EPILOG

1.3K 127 44
                                    

Kochana Faith!

Mija kolejny dzień. Kolejna minuta. Kolejna sekunda umyka niczym spłoszony ptak. Życie toczy się swoim rytmem. Wszystko jest takie, jak powinno. Słońce wciąż świeci, kwiaty rozkwitają, konie cieszą się, że trawa na padokach jest wreszcie zielona, ludzie istnieją nadal. Mogłoby się wydawać, że dzień jak każdy inny. Zaczyna się, trwa, kończy. Mija. Kolejny i kolejny. Każdy bez Ciebie.

Od pięciu lat moje życie jest tęsknotą. Wygląda niezbyt ciekawie. Jest kruche, słabe, jakby papierowe. Nierzeczywiste. Wszystko się kłębi, miesza i w końcu sam obiekt tęsknoty robi się słabo prawdziwy. Tylko tęsknota jest jak najprawdziwszy narkotyk - uzależnia. Ciągle w głowie kołaczą się myśli o tym, co się pragnie, o kimś, kto już nie istnieje. Człowiek stara się żyć normalnie, jednak to całe tęsknienie staje się nieodłącznym dodatkiem tego życia. Czai się z boku, aż w końcu przenika do kości, sprawiając ból. Wraz z tym bólem się chodzi, funkcjonuje, istnieje. W efekcie, od bólu nie da się uciec. Trzeba by chyba uciec od siebie, zapomnieć, ale rzecz w tym, że ja nie chcę zapominać.

Na zegarku widnieje godzina 18:23. Dokładnie za trzy minuty skończy się piąty rok bez Ciebie. Znowu siedzę nad kartką i staram się dobrze dobrać słowa. Zupełnie tak, jakbyś miała to przeczytać. Widzisz? Wciąż staram się być lepszy, wciąż chcę zasługiwać na Ciebie. Chcę zasłużyć na to, że kiedykolwiek mogłem Cię mieć.

Tak jak powiedziałaś, teraz jest już łatwiej. Długopis już nie drży w dłoni z takim natężeniem. Litery są zgrabniejsze, choć wciąż nie jest łatwo zebrać myśli. Na papierze jest mniej mokrych śladów. Sam nie wiem, czy tak powinno być. Wiem tylko, że powinnaś być tu ze mną. Niemal słyszę Twoje słowa, jak właśnie mnie pouczasz, że z przeznaczeniem nie ma dyskusji. Nawet nie wiesz, ile bym dał żeby naprawdę to usłyszeć. Powiedziałabyś mi też, że mam być szczęśliwy. Odpowiedziałbym, że nie musisz się martwić. Jestem. Bardzo się cieszę, że mam przy sobie Kaylee. Nie sądziłem, że stanie się dla mnie tak ważna. Jestem przekonany, iż nie masz nam tego za złe. Pomagaliśmy i pomagamy sobie nawzajem. Jesteśmy dla siebie, dla Akryla i Caspera. Mam nadzieję, że masz Arię przy sobie i razem oglądacie nasze codzienne potyczki. I mimo tego, że zapewne wszystko widzisz, zapewniam Cię, że u Twoich zwierzaków wszystko dobrze. Casper powoli się starzeje, ale wciąż pokazuje, że nie jestem Tobą i nie mam prawa wydawać mu niektórych poleceń. On się chyba nigdy nie zmieni. Jednak widzę, jak bardzo mu ciężko. Minęło tyle czasu, Faith, a on wciąż na Ciebie czeka. Był czas, że myślałem, iż go stracimy. Zwłaszcza, jak odeszła Aria. Wtedy były krytyczne momenty. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać ze względu na Ciebie. I opłacało się walczyć. A co u Akryla? Chyba jest zadowolony, że wrócił do dawnego domu, choć nieco przygasł, często zdaje się nas nie zauważać. Patrzy w przestrzeń, czekając na dziewczynę w związanych włosach, która ze śmiechem wbiegnie do stajni i ucałuje go w chrapy. Jestem ciekaw ile jeszcze będzie tak czekał. Czy wytrwa w tym aż do skutku? To możliwe, jest tak uparty jak ty.

Powoli kończę to małe sprawozdanie. Cofam poprzednią myśl. Kartka znów jest mokra. Moje serce znów się rozpada. Ale nie martw się, proszę. To chwila słabości. Nie mam ich wiele. Następna będzie zapewne za rok o tej samej porze. Tylko wtedy już po raz szósty.

Żadne pożegnanie nie jest wieczne.

Pamiętam.

A Ty pamiętaj, że Cię Kocham.

Liam.

- Faith... - wypowiadam na głos jej imię. Wciąż, za każdym razem, czuję ukłucie bólu w okolicy mostka. Delikatne, niczym uszczypnięcie, przypominające, że ciągle mam ją w sercu. Drżącymi palcami unoszę wilgotną kartkę. Wierzchem dłoni ocieram policzki. Zerkam na leżącego u moich stóp psa, a potem na konia, wyglądającego znad drzwi boksu. Patrzy przed siebie, strzyżąc uszami. Znowu czeka. Słońce chowa się za horyzontem, zostawiając pomarańczową poświatę. Chwytam zapalniczkę i przykładam ogień do papieru. Zajmuje się powoli, zostawiając po sobie ciemne, popielate zgliszcza. Czekam aż cała zniknie, po czym wypuszczam powietrze, wznosząc w górę chmurę popiołu. Patrzę, jak bujając się leniwie, opada na ziemię.

-Liam! Chodź już do domu! -dobiega mnie wołanie zza stajni. Kaylee zapewne zrobiła już kolację. Bez żadnego dźwięku podnoszę się i razem z psem ruszam przez podwórze. Minął kolejny rok.

__

Cóż mogę powiedzieć. Dziękuję za to, że czytaliście, że byliście (w niewielkich liczbach, ale zawsze) ze mną :)

Mam ogromny sentyment do tego opowiadania i chyba już tak zostanie.

Byłabym wdzięczna za podsumowujące opinie! Do napisania! :)

Just risk, sacrifice, loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz