#15 Pogrzeb

124 16 6
                                    

Perspektywa Jakuba

Podobno skończyło się jedzenie. Ja tam byłem najedzony. Nie wiem, co oni wymyślili. Filip wrócił z lasu. Pobiegłem do niego. Miał torbę pełną owoców. Rzucił mi coś okrągłego.

- Mango. Dobre jest, zjedz sobie - uśmiechnął się tamten.

Podszedł do Martyny i dał jej drugie. Kinga również się złapała na jedno. Reszta owoców poszła do koszyka, który był naszą spiżarnią. Postanowiłem, że dam im chwilę prywatności i pobiegłem do Jonasza. Robił włócznie. Wychodziło mu to całkiem dobrze.

- Mały, chcesz coś do obrony? - zapytał się Jonasz.

- Ja? Nie wiem jak walczyć - powiedziałem nieco zdziwiony.

- Zrobię ci coś. Przyjdź za chwilkę - powiedział Jonasz.

Zdziwiłem się. Jak miałbym ich chronić, jak on nie zdołał obronić Tomasza? A Jonasz wyglądał na takiego, który jest urodzony, by żyć w dziczy. Poleciałem do lasu, gdzie akurat była kopana dziura dla Tomasza. Tam też nie było nic do roboty. Pobiegłem na plażę. Dwie dziewczyny z samolotu siedziały na końcu i próbowały się opalać. Im też nie chciałem przeszkadzać. Reszta gdzieś znikła albo była w samolocie. wszedłem do wody i zacząłem robić na brzegu plaży zamek. To była piękna forteca! Woda nie mogła się wydrzeć do środka. Mur był sporej wielkości oraz gruby. Dalej był zamek a za nim zrobiłem wrak naszego samolotu. Nie miałam pomysłu co robić dalej, więc wróciłem do Jonasza. Tamten wyjął dla mnie coś w rodzaju kołka. Takiego ostrego, wyglądającego niczym broń na wampiry.

- Jak się tym bronić? - zapytałem, nie mając zielonego pojęcia.

- Wiesz, dopóki nie pojawi się zagrożenie, to nie potrzebujesz tego. Jak coś, to po prostu wbijasz to ostre w przeciwnika. Najlepiej twarz albo serce - polecił Jonasz.

Podziękowałem mu i stwierdziłem, że pora się położyć we wraku.

Perspektywa Anity

Znalazłam trochę owoców w lesie, więc postanowiłam odpocząć. Położyłam się na kocu w samej bieliźnie. Nie zdziwiło mnie, że Celina przyszła po chwili i położyła się obok.

- Ani, jak tam u ciebie? - zapytała Celina.

- Głodna jestem. Poza tym nic nowego. Opalić to się chyba nie opale - westchnęłam.

- Mam dla ciebie mango. Filip trochę tego znalazł. Nie, żeby to jakoś specjalnie pomagało w najedzeniu się, ale zawsze będzie Ci lepiej niż jak nie zjesz nic - odparła Celina.

Zdjęła przy tym spodnie i koszulkę. Zerknęłam na nią ukradkiem. Miała lepsze ciało, szczupłe nogi, uda i w dodatku duże cycki. Co ona we mnie widziała? Tłuszcz wylewający się spod stroju, praktycznie brak cycków, grube uda. Stop. Zaczynam już myśleć jak lesbijka, a przecież z tym walczę.

- Na co się patrzysz, piękna? - zapytała Celina. Faktycznie, zagapiłam się na jej nogi.

- Zamyśliłam się. Nie jestem piękna przecież. Spójrz na siebie, a potem na mnie. - westchnęłam.

- Oj tam. Podoba mi się ten tłuszczyk. Poza tym, jeśli pomoc nie nadejdzie to zrzucisz go szybko - zaśmiała się Celina.

- Dalej nie rozumiem, dlaczego ja. Co we mnie jest takiego lepszego od innych. Bo wiem, że przed katastrofą ukrywałaś to uczucie - zauważyłam.

- Może kiedyś ci powiem. Teraz mnie nasmaruj olejkiem - poprosiła Celina.

Wzięłam od niej olejek i wtarłam go w jej ramiona, plecy, uda i nogi. Potem ona zrobiła to mi, wchodząc palcami nieco za głęboko pod mój strój. Przecież nie chciałam opalać pośladków. Mimo to przeszedł mnie dreszcz. Nie byłam tylko pewna czy to dreszcz przyjemności czy wręcz odwrotnie.

- Bez takich. Nie chcę tego - rzuciłam ostro.

- Dobrze siostro. Sprawdzałam reakcje. I tak będziesz moja, gwarantuje ci to - zaśmiała się Celina.

- W twoich mokrych snach chyba - zaśmiałam się, kładąc na kocu.

Perspektywa Olka

Czarnoskóry wiercił się niesamowicie. Próbowałem wymusić coś, żeby zdradził nam co nieco o tej wyspie. Nic jednak nie chciał powiedzieć. Nie mówił ani po polsku, ani po angielsku. Nie mówił w ogóle po europejsku ani w żadnym znanym mi języku. Byłem taki głodny...

- Olek, zmienić cię? - zapytała Nina.

- Nie, postoje. Są dwie alternatywy. Albo tu stoisz, albo szukasz jedzenia. Mimo głodu wolę sobie tu posiedzieć.

- Albo pierdolisz wszystkich i idziesz się opalać, jak niektórzy. Może mango? - spytała Nina.

- Nie, zostaw sobie - odparłem z uśmiechem.

Zacząłem zastanawiać się, czy Nina coś do mnie czuje. Ostatnimi czasy zachowywała się w moim towarzystwie nieco dziwnie. Peszyła się, patrzyła na mnie...

- On żyje w ogóle? - zapytała Nina.

- Nie wchodź tam, on wciąż jest niebezpieczny - zauważył Olek.

- On śpi przecież - pokazała Nina.

- Śpi? Czekaj, czekaj... - wziąłem go za barki i kilka razy trąciłem. Zero reakcji. Otworzyłem usta. On nie żył! Widziałem nawet powód. Wbił sobie paznokcia do krtani.

- No mówiłam. No to teraz już nie musisz go pilnować. Chodź ze mną, trzeba innym powiedzieć - Nina już poszła na początek wraku i zaczęła wołać resztę.

Zbliżał się wieczór. Wszyscy schodzili się do samolotu. Dariusz i Janusz poprosili coś do jedzenia. W końcu całe popołudnie kopali. Była dla nich zła wiadomość. Znów było mało jedzenia. Dostali jedną rybę na pół. Nie wróciła jeszcze pięcioosobowa grupa znad jeziora. Może im się uda.

- Jeszcze trochę a zjem tego czarnego - westchnął Alan.

- Zabić go chcesz? Nie będziesz lepszy niż oni - stwierdziła Justyna.

- No właśnie w tym rzecz, że nasz czarnoskóry koleżka sam już to zrobił za was - odparła Nina.

Zrobiło mi się słabo. Alan chciał zjeść człowieka? Przecież to kanibalizm. Miałem nadzieję, że ten pomysł nie przejdzie. To by było za wiele. Na szczęście wrócili chłopaki z jeziora. Ryb nie było za wiele, ale starczyło, żeby jeszcze na chwilę oszukać głód.

Perspektywa Jonasza

Chcieliśmy, aby cała ceremonia przebiegała w ludzki sposób. Gdy słońce zachodziło, całą dwudziestką zrobiliśmy procesje. Szliśmy od wraku po sam cmentarz. Niosłem skrzynkę z rzeczami Tomasza. Pomyślałem, że dobrze będzie, jak coś powiem o nim. W końcu to z mojej winy poniekąd teraz nie żył. Dotarliśmy do cmentarza. Był tam zaledwie jeden dół. Mieliśmy nadzieję, że tak pozostanie.

- Nie mamy księdza, prawda? - zapytałem na wstępie.

- Chyba nie za bardzo - odparł Alan.

- Dobrze. Zebraliśmy się tu dziś z bardzo smutnej okazji. Pogrzebu naszego towarzysza, Tomasza Kota. Miał on dwadzieścia dwa lata. Za dwa dni miał mieć urodziny. Nie pracował, jednak jeździł po świecie i pomagał dużo potrzebującym. Odwiedził miedzy innymi Kenie, Etiopie i Izrael. Teraz chciał chyba odpocząć na wakacjach. Chociaż pewnie na pewno leciałby komuś pomóc. Ktoś taki jak on nie lubi odpoczywać i woli ratować ludzi. Poza tym był jeszcze studentem medycyny. Pomógł nam jak nikt inny. To dzięki niemu, Kacper nie ma już problemów z ręką i dzięki niemu Rafał potrafi chodzić. Był naszym bohaterem. Dziękujemy Ci za to, że byłeś z nami. Dziękujemy za pomoc i wsparcie, jakim nas obdarowałeś. Pozostaniesz w naszych sercach na zawsze. Żegnaj Tomaszu. Byłeś dobrym kumplem - wygłosiłem przemowę ze smutkiem w głosie. Nie myślałem, że będzie to takie trudne. Miałem łzy w oczach. Kilka osób nie wytrzymała i płakało.

- Zakopujemy? - zapytał Olek, wrzucając do dołu skrzynkę.

- Zakopujemy - skinąłem głową.

Zakopaliśmy dół i każdy rozszedł się w swoją stronę. Ja usiadłem przy grobie i zapatrzyłem się w gwiazdy. Byłem głodny i przejęty. Znowu nie zasnę. Mimo to, zasnąłem, nawet nie wiedząc kiedy.

Wena chyba wróciła ;)

CebulandiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz