Rozdział 22

954 53 18
                                    

Agra,

Pochodzisz z planety Naffeti i jesteś jej księżniczką.- te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie lecz nadal nie rozumiałam ich znaczenia. Jaką księżniczką? Jestem zwykłą dziewczyną. Odkąd pamiętam byłam sama i byłam niewolnicą. Gdybym była z rodziny królewskiej nie tkwiła bym na Jakku.
Nie wiem kiedy znalazłam się w objęciach Kylo ani kiedy zaczęłam płakać. Nie wiem z jakiego powodu. Przed chwilą jeszcze miałam stanąć do walki z nim a teraz przytulam się i moczę jego strój gorącymi łzami.

- Wybacz. Nie wiem dlaczego tak zrobiłam.- powiedziałam pomiędzy napadami histerycznego szlochu. Odkleiłam się od niego i ruszyłam w stronę lasu. Muszę to przemyśleć.
Miałam plan aby zostać tu i dalej uczyć się w Zakonie ale... Muszę zobaczyć rodziców a potem czas pokaże.

- Nie idź za mną. Potrzebuję czasu.- wyszeptałam. To była szczera prawda.

Wszystko co zbudowałam, moje relacje z Kylo, nauka tutaj i nowe życie. Wszystko legło w gruzach. Jak puch dmuchawca, któremu wystarczy lekki powiew wiatru aby poleciał w świat. Kilka słów wystarczyło by zniszczyć mój świat. Gdy byłam mała marzyłam aby poznać moją rodzinę ale po pewnym czasie pogodziłam się z faktem, że nigdy ich nie zobaczę. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Muszę ich zobaczyć. Muszę dowiedzieć się czemu mnie zostawili. Czuje, że zostałam zdradzona. Przez Kylo, że zamiast powiedzieć mi to od razu to wyjawił to gdy wiedział , że mogę mu coś zrobić. Czy gdybym nie zagroził mu śmiercią to nie powiedział by tego nigdy?
Za dużo myśli. Zastosować się do rady Roun i nie zastanawiać się tylko lecieć na Naffeti?
Sama. Może. To chyba dobry pomysł.

Wkradłam się po cicho do hangaru i wybrałam jeden z A-wing'ów. Teraz tylko trochę szczęścia a nikt mnie nie zatrzyma.
Włączyłam silniki i podniosłam delikatnie maszynę. Wyprowadziłam ją poza atmosferę i ustawiłam kurs na Naffeti. Już niedługo ich spotkam. Wystarczy, że komputer obliczy drogę omijając planety, mgławice i pola asteroida. Czerwona dioda zaświeciła się informując o wytyczonym kursie, pociągnęłam dźwignię i naraz gwiazdy rozmyły się w niebieskie smugi na granatowym tle. Zapadłam się wygodnie w fotelu i spoglądałam na czerń przede mną rozświetloną błękitnymi liniami. Uspokoiłam się dzięki temu, emocje powoli opadały i mogłam przemyśleć wszystko na chłodno. Oczywiście nie było mi to dane. Komputer poinformował o awarii systemów chłodniczych przez co silnik mógł się zaraz przegrzać a ja jestem w nad przestrzeni. Czym prędzej wyłączyłem hiper napęd i wyleciałam w nieznany mi układ planetarny. Naffeti znajdowała się zaraz przy Zewnętrznych Rubieżach a moja pozycja nadal była oddalona od niej o kilkanaście parseków.

- Trudno. Na najbliższej planecie naprawię systemy.- mruknęłam do siebie. Żałowałam jednak tych kilku godzin, które stracę.

Złapał za ster i upatrzyłam sobie planetę od której mogła mnie dzielić godzina i skierowałem statek w tamtą stronę. Gdy byłam w połowie drogi ni stąd ni zowąd przede mną wyłonił się z nad przestrzeni Niszczyciel. Nie zdążyłam zareagować a niewidzialny promień ściągał mnie w jego stronę.

- Dlaczego ja muszę mieć takiego pecha?- zapytałam sama siebie i skrzyżowałam ręce na piersi. Czekałam aż znajdę się wewnątrz maszyny. Okazało się, że to Najwyższy Porządek więc nie wiem czy się cieszyć. Zdradziłam ich w pewnym sensie. Byłam jednak bezradna w tym momencie. Nie miałam szans z batalionem szturmowców więc jedyne co mogłam zrobić to poddać się. Wizja kilkuset czerwonych promieni przebijających szkło kokpitu i dziurawiących mnie była nieuchronna  nawet jeżeli szturmowcy mają kiepskiego cela. Do statku zostały przedstawione drabiny a zaraz potem weszli po niej mężczyźni w białych strojach z blasterami wymierzonymi w moją stronę. Gdy zauważyli mnie ze znudzoną miną lekko opuścili broń ale nadal byłam a celowniku.
Wyglądała najpewniej hak małe dziecko, które nie dostało lizaka i jest obrażone na cały świat. Powoli Podniosłem ręce do góry w geście poddania przedtem jednak otwierając kokpit.

- Poddaję się.- powiedziałam spokojnie spoglądając na białe hełmy. Jeden z nich chwycił moje ramię i pociągnął mocno do góry.

- Może trochę delikatniej? Poddałam się.- warknęłam.

- Masz czelność odzywać się ty rebelianckie ścierwo?!- krzyknął trzymający mnie. W akcie zemsty puścił moje ramię i gdyby nie trening siedział bym teraz na tyłku.

- Nie jestem rebeliantką. Gdybym tylko chciała mogę zabić cię tu i teraz. Jestem uczennicą Kylo Rena  a on raczej nie był by zadowolony z tego jak mnie traktujecie.- wolałam tego nie mówić ale nie będę bezczynnie stać gdy mnie obrażają.

- Madame, wybacz nie poznaliśmy cię. Twój statek był zapisany w naszej bazie danych jako jeden z Ruchu Oporu.- bełkotał pośpiesznie.

- Zaprowadźcie mnie do generała, który zarządza tym Niszczycielem.- rozkazałam. Kylo postarał się aby moją ucieczka pozostał w tajemnicy.

- Rozkaz.- odparł szturmowiec i zaczął prowadzić mnie korytarzami do kwater należących do generała. Nie była to długa droga ale pod koniec czułam jak mój żołądek ściska się z nerwów. Prostego żołnierza łatwo oszukać ale wykształconego urzędnika? Na pewno słyszał, że uciekłam. Zostałam sama a pozbierawszy się trochę do kupy zapytałam w metalowe drzwi.

- Proszę.- usłyszałam niemrawy głos. Przybrałam pewna siebie postawę ale w środku kuliłam się ze strachu.

- Witam generale.- przywitała się i zlustrowałam go. Młody mężczyzna o rudych włosach siedział za biurkiem zawalony stertą  papierów.

- Mam ci w czymś pomóc?- zapytał a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Najwyraźniej wie kim jestem a mimo to oferuje mi pomoc.

- Jestem przyjacielem Rena. Wiem, że uciekłaś, mam jednak swoje zasady. Czego Ci potrzeba Agro?

Nawaliłam. Moja wena jednak gdzieś zniknęła ale wróciła z nowymi pomysłami. Miałam dodać wczoraj ale byłam zła na przyjaciółkę, która posypała mi głowę puchem dmuchawa a to się strasznie ciężko wyjmuje z włosów.

Każdy zasługuje na drugą szansę.| Kylo Ren ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz