#02 Początek podróży

397 31 8
                                    

Perspektywa Janusza

Byłem podekscytowany możliwością lotu w ciepłe kraje. Gdy nasza sąsiadka, Marzena pochwaliła nam się, że leci z mężem na Majorkę, musieliśmy też tam lecieć. Mam nadzieję, że się zaskoczą na nasz widok. Wzięliśmy ze sobą nasze wnuki, mam tylko nadzieje, że nie będą chciały pieniędzy na przyjemności.

- Grażynko? Pochwaliłaś się wszystkim sąsiadom, że lecimy? - zapytałem swojej małżonki z ciekawości.

- No jasne! A niech nam wszyscy zazdroszczą. Szczególnie pani Honorata spod dziesiątki! Mam nadzieję, że siedzi teraz wkurzona przed telewizorem. - zaśmiała się moja żona.

- Dziadku? Mogę się czegoś napić? - zapytał mój wnuczek, Bartek.

- Nie można wnosić do samolotu nic do picia ani do jedzenia. Wytrzymasz, to tylko kilka godzin lotu. - zapewniłem małego.

- Ale w samolocie sprzedają przecież... - drążył temat wnuczek.

- W samolocie? Nie będę kupował niczego, co kosztuje więcej niż w normalnym sklepie. Chociaż tam to dopiero mają drogo. Dlatego mamy deszczówkę pod domem! - byłem od zawsze nastawiony na oszczędzanie. Poza tym, kto normalny kupiłby wodę za dwa złote?! Rozbój w biały dzień!

Weszliśmy do samolotu. Był on ogromny. Czytałem, że poza nami, będzie tutaj jeszcze ponad dwustu pasażerów. Siedziało już sporo osób, jednak ani Marzenki, ani Dariusza jeszcze nie było. Mieliśmy miejsca w środku samolotu. Wepchałem się pod okno.

- Dziadku, mogę pod okno? - zapytał drugi wnuczek, Jeremiasz.

- Po co pod okno? Ja już siedzę, a jestem taki stary, że nie mam sił wstawać... - nie mogłem mu na to pozwolić! Ktoś musiał robić zdjęcia, żeby potem móc pochwalić się sąsiadom!

Perspektywa Filipa

Usiadłem w środku samolotu, zaraz obok dziewczyny w ciąży. Mój ojciec jest bogatym prawnikiem, dzięki czemu mógł kupić mi tę wycieczkę. Nie cieszyłem się. On jak zwykle nie miał czasu się ze mną wybrać. Chciałem włożyć słuchawki na uszy, żeby posłuchać swoich ulubionych metalowych kawałków, jednak obok mnie usiadła dziewczyna. Nie byle jaka. Wyraźna buntowniczka. Kolczyk w wardze, kilka niebieskich kosmyków włosów, czarna koszulka, oraz glany. Wiedziałem już, co będę robił przez te dwa tygodnie. Uśmiechnąłem się na samą myśl.

- No i co się gapisz, pajacu? - zapytała dziewczyna. Zaskoczyła mnie, jednak po chwili dopiero zauważyłem, że zagapiłem się na nią.

- Yyy... widzę, że się dogadamy. - uśmiechnąłem się.

- Więc ślepy jesteś. Do widzenia! - włożyła słuchawki i się odcięła. Dziewczyna była najwidoczniej zła na cały świat. Uśmiechnąłem się na samą myśl. Byłem podobny do niej.

- Taki typ człowieka, też za młodu taka byłam - uśmiechnęła się dziewczyna w ciąży.

- Jeszcze zmieni zdanie. Kwestia czasu. Będzie moja. - uśmiechnąłem się do dziewczyny obok.

Do samolotu weszli już wszyscy. Stewardessy zaczęły pokazywać co i jak trzeba zrobić w nagłych wypadkach. Nie interesowało to mnie. Na świecie rozbija się mało samolotów. Stanowczo za mało, żebym się tym teraz przejmował.

Perspektywa Jonasza

Samolot w końcu ruszył! Miałem ochotę nakopać im wszystkim, za to półgodzinne opóźnienie. Stewardessy mówiły, niby że coś się popsuło i na szybko to naprawiali, ale kogo to tam niby obchodzi? Chciałem dziś jeszcze pójść na siłkę na miejscu. Klata i nogi same się nie zrobią! Niestety, były limity na wielkość bagażu, przez co musiałem zabrać mniej białka, niż to jest konieczne! Poszukam na miejscu. Na razie samolot wzbił się w powietrze. Czekało nas kilka godzin lotu. Dodatkowo byłem zły, bo obok mnie siedziało dziecko, które najwyraźniej obrało mnie za cel, żebym się zdenerwował. Rodzice upominali go co chwilę.

- Kubusiu, nie wolno patrzeć się na pana. Zezłościsz go jeszcze i co wtedy? - powiedziała matka chłopca.

- Spokojnie, jestem łagodny, jak baranek - zapewniłem rodzinę. W głębi jednak miałem ochotę mu coś zrobić. Zamiast denerwować się na malca, założyłem słuchawki i włączyłem swój ulubiony rap. Zapatrzyłem się za okno, na znikającą pod chmurami Warszawę.

Perspektywa Marzeny

Byłam od początku zła. Czy on zawsze musi tak narzekać? Na lotnisku przeszedł samego siebie. Jeszcze trochę i Dariusz był gotów wyjść, zarządać pieniędzy i przeprosin. Jakoś straciłam ochotę na te wakacje. Jeszcze zdawało mi się, że widziałam wchodzącą do samolotu Grażynę. Co ona tu robi? Mam nadzieję, że to jednak nie ona. Jestem pewna, że zrobiłaby wszystko, żeby popsuć nam wakacje.

- Dariuszku, co ty na to, żebyśmy dzisiaj poszli na plażę? Zrobimy zdjęcia, żeby wysłać je rodzinie. - zaproponowałam. Musiałam coś zrobić, żeby mąż przestał być zły na mnie i na cały świat.

- Dzisiaj to ja się nie ruszę z pokoju. Jestem zły na nich i nie mam zamiaru wychodzić! Zabrałem tabelę frankfurcką* więc zamierzam sprawdzić, co jest z naszym hotelem nie tak, żeby zwrócili nam pieniądze - powiedział Dariusz. Na samą myśl o tym, uśmiechnął się.

- Oj zupełnie jak trzydzieści lat temu. Wtedy dopiero zarobiliśmy na wycieczce - zaśmiałam się, na wspomnienie brudnego i zarobaczonego pokoju.

Lecieliśmy dopiero pół godziny, a ja miałam już dość. Posiadałam chyba coś z męża, bo włączyło mi się narzekanie. Jechały przekąski, jednak mąż stwierdzi, że to rozbój w biały dzień i nic mi nie kupi. Zamknęłam więc oczy i zaczęłam oczekiwać na sen.

*tabela frankfurcka - specjalny spis wymogów, które powinien posiadać dany hotel. W razie braku czegoś z listy, organizator wycieczki ma obowiązek zwrócić dany procent z kosztu całej imprezy. Np brak klimatyzacji, robaki w pokoju

Powoli wszystko się rozkręca. Nie uciekajcie jeszcze, bo katastrofa niebawem ;)

Ciao ;*

CebulandiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz