#16 Jesteśmy tym co jemy

122 16 6
                                    

Perspektywa Justyny

Obudziłam się niesamowicie głodna. Co gorsza, nie było nic do jedzenia. Dzień czwarty mógł być moim ostatnim. Nie myślałam jednak o tym. Zauważyłam, że Alan nie śpi. Podeszłam do niego. Wyglądał na przybitego.

- Co tam braciszku? - zapytałam z troską. Martwiłam się trochę o niego.

- Nie jest dobrze. Rano ruszyła grupka do jeziora. Zanim tu wrócą, to trochę minie czasu. Jak na razie to wytrzymujemy. Tylko co, jak tak będzie codziennie? - zapytał Alan.

- No źle będzie - zauważyłam lekko nieobecna.

- Wiesz, że po dłuższym takim głodzie regularnym można umrzeć. Będzie trzeba upolować dziki. Chyba że faktycznie zjemy tego czarnego - stwierdził Alan.

- Nie lepiej ruszyć na polowanie czarnych? Nie mówię, że do jedzenia. Po prostu dużo naszych zginie i będzie więcej jedzenia.

- Jeśli nie zjemy się nawzajem to będzie trzeba zrobić co mówisz - parsknął Alan. Machnęłam ręką. On nigdy nie bierze niczego na serio. Wróciłam do wraku. Coraz więcej osób zaczynało się budzić.

Perspektywa Kingi

Dzień dobry okrutny świecie! Dzień czwarty trzeba zacząć. Od dzisiaj straciliśmy nadzieję na ratunek. Musimy znaleźć cywilizację na tej wyspie. Skoro są kamery to pewnie też ktoś, kto przy nich czuwa. Trzeba wysłać kogoś do dżungli. Coraz więcej osób szło do jeziora. Słyszałam, że Martyna i Filip planują wyjście po śniadaniu. No właśnie. Śniadanie. Nie ma co jeść. Zaraz pójdę coś nazbierać, bo nie mogę już wytrzymać. Podniosłam się z trudem. Poza pogrzebem nie wychodziłam już z wraku.

- Gdzie się wybierasz? - wystraszył się Filip.

- Głodna jestem. Znajdę coś do jedzenia - odparłam.

- Siedź spokojnie, już lecę po melony i jakieś jagody - odparł Filip. Ruszył biegiem do lasu, zostawiając Martynę i Kubusia same.

- Dzielny jest - pokiwałam głową Martynie.

- Chyba tak. Nastawiałam mu rękę ostatnio. Był dzielny. Kubusiu, jesteś głodny? - zapytała Martyna.

- Nie, znalazłem rano dwie bułki w zapasach pani Grażyny. Nie zauważyli mnie a teraz przynajmniej nie głoduje - zauważył Kubuś. Pokiwałam głową. Sprytne to było.

Usiadłam z powrotem na ziemi, bo dziecko zaczęło kopać. Bałam się kolejnych skurczów, jednak te na szczęście nie nadchodziły. Coraz bardziej zastanawiałam się, czy będę musiała urodzić na wyspie. Musimy szybko zająć się poszukiwaniem jedzenia, a później ruszyć w głąb wyspy i zobaczyć, czy to na pewno wyspa, czy też może stały ląd.
Filip wrócił niedługo po tym, jak wyszedł do lasu. Miał przy sobie trochę owoców. Ludzie spojrzeli z zazdrością i kilka osób poszło do lasu. Byliśmy niemal jedyni we wraku, nie licząc kilku śpiących osób.

- Popilnujesz Kubę? My ruszamy do jeziora - oznajmił Filip. Pokiwałam głową. Robiłam za nianie, ale i tak się cieszyłam. Niedługo będę to miała codziennie.

Perspektywa Janusza

Śniłem o pięknej krainie, pełnej jedzenia i wody. Wiedziałem, że był to sen, jednak i tak chciałem wszystkiego spróbować. Niedługo potem zaczęło się wszystko rozmazywać. Otworzyłem oczy, obudzony przez Grażynę. Darła się jak nigdy do tej pory. Od razu ją uciszyłem.

- Głupia babo! Co się tak drzesz! Cicho już! - krzyknąłem na nią.

- Ukradli nam bułki! Wolisz być głodny? - zapytała się mnie Grażyna.

- Na pewno nie krzyczeć. Tak to niczego nie zadziałamy - pokiwałem głową i westchnąłem.

Wstałem i podszedłem do Dariusza. Wziąłem go na bok i spojrzałem twardo w oczy.

- Wy to zrobiliście? Spokojnie, nie powiem jej - zapewniłem Dariusza.

- Ale co mieliśmy zrobić? Grażyna wrzeszczała, że ktoś coś ukradł. Jeśli o to chodzi, to na pewno nie my. Ona nas obudziła tymi krzykami - zauważył Dariusz.

- No dobra tylko, że moja żona, chyba myśli inaczej - popchałem Dariusza, żeby ruszyć na pomoc.

Żona biegła w stronę Marzeny. Chyba myślała, że to ona. Musiałem ją powstrzymać. Zanim dobiegłem, dziewczyny zaczęły się bić. Grażyna dostała w oko, a Marzena w nos. Rozdzieliłem je.

- Zostaw mnie, ona nam wpierdzieliła bułki! - krzyknęła Grażyna.

- Przecież ona spała! Jak miała ci je zabrać! - zbulwersowałem się.

- To wczoraj! Albo w nocy - odparła moja żona.

- Przestań wszystkich obwiniać. To mógł być każdy - zauważyłem.

- I tak wiem, że to ty. Poczekaj, aż będziemy same... - wziąłem Grażynę na bok. Ach te kobiety, niesamowity problem. Powiedziałem Dariuszowi, żeby pilnował sytuacji, a sam poszedłem się przejść. Może jakieś ryby będą na brzegu. Już z daleka zauważyłem, że jest za to coś innego. Mój bagaż! Miałem szczęście. Na brzeg wyrzuciło tylko jedną walizkę i to moją właśnie. Wróciłem pod samolot i ciekawscy obserwowali, co robię. Otworzyłem ją i zacząłem wypakowywać rzeczy. Największą sensację zrobił mój grill. Przyda się na pewno. Ukradkiem wyjąłem sucharki i zacząłem je jeść.

Perspektywa Agnieszki

Przenosili go. Przenosili tego czarnego. Co dziwne nagle mieliśmy przed samolotem grilla. Wrzucono węgiel na rozpałkę, a ja byłam ciekawa, co oni chcą piec. Gdy Alan połamał czarnemu kończyny, wiedziałem już, co się szykuje. Byłam strasznie głodna i nie jadłam nic od wczoraj. Jednak czy będę w stanie zmienić się w kanibala? Nie wiedziałam. Widziałam tylko, że Alan, Olek, Justyna, Celina, Anita, nawet Henryk byli chętni na mięso.

- Rafał, co o tym sadzisz? - zapytałam się mojego męża.

- Ja? Miałem pytać cię o to samo. Mam przeraźliwe skurcze w żołądku, nie wiem właśnie czy czekać, czy nie. Umrzeć nie umrę, ale jeśli tobie głód sprawia problem, to nie będę zły jak zjesz co nieco - zapewnił Rafał.

- Jeszcze nie wiem - powiedziałam niepewnie.

Alan obrał trochę mięsa i położył na grillu. Jaki zapach! Wiedziałam już, że nie dam rady się oprzeć. Mięso piekło się już w najlepsze.

- No nie wiem, czy się powstrzymam - powiedział nagle Rafał.

Niedługo potem mięso było gotowe. Kilkanaście kawałków leżało na grillu.

- Kurde. Musimy pozbyć się resztek naszej ludzkości. Nie mamy wyjścia. Sytuacja nam to wybacza - Westchnął Henryk i jako pierwszy wziął swój kawałek, obwąchując go.

Wzięłam swój, gdy inni już jedli. Ugryzłam mały kawałek. Nie było takie złe. Dopiero po chwili mi zasmakowało. Było takie dobre...

- Nie jest złe. W końcu się najemy - zauważył Rafał. Zjadł aż trzy kawałki. Mnie wystarczył jeden. Okazało się, że brakło mięsa i nie każdy się najadł do syta. Mimo to nikt już na plaży nie był głodny.

No hej wszystkim. Wena chyba wróciła na dobre, więc rozdziały znów codziennie powinny się pojawić ;)

Następny rozdział na pewno wam się spodoba. Widzimy się więc jutro, Ciao :*

CebulandiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz