Perspektywa Grzegorza
Na ogół łowienie ryb nie było ciekawym zajęciem. Trzeba było siedzieć cicho, żeby ich nie spłoszyć. Jednak w tym miejscu wszystko działało inaczej. Można było dużo rozmawiać, a ryby i tak co chwilę nasuwały się na haczyk.
- Nie wierzę w to, ale ładnie nam to idzie. Jeszcze trochę a każdy zje więcej niż jeden kawałek - zauważył Kacper.
- Musimy się spieszyć, na pewno siedzą głodni - akurat złapałem rybę. Pociągła tak mocno, że prawie straciłem wędkę.
Chwilę później było po wszystkim. Wygrałem walkę, a rybka była na moim haku. Była największa do tej pory.
- Dla dwóch osób - uśmiechnął się Kacper.
Zapakowaliśmy ryby do plecaka i zostawiliśmy wędki. Myśleliśmy czy nie wrócić tu jeszcze na jeden połów. Na razie trzeba było dostarczyć żywność. Wziąłem swoją dzidę od Jonasza i ruszyliśmy. Drogę znaliśmy już dobrze. Kwadrans dzielił nas od reszty. Za każdym razem miałem obawy, że pojawi się czarnoskóry, jednak nigdy nic się nie działo złego.
- Ej słyszysz? - rzucił szybko Kacper. Serce zabiło mi mocniej, mimo że nic nie słyszałem. Szum wiatru, śpiewanie ptaków, chyba cykady, gdakanie kur...
- Kury! Dużo z tego będzie jedzenia! - powiedziałem z wielkim entuzjazmem.
- Właśnie! Chodź! - Kacper pociągnął mnie za sobą.
Zaczęliśmy się skradać. Na małej polance, znalazło się kilka dzikich kur, czy też bażantów. Wybiegłem z dzidą na tyle szybko, że kury dopiero po chwili zorientowały się, że stanowię zagrożenie. Nie trafiłem ostrym czubkiem, jednak przywaliłem samym kijem w kurę. Chyba ją to ogłuszyło. Kacper doskoczył do niej i skręcił jej kark. Drugą złapał bez mojej pomocy.
- Ahaha, co teraz kurko? W końcu się najemy! -Powiedziałem do kury w ręku.
W ten sposób, cztery z sześciu kur, znalazło się w naszym plecaku. Dwie ostatnie gdzieś znikły.
- Będą bardzo zadowoleni, że się najedzą - zauważył Kacper. Spojrzałem na niego z uśmiechem. Z dobrym nastrojem ruszyliśmy w dalszą drogę.
Perspektywa Celiny
Od razu po zjedzeniu mięsa, pobiegłam do morza. Chciałam zakryć smak człowieka słoną wodą. Częściowo udało się, z taką różnicą, że wpadłam cała do wody i byłam mokra. Poczułam, że jestem na siebie zła, że głód ze mną wygrał. Ze złości ruszyłam wzdłuż plaży.
- Czekaj na mnie! - Anita biegła w moim kierunku. Nie wiedziałam sama czy jej mi tu teraz potrzeba.
- Idę się przejść. Chcesz to chodź - powiedziałam ze smutkiem.
Szliśmy w ciszy w kierunku krańca plaży. Fale były dzisiaj spokojne i nie zanosiło się na opady deszczu. Zdjęłam mokrą koszulkę, a nuż uda mi się opalić.
- Oj źle się czuje z tym że go zjadłam - westchnęła Anita.
- No ja tak samo. Nigdy więcej - pokiwałam z obrzydzeniem głową.
Dotarliśmy na koniec plaży. Z tego miejsca nie było widać wraku. Słońce już mnie prawie wysuszyło. Usiadłam we wgłębieniu na plaży. Widocznie po śladach, ktoś tu już z naszych przebywał wcześniej. Anita usiadła zaraz obok mnie.
- Przemyślałam to. Nie mogę być sama, tym bardziej że zanosi się, że umrzemy tu prędzej lub później. Nie zostaliśmy stworzeni do życia w samotności. Chcesz ze mną chodzić Celinko? - serce biło mi jak szalone. Nie spodziewałam się po niej takiego wyznania.
- Ja... ja nie wiem co powiedzieć - powiedziałam oszołomiona.
- No, powiedz, że tak. - Anita spojrzała na mnie z wyczekiwaniem. Jeśli chciała wybrać sposób o zapomnieniu faktu bycia kanibalem, to wybrała idealny sposób. Pokiwałam głową. Nasze twarze się zbliżyły. Podobnie jak w samolocie, czułam się mega szczęśliwa.
Perspektywa Filipa
Weszliśmy z Martyną do lasu. Cieszyłem się, że chciała iść akurat ze mną. Wśród tych wszystkich ludzi, to z nią miałem najlepszy kontakt. Szliśmy z początku w milczeniu. Temat dopiero nawinął się po chwili.
- Nie masz może pożyczyć jednorazówki do golenia? Zarosło mnie strasznie - powiedziałem ze śmiechem.
- Szukałam rano, tak się składa, ale każdy sobie już przywłaszczył z bagaży, więc nie bardzo mam - stwierdziła Martyna.
- Coś nam znajdę - zaśmiałem się.
- Myślisz, że umrzemy na tej wyspie? - zapytała Martyna.
- Myślę, że jeśli szybko się uzbroimy i zgromadzimy zapasy, to możemy ruszyć w głąb lasu a tam znajdziemy sposób na wylot z dżungli - powiedziałem szczerze.
- Tak myślisz? Wydaje mi się, że każdy dzień może być naszym ostatnim - stwierdziła Martyna. Pokiwałem głową.
- Słuchaj. Dopóki tu jestem, będę dbał o ciebie. Musisz się tylko mnie trzymać. Owszem, taki Jonasz by ci zapewnił większą ochronę - powiedziałem żartującym głosem. Usiadłem na pniu. Zrobiłem sobie małą przerwę.
- Nie chcę Jonasza. Ani nikogo. Ty mi wystarczysz - stwierdziła Martyna. Moje serce zabiło mocniej.
- A Ty mi - zapanowała cisza. Wstałem, żeby ruszyć dalej.
- Czekaj, daj mi wody - poprosiła Martyna.
- Trzymaj - podałem jej butelkę z wodą. Nie chwyciła jednak zbyt mocno, więc nie chciałem puszczać. Spojrzałem pytającym wzrokiem.
Patrzyła przenikliwie w moje oczy. Serce biło podwójnie mocno. Uśmiechnęła się tak jakby zachęcająco. A co mi tam, nie mam nic do stracenia. Puściłem wodę i złapałem ją za ręce. Zacząłem powoli przybliżać swoją twarz w jej kierunku. Widziałem jak na jej ustach, pojawia się uśmiech. Nasze czoła się spotkały i popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Miała lagunowy kolor, co bardzo mi się podobało.
- Martynko, mówiłem, że nam się uda - uśmiechnąłem się.
- Już w samolocie. Tak, podsłuchiwałam, jak mówiłeś z Kingą - zaśmiałam się.
- O ty niedobra. Czas na karę - zaśmiałem się i zamknąłem oczy. Zbliżyliśmy nasze usta do siebie. Zaczęliśmy się całować. Najpierw delikatnie i niewinnie, a potem ostro i namiętnie. Miała w ustach słodki smak mango. Byłem szczęśliwy. To chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie fakt, że coś się do nas zbliżało. Gałązki pękały i już zaraz mieliśmy przekonać się, co to takiego. Niechętnie rozłączyliśmy nasze usta.
- Halo? To my! Odezwij się! - rzuciłem, nie puszczając ręki Martyny. Nikt jednak nie odpowiedział. Czyli to nie był nikt z naszych. W takim razie, kto?
Hej wszystkim! Jak wrażenia po dzisiaj? Mam nadzieję, że nie zepsułem niczego :D
Zbliżamy się do #20 rozdziału. Czyli jak w #10, będzie jedna perspektywa. Z waszych poprzednich wyborów zrobiłem już losowanie. Myślę, że rozdział przypadnie wam do gustu 👊
Zanim jednak dojdziemy tam, czekają nas 2 inne rozdziały. Także w piątek oczekujcie, że akcja w końcu ruszy do przodu :D
Ciao :*
CZYTASZ
Cebulandia
AdventureBoeing 878 znika z radarów i ślad o nim ginie. Tymczasem samolot rozbija się u brzegów tropikalnej wyspy. 21 rozbitków będzie musiało pogodzić się z faktem, że nikt po nich nie przyleci. W dodatku wyspa skrywa w sobie nie jedną tajemnicę. Jak poradz...