Dzięki nawigacji w telefonie szczęśliwie docieram na miejsce. Chyba. Rozglądam się dokładniej po okolicy, zanim decyduję się wejść na posesję. Głęboki oddech i otwieram bramkę. Wszystko wskazuje na to, że tym razem aplikacja nie pomogła mi zabłądzić.
- Dzień dobry? -pytający ton mojego głosu dziwi nawet mnie samą. Odwracam głowę w stronę kręconych schodów, z których dobiega dźwięk kroków. Po chwili ukazuje się na nich mężczyzna w średnim wieku, nieco przy kości. Sprawia wrażenie miłej i przyjaznej osoby.
- Dzień dobry, dzień dobry. Ty zapewnie jesteś Faith? - pyta przyjaźnie, uśmiechając się szeroko.. Po głosie rozpoznaję, że to z nim rozmawiałam przez telefon.
- Tak - uśmiecham się nieśmiało - Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko, iż przyprowadziłam psa? - pytam badawczo, uświadamiając sobie, że nawet o tym nie wspomniałam
- Nie, nie ma problemu. A tak ogółem, John, miło mi - wyciąga ku mnie dłoń, którą pewniej ściskam.
Właściciel strzelnicy oprowadza mnie po ośrodku, dokładnie wyjaśniając, co i gdzie się znajduje. Kiedy wszystko mam już mniej więcej poukładane w głowię, a przynajmniej tak mi się wydaje, idziemy na plac. Zaraz po wyjściu z budynku słyszę stłumiony dźwięk rozmów i śmiechów. Jednak nic nie mówię, ani nie pytam.
- Chłopcy, przedstawiam wam, mam nadzieję, nową członkinię naszego klubu! - John obejmuje mnie ramieniem, zatrzymując się pod małym zadaszeniem, gdzie siedzi grupka chłopaków. Na jego gest Casper reaguje ostrzegawczym warknięciem, ale uciszam go lekką korektą smyczy.
- No hej... - mruczy jeden z chłopaków, poruszając zabawnie brwiami. Unoszę jedną brew, nie do końca wiedząc jak się zachować.
- Ej! Macie jej pilnować, bo ona jest jedna was pięciu, nie mam zamiaru siedzieć tu z wami cały czas! - mężczyzna śmieje się, kiwając wskazującym palcem. - No dobrze. Objaśnijcie jej mniej więcej co i jak, starajcie się jak możecie, przydałaby się nam choć jedna zawodniczka płci pięknej - puszcza oczko do chłopców i ze śmiechem na ustach wraca do budynku.
- Em... No cześć - uśmiecham się szeroko, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę - Jestem Faith, a to jest Casper - wyjaśniam krótko, przesuwając opuszkami palców po karku.
- Aleks - wstaje ten, co najwidoczniej najbardziej ucieszył się z mojego przybycia. Podaje mu dłoń, której wierzch muska delikatnie ustami. Po reszcie towarzystwa przebiega cichy szmer, a na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Moje skrępowanie rośnie, kiedy każdy z moich towarzyszy, Josh, Nathan, Chris, ponawia gest Aleksa.
- Dobra, przestańcie już - dukam, dusząc w sobie narastającą falę śmiechu - Nie czuję się komfort... - przerywam, spoglądając w stronę ośrodka i głos zamiera mi w gardle. Dopiero uświadamiam sobie, że jest ze mną czwórka chłopców, a nie piątka, jak to mówił John. W tym momencie mam wrażenie, że to jakiś żart.
- Hej Liam, nieładnie tak się spóźniać - ucieszony Aleks przybija z nim piątkę.
- O proszę, nie wiedziałam, że papużki nierozłączki się rozstają - prycham na jego widok, zakładając ręce na piersi.
- Co tu robisz? - warczy w moją stronę, mierząc mnie wzrokiem. Unoszę jedną brew, korygując psa, który w sekundę przejął moje nastawienie i staje w pozycji obronnej.
- Aktualnie stoję. Do czasu, zanim się pojawiłeś, było całkiem miło. Może jeszcze mi powiesz, że twoja druga połowa zaraz tu będzie? - każde słowo wydobywające się z moich ust, przesiąknięte jest tonem wyrażającym moją wyższość.
- A co, jeśli się pojawi, to sprawi to, że znikniesz? Bo skoro tak, to chętnie po niego zadzwonię - cwaniacki uśmieszek wkrada się na jego wargi.
- Nie ma tak łatwo. Każda chwila przebywania z osobami chorymi umysłowo czegoś mnie uczy. Cierpliwości i tolerancji głupoty, a to mi się przydaje w codziennym życiu, więc nie mogę nie skorzystać - uśmiecham się słodko, przechylając zadziornie głowę.
Brunet wywraca oczami i prycha pod nosem. Jeden zero dla mnie.
- Wy się znacie? - Aleks mruży oczy, patrząc raz na mnie, raz na Liama.
- No niestety - chłopak posyła mi mordercze spojrzenie, wciskając dłonie do kieszeni spodni.
- Nawzajem - uśmiecham się do niego sztucznie.
- No nieźle. Czekaj Faith, niech zgadnę, czyż to nie Lukas tak bardzo zachwycił cię swoją osobowością? - odzywa się Nathan, głosem wypełnionym ironią. Wykrzywiam wargi w szerokim uśmiechu, po czym przybijam z chłopakiem tak zwanego żółwika.
- Dość już. Może droga Faith pokaże, co potrafi? - Liam badawczo spogląda na mnie, po czym posyła chłopcom rozbawione spojrzenie. Podchodzę do niego i wspinam się na palce, aby zmniejszyć sporą różnicę wzrostu.
- Żebyś się nie zdziwił kochanie- szepczę, kilka centymetrów od jego twarzy.
- Coś mi się wydaje, że o to się nie musisz martwić - mruczy i zaczyna grać po mojemu. Obejmuje mnie w pasie, zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie. Nie wykonuję najmniejszego ruchu, nie odsuwam się, ani nie denerwuję, doskonale wiem, że nie muszę. Casper powarkuje cicho i wpycha swoje pięćdziesięciokilogramowe ciało między nas, przez co chłopak odskakuje ode mnie jak poparzony, a ja z resztą chłopaków zanoszę się niepohamowanym śmiechem.
Biorę do ręki to, czego szukałam od podejścia do gabloty. Dokładnie przesuwam palcami po każdym milimetrze idealnie wyszlifowanego, mahoniowego drzewa.
- Cudowny... - szepczę, chwytając strzałę wykonaną z tego samego drewna.
Widzę kpiące spojrzenie bruneta dzięki czemu mam jeszcze większą ochotę pokazać, na co mnie stać.
Zagryzam wargę i podchodzę do stanowiska, gdzie pewniej kładę dłoń na delikatnym profilu rękojeści.
Chwilę później przyglądam się jak strzała wbija się dokładnie w środek tarczy ustawionej kilkanaście metrów przede mną.
-Dziewczyno, widzę, że z tobą to lepiej nie zaczynać - Aleks puszcza mi oczko, podchodząc bliżej do tarczy z wbitą strzałą. Z uniesioną brodą podchodzę do reszty chłopaków, z radością patrząc na zdziwioną minę Liama.
CZYTASZ
Just risk, sacrifice, love
RomanceJedno wydarzenie może zmienić wiele w naszym życiu. Jedna tragedia, może zniszczyć cały nasz świat. Jak sobie poradzić, uporać z wydarzeniami, które działają destrukcyjnie? Jak odróżnić drogę, jak dobrze wybrać? ...