond włosy, ogromne, zielone oczy, odrobinę wyższa ode mnie. Pasuje do niego.

- Podoba ci się, prawda? - pytam prosto z mostu, nie mając najmniejszej ochoty na zabawy w podchody.

- No... wiesz... - rumieńce natychmiast zdobią jej drobną twarz.

- Wiem, wiem - parskam śmiechem, nie wierząc w to, co robię - widzisz ty mu też. Tylko on się wstydzi. Nie wygląda na takiego, nie? - przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie i brak jakiegokolwiek zażenowania z jego strony, że zobaczyłam go w samych spodniach. Uśmiecham się pod nosem i kontynuuję - No, ale wracając, przysięgam ci, że jeśli nie weźmiesz spraw w swoje ręce, to ja któregoś dnia po prostu wybuchnę, z nadmiaru informacji na twój temat. Nie chcesz mieć mnie na sumieniu, prawda? - unoszę brwi ze śmiechem.

- Porozmawiaj z nim, proszę i zrób to dla... was - puszczam jej oczko i oddalam się w stronę blondyna. Zabieram mu książkę i torbę, po czym odchodzę od niego z tajemniczym uśmiechem, nie odpowiadając na żadne pytania.

Jest długa przerwa. Uczniowie rozproszyli się po całej szkole, boisku i parkingu, na który zmierzam.

Mróz przyjemnie szczypie w policzki, a biała pokrywa dodaje całemu otoczeniu uroku. Trzymając w rękach kurtkę i torbę przechodzę obok Luka, Liama, Lily i kilku osób próbujących się im przypodobać. Idioci.

- Hej, ładny sweter - Lukas parska śmiechem, a blondyna idzie jego śladem.

- Dziękuje! - odpowiadam nazbyt entuzjastycznym głosem, przystając na moment - Fajna głowa. Szkoda, że pusta- wykrzywiam wargi w triumfalnym uśmiechu i odchodząc, napawam się ich zaskoczeniem. W końcu od miesiąca nie powiedziałam do nich ani słowa. Nie licząc Liama, z którym zdarzało mi się droczyć tak jak to było na początku. W drodze do małej ławeczki pod drzewem mój wzrok zatrzymuje się na postaci opartej o bramę.

Just risk, sacrifice, loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz