Część 62

1K 70 7
                                    

- Jak ja mogłam tak zaspać! - jęczę, biegnąc z ubraniami do łazienki. Przez mokre stopy prawie przewracam się na zakręcie, ale w efekcie tylko uderzam w drzwi. Szybko wciągam czarne, podarte spodnie. Przynajmniej się staram, bo przy pierwszej próbie noga przechodzi mi przez dziurę na kolanie. Klnę pod nosem i podrywam z podłogi czarną bokserkę i sweter na guziki. Łapię włosy w wysoki kucyk i w biegu sznuruję do połowy długości glany. Zbiegam na dół, omal nie zabijając się na schodach.

- Dobry - wpadam do kuchni i rzucam czarny plecak w szare konie pod ścianę.

- Zaspałaś? - Will szczerzy się do mnie, kończąc herbatę.

- Nie, coś ty. Po prostu lubię czasem rano pobiegać po domu jak nienormalna - wywracam oczami i szybko obieram banana, po czym kroję go w plasterki. Wrzucam owoc do miski, zalewam jogurtem i zjadam stojąc przy blacie. Zapowiada się piękny dzień.

Wstawiam puste naczynie do zmywarki i zerkam na srebrny zegarek na nadgarstku.

- Uff - teatralnie przecieram czoło dłonią.

- Brawo. Idziemy? - blondyn wstaje i podnosi mój plecak. Kiwam tylko głową, starając się uspokoić oddech.

- Do zobaczenia - macham krótko Lisie. Nawet nie zdążyłam zapytać gdzie jest tata. Max zapewne śpi, Clara to samo. Agatha czuwa od rana. Znowu siedzi na swoim miejscu. A może nawet go nie opuszczała?

* * *

Wlepiam wzrok w plecak, próbując w nim wypatrzeć cokolwiek. Idę przez boczny korytarz, starając się znaleźć paczkę papierosów i na nikogo nie wpaść. Zatrzymuję się i podpierając jedną nogę o drugą, grzebię w najmniejszej kieszeni, która wydaje się być w tym momencie czarną dziurą.

- Księżniczko, możesz nie tarasować przejścia? - ktoś staje nade mną, zasłaniając mi tym światło.

- Spierdalaj... - mruczę zła, że jeszcze bardziej utrudnia mi poszukiwania.

- Grzeczniej - czyjeś palce zaciskają się na mojej szczęce, czym zmuszają do podniesienia głowy. Lukas. Stoi nade mną niczym kat, z tym charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Czekam moment, aż sam odpuści.

Nie robi tego, a podniecone szepty Lily i jej eskorty gdzieś za nami, najwidoczniej go podbudowują. Zbieram się w sobie i patrzę mu prosto w oczy, po czym bezceremonialne spluwam w twarz. Odskakuje ode mnie z wściekłością malującą się na twarzy.

- No i co się tak patrzysz? Było mi nie przes... - urywam, a głoś więźnie mi gdzieś w krtani. Nabieram duży haust powietrza, nie wiedząc co robić. Rozum podpowiada, żeby uciekać najszybciej jak się da, a nogi twardo stoją w miejscu.

- Zapierdolę cię - Lukas warczy i ocierając twarz idzie w moją stronę.

- Nie dotykaj jej - na dźwięk tego głosu dreszcz ślizga mi się po plecach, zostawiając lodowaty ślad. Zaciskam ukrytą w plecaku dłoń w pięść. Znalazłam papierosy.

- Co proszę.. - blondyn odwraca się z napiętymi ramionami, jednak od razu się odsuwa. Przebiegam wzrokiem po wszystkich uczniach będących na korytarzu. Wszyscy są tak samo zdziwieni. Kilkoro nawet wygląda zza rogu. Oniemiała patrzę na idących w moją stronę chłopaków. Brunet idzie pierwszy. Koszulka i kurtka niebezpiecznie opinają jego wyrzeźbione ramiona. To chyba jest Dean. I to jemu najbardziej nadepnęłam na odcisk. Idzie lekko przygarbiony. Krok ma sprężysty, pewny. Jak i pozostali. Christian podąża tuż za nim. Czuję, że zaraz zwrócę wnętrzności. Nie mogę się ruszyć.

- Ty, pójdziesz z nami - Dean zatrzymuje się kilkanaście centymetrów przede mną i zaciska dłoń na moim barku. Myślałam, że poczuję ostry ból, jednak jego palce ściskają bardziej materiał, niż moje ciało. Marszczę brwi, a chyba powinnam się cieszyć.

Just risk, sacrifice, loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz