#25 Czterdzieści osiem

108 12 0
                                    

Perspektywa Jonasza

Nigdy nie przypuszczałem, że zostanę przywódcą. W dodatku przywódcą dwudziestki rozbitków albo raczej już osiemnastki. Byłem chyba odpowiedzialnym facetem. Potrafiłem zadbać o swoją osobę. Byłem też kiedyś przywódcą w szkolnej drużynie piłkarskiej. Chyba więc dam radę. Musiałem dać radę. Na moich ramionach spoczywało życie tej siedemnastki. I moje.
Wróciliśmy z noszenia ciał i od razu pobiegłem do wody, żeby zmyć odrobinę ten zapach. Ludzie zaczynali brzydko pachnieć i bez tego. Trzeba będzie udać się nad jezioro po wodę i kazać im się umyć. Wychodząc z wody, zauważyłem Kubusia, który siedział samotnie nad brzegiem. Kto jak kto, ale za niego czułem się odpowiedzialny jeszcze bardziej. Usiadłem obok niego.

- Co się dzieje młody? Czemu nie jesteś z Kingą? Albo Filipem i Martyną? - zapytałem zdziwiony.

- Kinga śpi, a Filip i Martyna gdzieś się umyć poszli - odparł młody.

- Czemu tutaj siedzisz? - spytałem zaniepokojony, jego smutnym głosem.

- Smutno mi. Odszedł pan Henryk. Pomagał mi budować zamek wczoraj jeszcze. A teraz gdy zamykam oczy, to widzę go razem z rodzicami. Pani Nina też. Nawet pan Tomasz... - malec się rozkleił i rozpłakał. Przytuliłem go, głaszcząc po głowie.

- Masz, tobie przyda się bardziej - dałem mu batonika, którego trzymałem na czarną godzinę. Mały uśmiechnął się przez łzy. W naszym kierunku zmierzał Filip z Martyną.

- Co się stało? - zapytała zmartwiona Martyna.

- Mały ma ciężki okres. Przypilnujcie go, ja muszę iść przygotować pogrzeb - westchnąłem, ruszając w kierunku dołów.

Perspektywa Agnieszki

Pogrzeb miał się zaraz rozpocząć. Alan i Olek właśnie wykopali dziury, zaraz obok grobu Tomasza. Teraz, wraz z Rafałem i Jonaszem nieśli ciała w tamtym kierunku. Znowu straciliśmy ludzi. Z relacji reszty wynikało, że to mogą być ostatnie ofiary. Dziki już nie wrócą, bo znikły ciała, a dzikusów już prawie nie ma. Zresztą, kto powiedział, że jest tylko jeden obóz tych dzikusów. Równie dobrze, kilkadziesiąt takich jak oni może tu zmierzać, by nam coś zrobić.
Rafał podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Ceremonia mogła się rozpocząć. Nie było co prawda Kingi ani Martyny z Kubusiem, ale reszta pojawiła się już w pełnym składzie. Olek i Alan delikatnie włożyli ciało do dziury.

- Jesteśmy tutaj, żeby podziękować i uczcić pamięć Niny i Henryka. Oboje byli wielcy. Henryk Milik był szefem korporacji i muszę wam powiedzieć, znałem go od prawie piętnastu lat i był on najlepszym szefem, jakiego można było mieć. Pracowity, wyrozumiały, pomocny. To tylko niektóre z jego cech. Mimo wieku trzymał wszystko żelazną ręką i firma dobrze prosperowała. Co roku sprawiał nam wycieczkę integracyjną, niestety, ta była dla nas wszystkich pechowa. Dziękuję, za to, że cię poznałem, żegnaj dobry i mądry człowieku - Alan rzucił pierwszą kupkę ziemi na ciało Henryka. Później zrobiła to Justyna i Olek.
Reszta również rzuciła symboliczny kawałek ziemi. Alan zakopał do końca grób i postawił wcześniej zrobiony krzyż. Zmienili również na podobny przy grobie Tomasza. Nastała kolej na Ninę. Tym razem do głosu doszedł Olek.

- Nina była jedną z młodszych osób w korporacji. Szef jednak dał jej szansę, którą ona wykorzystała. Stała się jedną z nas i wyrabiała 200% normy. Jeśli ktoś miał zostać kiedyś nowym właścicielem, to nie ja, czy Alan, tylko właśnie ona. To dzięki niej w tym roku osiągnęliśmy rekordowe przychody. Nie miała rodziny, jej rodzice umarli, gdy była małą dziewczynką. Życzę jej tego, żeby w końcu mogła ich spotkać ponownie. Zasłużyła na to. Żegnaj Nino Cielewicz - Olek prawie się rozpłakał. Było to po nim widać. Rzucił ziemię i udał się szybkim krokiem do lasu.

Alan zmarszczył czoło i wzruszył ramionami. Po wrzuceniu ziemi, wszyscy się rozeszliśmy. Ja udałam się nad brzeg, żeby porozmawiać z Rafałem o tym, co nas tu może spotkać. Usiedliśmy na piasku i wpatrywaliśmy się chwilę w fale. Morze było spokojne. Nawet na niebie, nie było widać żadnych chmur. To dobrze wróżyło.

- Kochanie, wiesz, że chyba po nas już nie przylecą? Mamy trzy opcje - odparłam.

- Domyślam się. Nie chcę umierać, ani też cię stracić - powiedział zmartwiony Rafał.

- Mamy trzy opcje jak już mówiłam. Wydostać się z tej wyspy na własną rękę, przygotować się do przemierzenia tej dżungli w celu odnalezienia pomocy, albo zostać tutaj i przygotować się na obronę tego miejsca - odparłam.

- Pierwsza opcja wydaje się nierealna. Nie mamy budowniczego w grupie. Pytałem już ludzi. Tratwa odpada - westchnął Rafał.

- Słabo. Proponowałabym, żebyśmy poszli do Jonasza, żeby nam zrobił broń. Nauczymy się dobrze władać i nic nas nie zabije - odparłam.

- Oni mieli łuczników. Jak niby chcesz nie dać się zabić? Mamy łuk. Nawet dwa. Proponuje, żebyśmy nauczyli się nim władać - zaproponował Rafał.

I to był dobry pomysł. Mieliśmy nadzieję, że Jonasz się zgodzi i nam zrobi trochę strzał. Trzeba w końcu poćwiczyć.

Perspektywa Kacpra

Pogrzeb wypadł smutno. Miało być jeszcze czytanie imion zmarłych, ale ludzie nie chcieli się już dołować i po prostu spalono resztę ciał. Chcieliśmy odetchnąć z Grześkiem i udać się na ryby. Jonasz jednak kazał nam znaleźć sobie przynajmniej jeszcze ze dwie osoby. Anita i Celina były chętne na wyprawę. Zaczynało im się już nudzić. W czwórkę byliśmy bezpieczniejsi. Woleliśmy jednak być jeszcze bardziej bezpieczni, więc ruszyliśmy plażą.

- Jak tam wasze życie erotyczne? - przerwał ciszę Grzegorz. Poplułem się z wrażenia. Prawie zacząłem się śmiać, nie chciałem ich jednak spłoszyć.

- Że jak? O co ci chodzi? - zapytała przestraszona Anita.

- Oj nie udawajcie. Jest nas osiemnastu, plotki się roznoszą jak nigdzie, wszyscy już dawno o was wiedzą - uśmiechnął się Grzesiu.

- Aa... tak wyszło. Nie chcieliśmy nikogo obrzydzać - odparła Anita.

- Obrzydzać? Przecież chłopców to kręci - zaśmiała się Celina.

- No dokładnie, Celina wie, co dobre - pokiwał głową Grzesiu. Szczerzył się tak bardzo, że Anita spróbowała mu wybić ten uśmiech ręką. Nie udało jej się, więc Grzesiu jeszcze bardziej się roześmiał.

Dotarliśmy już na drugą plażę. Szliśmy nad samym brzegiem. Coś jednak zwróciło moją uwagę. Na mokrym piasku, nieco ponad zasięgiem fal, zauważyłem odciski śladów, które ciągnęły się przez całą plażę. Kucnąłem obok nich i przyjrzałem się im. Były ogromne! Nawet rozmiar buta się odcisnął. Był to niecodzienny widok, bo numer wskazywał rozmiar 48. Spojrzałem na resztę. Chyba też to widzieli. Dzikusy nie nosili obuwia, a nikt z naszych nie miał aż takiej nogi. Co oznaczało tylko jedno. Poza nami i dzikusami był na tej wyspie ktoś jeszcze.

Cześć wszystkim! Dzisiaj rozdział nieco później, ale lepiej późno, niż wcale :P Pocieszę was, że wracam chyba do regularnego dodawania rozdziałów codziennie. Ale to zobaczymy. Kim może być tajemnicza osoba Czterdzieści Osiem? Możecie obstawiać w komentarzach ;)

Ogólnie będę robił obsadę dla wszystkich rozbitków. Jeżeli macie jakieś pomysły, jaki aktor mógłby grać daną postać, podsuwajcie pomysły w komentarzach :*
Janusza i Kacpra już mam ;)

Widzimy się w #26 , ciao :*

CebulandiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz