Kiedy chłopak zaczyna oddawać pocałunki, szybko odskakuje od niego i przecieram wargi dłonią.
- Nie zachowuj się jak dziwka! - ojciec warczy na mnie, czerwieniąc się ze złości.
- Ty się zachowujesz jak popierdolony, więc wybacz, ale nie masz prawa mnie pouczać - uśmiecham się słodko, przekrzywiając lekko głowę.
- Przeginasz Faith! - podnosi głos, ściskając mocno dłonie.
- Uczę się od najlepszych - syczę do niego, odwracając się w stronę boksów. - I jedź stąd! Nie zamierzam jeździć, jak ty jesteś w pobliżu! - wołam przez ramię, zmierzając do boksu Akryla.
- Co to miało być? - słyszę, przez co rzucam szybkie spojrzenie na drzwi boksu, nad którymi widnieje roześmiana twarz Liama.
- Nie twoja sprawa - odpowiadam o dziwo spokojnie, czyszcząc kopyta.
- Nie moja sprawa? Pocałowałaś mnie! - parska śmiechem, przewieszając rękę przez drewniane drzwiczki.
- No co ty?! Dobrze, że mi przypomniałeś, bo już nie pamiętam - prycham pod nosem, nawet się nie prostując - To nic nie znaczyło. Ojca dotknęło? Dotknęło, więc misja wykonana, zapomnij - wzruszam ramionami, rzucając kopystkę w róg pomieszczenia. Chwytam za żółty kantar i podprowadzam zwierzę do wejścia, bezceremonialnie otwierając drzwi, przez co chłopak odskakuje zaskoczony do tyłu.
Na całe szczęście, po dłuższej chwili mojego milczenia brunet nudzi się i znika za drzwiami wejściowymi. W spokoju kończę siodłanie, po czym zwinnie wskakuję na grzbiet konia.
Kieruję go na plac z ustawionymi przeszkodami i zajmuję się poprawianiem długości puślisk.
Ostatni raz podciągam popręg i lepiej usadawiam się w siodle. Głęboki oddech, szybkie rozeznanie się w przestrzeni jaką posiadamy i jestem gotowa na trening.
Po pierwszy galopie przy płocie pojawia się sylwetka Liama i Lukasa. Staram się wyłączyć umysł ta, aby ignorował ich widok i ciągłe śmiechy z głupimi uwagami. Nie mam ochoty na kłótnię, przynajmniej nie w tym momencie, nie chcę rozpraszać ani siebie, ani konia.
* * *
Wrzucam mokre ubrania do pralki a z siebie ściągam bryczesy i za dużą koszulkę. Wszystko jest przesiąknięte zapachem stajni, nawet moje włosy z wplątanymi w nie pojedynczymi źdźbłami siana.
Stoję nieruchomo od dziesięciu minut, pozwalając gorącej wodzie swobodnie płynąc po moim ciele.
Idealne zakończenie męczącego dnia. Chwila odprężenia i zapomnienia. Nie licząc pobytu na stajni, zawsze, kiedy tylko wsiadam w siodło, poza mną i koniem nie liczy się już nic.
Ziewam po raz drugi, co oznacza, że mój mózg przechodzi w fazę uśpienia. Szybko osuszam ciało, ubieram krótkie spodenki i top, po czym powłócząc nogami zmierzam w stronę łóżka.
Moim włosom ledwo udaje się rozproszyć po przestrzeni poduszki a oczy już zaczynają się zamykać.
Nim nadążam pomyśleć cokolwiek, odlatuję w krainę błogostanu.
Podnoszę głowę i spoglądam na kłębiące się nade mną chmury. Przecieram twarz dłońmi i wytężam wzrok. Nie mogę dostrzec niczego, co znajduję się ode mnie w większej odległości niż piętnaście metrów. Mimo tego, czuję się spokojna, żadne obawy nie burzą mojej wewnętrznej harmonii. Gdzieś w oddali słyszę świergot ptaków, przeplatany przez delikatny szum liści. Poruszam palcami u stóp, przez co dokładniej czuję znajdującą się pod nimi krótką, w odcieniu żywej zieleni trawę. Podświadomie wiem, że znajduję się na polanie. Zastanawia mnie jedynie gęsta mgłą panująca dookoła, nie pozwalająca na skojarzenie miejsca, w którym się znajduję. Pragnę, żeby zamiast niej padały tu promienie słoneczne, jednak nic takiego się nie dzieje.
- Faith - melodyjny szept dociera do moich uszu, powodując dziki galop mojego serca. Obracam się szybko, przeczesując wzrokiem mgłę, jednak nic w niej nie dostrzegam.
- Mamo! - wołam w przestrzeń, bezradnie próbując wypatrzeć cokolwiek.
- Jestem tu. Zawsze byłam i będę... - ponownie słyszę kobiecy głos, tym razem o wiele wyraźniej. Odwracam się na pięcie, po czym wpadam w ramiona rodzicielki.
- Mamo, dlaczego? Dlaczego zostałam sama? Dlaczego tak mi ciężko... - łkam w jej ramię, czując jak drży mi całe ciało.
- Nie zadawaj takich pytań. Tak miało być. Nikt tego nie chciał, nikt o to nie prosił, ale się stało. Nie warto dociekać, dlaczego. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale tak właśnie jest - uśmiecha się do mnie promiennie, tak samo jak robiła to, gdy była jeszcze z tatą.
- Nie wiń taty za to, co się stało. Nie wiń go za to, że nas opuścił. Nie potrafił sobie z tym poradzić, postaraj się go zrozumieć - gładzi moje ramiona, wpatrując się we mnie niebieskimi oczami.
- Nie, mamo. On stchórzył. Nie potrafię mu tego wybaczyć, nie teraz - kręcę głową, upierając się przy swoich poglądach.
- Dobrze. Nic na siłę kochanie - chwyta mnie za dłoń, delikatnie gładząc jej wierzch.
- Tak mi przykro, wiesz? Tak bardzo bym chciała, abyś była ze mną, abyś pomagała mi przejść po tych wszystkich krętych ścieżkach. Chciałabym, tak bardzo cię przeprosić... - oczy zachodzą mi łzami, nie mogę dłużej tłumić nadmiaru emocji.
- Nie masz za co. To ja powinnam to zrobić. To ja powinnam być wtedy silna, za nas obie. Ale to ja się poddałam, to ja nie umiałam z tym walczyć. A miałam dla kogo walczyć, miałam ciebie. Potrzebowałaś wsparcia, matki, a ja nie dałam ci ani jednego, ani drugiego... - szepcze, gładząc mnie po plecach.
- Teraz mi jest już dobrze. Nie musisz się martwić. Martw się o siebie, córciu. Zapamiętaj, że jeśli chcesz, aby wydarzyło się coś pięknego, jeśli chcesz zobaczyć tęcze, nie możesz zapomnieć o burzy, musisz najpierw uporać się z deszczem - odgarnia kosmyk włosów z mojego policzka, muskając go delikatnie. Nie mówię nic. Staram się pochłonąć widok jej uśmiechniętej, aby zapamiętać go na długo.
- Wiedz, że dzieli nas czas, a nie odległość - całuje mnie lekko w policzek, po czym odwraca się z zamiarem odejścia.
- Mamo, to się dzieję naprawdę, czy w mojej wyobraźni? - marszczę czoło, patrząc na nią smutno.
- Jasne, że w wyobraźni. Tylko to nie znaczy, że nie naprawdę - uśmiecha się po raz ostatni, po czym rozpływa się razem z wszechobecną mgłą.
CZYTASZ
Just risk, sacrifice, love
RomansaJedno wydarzenie może zmienić wiele w naszym życiu. Jedna tragedia, może zniszczyć cały nasz świat. Jak sobie poradzić, uporać z wydarzeniami, które działają destrukcyjnie? Jak odróżnić drogę, jak dobrze wybrać? ...