Perspektywa... Stop!
Zanim zaczniemy... Tym razem nie było jednogłośnej opini. Pięć różnych osób zostało wytypowanych(na przyszłość piszcie w komentarzach a nie na prywatnym). W losowaniu pomiędzy Niną, Tomkiem, Jonaszem, Kacprem i Agą wypadło na Tomka :
"Eeny meeny miny moe..."
Tak więc zaczynamy ;)
Perspektywa Tomasza
Zaginęła dwójka chłopaków. Nie było ich już od czterdziestu minut. Coś się musiało stać. Dlatego Jonasz zgłosił się jako chętny do wejścia w dzicz i odnalezienia zgub.
- Poradzę sobie, absolutnie nie zmuszam nikogo, żeby ze mną szedł - powiedział Jonasz. Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Pójdę z tobą - rzuciła dziewczyna z kolczykiem w ustach. Jej czarne włosy z pasemkami koloru niebieskiego przykrywała czapka. O ile pamiętam, trzymali się razem z jednym z nich. Jonasz o dziwo nie zaprotestował. Miał na oko coś koło trzydziestu lat. Czyli trochę więcej ode mnie. Dziewczyna z kolei wyglądała... ciężko było to ocenić, przez jej fryzurę. Mogła mieć szesnaście albo nawet dwadzieścia pięć lat.
- Potrzebujecie kogoś, kto sobie poradzi w takich warunkach. Dlatego idę z wami - stwierdził jeden z dorosłych.
- Zostań Olek - poprosiła dziewczyna, która najwyraźniej z nim pracowała.
- Nie martwcie się, poradzę sobie - wzruszył ramionami Olek.
- Lekarz się wam też przyda. Zawsze może komuś się stać krzywda - zauważyłem. Bałem się tam iść, ale mogli mnie tam potrzebować.
- Zajmij się resztą - rzucił Jonasz do pana Henryka, który wczoraj trochę nam pomógł z organizacją wszystkiego. Tamten tylko pokiwał głową.
- Gotowi? No to idziemy. Poszli dokładnie w tym kierunku - odparł Jonasz.
Miałem dość tego piasku, więc gdy weszliśmy do dżungli, poczułem mimo wszystko ulgę. Przypomniały mi się moje praktyki szkolne, gdy miałem przez miesiąc być ratownikiem. Dostałem się do Etiopii i wtedy warunki były podobne. Lasy były porośnięte mchami i paprociami i trzeba było się na początku przepchać do wioski pełnej chorych. Miałem tylko nadzieję, że i tym razem nie szedłem do chorych i rannych.
- Nic nas nie zaatakuje? - zapytała dziewczyna z kolczykiem. Jonasz się zatrzymał i na nas spojrzał.
- Jakby nawet nas coś zaatakowało, rozproszymy się. Jakby coś, jestem Jonasz. Możecie mnie wołać - Olek i Martyna przedstawili się, więc i ja musiałem.
Kawałek dalej była mała polana. Było dosyć wilgotno, więc Olek przykucnął i zaczął badać ziemię.
- Tutaj są ślady. Na pewno poszli dalej - ucieszył się Olek ze swojego odkrycia.
CZYTASZ
Cebulandia
AdventureBoeing 878 znika z radarów i ślad o nim ginie. Tymczasem samolot rozbija się u brzegów tropikalnej wyspy. 21 rozbitków będzie musiało pogodzić się z faktem, że nikt po nich nie przyleci. W dodatku wyspa skrywa w sobie nie jedną tajemnicę. Jak poradz...