#30 Ostatni dzień na ziemi część 2

140 15 8
                                    

Uwaga! Rozdział dla ludzi tylko o mocnych nerwach, jeśli ich nie masz, przewiń na sam dół, gdzie dostaniesz streszczenie!(żartowałem ^^ czytać, tylko mi się nie rozklejać)

Perspektywa Celiny

Pod nami było stado wygłodniałych dzików. Patrzyłam na Anitę z przerażeniem w oczach. Obie bałyśmy się niesamowicie mocno.

- Bądźcie spokojne, uratują nas! - krzyczał Filip.

Miałam problem ze złapaniem się czegokolwiek. Opierałam się o gałąź przed nami. Ponadto Anita podpierała się o mnie. Po dziesięciu minutach, pomocy jak nie było, tak dalej nie ma. Filip wdrapał się wyżej i zaczął zrywać owoce. My nie miałyśmy jak, bo siedziałyśmy na samotnej gałęzi. Nie wiedziałam, jak my stąd zejdziemy. Przecież łatwiej jest wyjść jak wejść! Odwróciłam się, żeby pocałować Anitę. To był błąd. Gałąź pod nami strzeliła, a ja krzyknęłam. Na szczęście nic się nie stało.

- Ja już się nie ruszam - powiedziałam, podnosząc w górę ręce.

- Trzymam cię, nic się nie bój - zapewniła Anita.

- Dziękuję, że jesteś przy mnie. Kocham cię! - powiedziałam z uśmiechem.

- Wiesz, że ja ciebie również - odparła Anita.

Obserwowałam dziki. Tamte dalej były niewzruszone. I wtedy, w jednej sekundzie byłam na gałęzi, zaraz przed Anitą, a w drugiej sekundzie leciałam na dół, wraz z pękniętą gałęzią. Krzyknęłam rozpaczliwie. Anita nie złapała mnie. Lot trwał kilka sekund, które były dla mnie wiecznością. Uderzyłam twardo.

- Celina!!!! - wydarła się Anita.

-Ratunku!! - krzyczałam. Nogi miałam powyginane. W jednym miejscu wystawała mi kość. Dodatkowo miałam wbity korzeń w udo. Płakałam. To było straszne. Ból był nie do zniesienia. Wiedziałam, że nie da się mnie już odratować. Jednak nie to było najgorsze. Nie potrafiłam się ruszać. Jedynie rękami! Cała reszta była sparaliżowana! Krzyczałam i płakałam jednocześnie. Wtedy zamarłam. W moim kierunku szło kilka dzików. Czego one chciały?! Czy nie cierpiałam już wystarczająco?! Pierwszy z nich podszedł do moich nóg i zaczął je wąchać. Płakałam, bo bolało przerażająco. Wtedy dzik wgryzł się w moje nogi, na poziomie kolan!

- Ratunku! Anita, Filip! Aaaa! - Krzyczałam w agonii. Anita siedziała na drzewie, prawie też zleciała!

Drugi dzik zaszedł mnie od tyłu. Poczułam, jak wbijał swoje zębiska w moje ramię. Nim się obejrzałam, miałam sporą dziurę w ramieniu. Oczywiście cały czas krzyczałam. Próbowałam jakoś odgonić się od nich. Dzików jednak przybywało. Jeden zjadał moją stopę. Drugi kolano, trzeci pośladek. Było ich jeszcze kilka. Najbardziej zabolało, gdy poczułam ugryzienie tuż nad pępkiem. Cała się trzęsłam i wiedziałam, że za chwilę nastąpi mój koniec. Ktoś jeszcze próbował mi pomóc. Filip! Filip machał dzidą na lewo i prawo. Jakiś dzik leciał w jego kierunku, jednak udało mu się go uniknąć. Dobiegł do mnie, gdy nie miałam już całej stopy, połowy pośladka, brakowało też kolana, a sam pępek znikł całkowicie. Filip wbił dzidę w dzika, który akurat zdołał odgryźć moje ucho. Dzik w agonii odskoczył. Zdołał jednak wbić kieł w moje oko, które zalało się krwią. Drugi dzik rozpędził się i wleciał w Filipa. Tamten potknął się o moje ciało i wleciał z dzidą na drugiego dzika.

- Uciekaj... - powiedziałam słabo.

- Nie zostawię cię... - powiedział smutno.

Nie miałam już siły się opierać. Filip próbował, co mógł, jednak dzików wciąż było sporo. Odgonił jeszcze dwa dziki i dał sobie spokój.

- Przepraszam... - rzucił Filip i odbiegł z przerażeniem na plażę.

Dziki wciąż miały ucztę. Na szczęście moja świadomość powoli odpływała. Nie miałam już ani jednej stopy, ręki, połowy brzucha, ucha, kolana, oraz połowy pośladka. Ból był już nieobecny. Nie czułam, gdy jedzono moje nerki, albo udo. Patrzyłam nieobecnym wzrokiem w górę, gdzie siedziała płacząca Anita. Było to ostatnie, co chciałam zobaczyć. Zamknęłam oczy i przestałam opierać się śmierci. To był już koniec.

CebulandiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz