Część 59

1.1K 76 2
                                    

- Chryste... - mruczę do siebie, przekraczając próg sali. Rozdziawiam usta, które Will zamyka mi dłonią. Chichocze wraz z Veronicą, lecz nie zwracam na nich uwagi. Wnętrze pławi się w blasku odbijanym przez masę kryształowych żyrandoli. Dekoracja jest w kolorach złota i srebra. Wszystko jest urządzone ze smakiem, nie ma tu ani odrobiny przepychu czy kiczu. Ktoś pociąga mnie za ramię, więc ruszam za tatą w tłum ludzi. Przedstawia mnie wszystkim, przez co uczucie ciężkości gdzieś w żołądku zaczyna naprawdę mi przeszkadzać.

Z całej masy ludzi, którzy mi się przedstawiali nie zapamiętałam nikogo, dosłownie.

Wzdycham ciężko, podpierając twarz na dłoni. Wystukuję nieznany sobie rytm ma blacie stołu. Żałuję, że nie ma ze mną Maxa. Niestety powiedział, że choćbyśmy go dźwigiem ciągnęli, to nie pójdzie. Agatha z kolei uznała, że to niepoważne i haniebne. Akurat to mi odpowiada. Jeszcze by tego brakowało, żebym na nią musiała patrzeć.

Patrzę na drinka stojącego przede mną. Wraz ze wzruszeniem ramion biorę szklankę, wypełnioną do połowy niebieskim napojem i wypijam jej zawartość w zaledwie chwilę. Robi mi się gorąco. Przesadziłam najwidoczniej. Rozglądam się. Tata tańczy z Lisą, a Willa z Rony nawet nie widzę. Trudno. Muszę stąd wyjść. Wstaję i poprawiam sukienkę. Dobrze, że mam trampki. Przynajmniej poruszam się bez problemu. Popycham ciężkie drzwi, a moje ciało otula mroźne powietrze. Z sali dobija się do mnie delikatna muzyka, a z domu niedaleko aż huczy od ciężkich nut. Wolałabym tam się znaleźć. Zdecydowanie. Wyciągam papierosa z torebki i wsuwam go między wargi Odpalam drżącymi palcami i z przyjemnością przymykam oczy, kiedy dym rozlewa się po moich płucach. Kiedy wypuszczam resztki dymu z ust, nie wiem, czy to on, czy mróz tworzy więcej pary. Staram się palić szybko. Stopy zaczynają mi już mrowić, kiedy przydeptuje resztkę tytoniu wraz z filtrem. Robię rundkę. Wcieram w dłonie płyn dezynfekujący, następnie krem i pryskam mgiełką szyję i włosy. Na koniec do ust wkładam miętową gumę do żucia. Nikt się nie powinien zorientować. Wracam do środka, a ochroniarze o dziwo nie wymagają ode mnie żadnego dowodu, że jestem gościem.

Zachodzę do łazienki, aby dla pewności jeszcze raz umyć ręce. Poprawiam włosy i podchodzę do drzwi, popychając je mocno. Słyszę, jak głucho w kogoś uderzają. Po chwili zza nich wychyla się Michel.

- Co ty tu...

- Co ty tu... - mówimy w tym samym momencie i wybuchamy śmiechem.

- Tata - mruczę odpowiedź na pytanie, które chciał zadać.

- Szef - krzywi się i wywraca oczami. - Zatańczysz? - unosi jedną brew, zerkając porozumiewawczo w stronę parkietu.

- Właściwie... czemu nie - uśmiecham się serdecznie i chwytam jego dłoń.

Tańczymy razem do dwóch piosenek. Po nich proszę o chwilę wytchnienia. Mogłabym nie wytrzymać w tłoku i ścisku ani sekundy dłużej. Opadam na krzesło obok Willa i Rony. Taty nie ma, Lisy też. Michel wita się z chłopakiem, a dziewczynę całuje w wierzch dłoni. Przez kolejne kilka minut rozmawiamy na luźne tematy, dopóki ktoś nie zaczyna pukać mnie w ramię. Oglądam się na chłopaka stojącego za mną. Ma na oko jakieś metr osiemdziesiąt. Błękitne oczy ładnie się komponują z jasnobrązowymi włosami. Ma na sobie beżową marynarkę, czarne jeansy i luźno założony, błękitny krawat. Kłania się delikatnie trzymając wyciągniętą dłoń.

- Mogę prosić do tańca?- uśmiecha się, a w jego policzkach tworzą się urocze dołeczki. Otwieram usta w zdziwieniu. Po chwili potrząsam głową i uśmiecham się, zapewne nie tak ładnie jak on.

- Jasne - ujmuję jego długie palce i podnoszę się z krzesła. - Zaraz wracam - mówię do moich towarzyszy i podążam za chłopakiem w stronę środka sali.

Just risk, sacrifice, loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz