Perspektywa Olka
Od początku mi się to nie podobało. Najpierw to opóźnienie, później te turbulencje, a później sama katastrofa. Przynajmniej żyjemy. Nasz szef naprawdę zniósł tę katastrofę dobrze. Lepiej niż ja. W pewnym momencie, gdy ludzie przyszli z wraku, zawołał wszystkich do siebie.
- Nazywam się Henryk Wiśniewicz i jestem właścicielem korporacji Orange. Chciałbym, abyście mnie posłuchali. Jestem pewny, że pomoc już leci, lub przynajmniej niedługo się to stanie. Zbliża się wieczór, więc będzie trzeba gdzieś się położyć. Osobiście położę się na piasku, ale wam proponowałbym wrak samolotu - wypowiedział się Henryk.
- Ale we wraku są ciała - zauważył chłopak, który robił tutaj za lekarza.
- Musi je ktoś odciągnąć. Inaczej nie będzie gdzie spać - zauważył szef.
Popatrzyliśmy wszyscy po sobie. Zgłosiłem się z Alanem na ochotników. Po chwili dołączył umięśniony chłopak, który był obcięty na jeżyka i młody metalowiec z nieco dłuższym włosami. Czterech to i tak dużo, jak na taką grupę. Ruszyliśmy w stronę wraku. Chłopcy przedstawili nam się, więc zrobiliśmy to samo. Wrak był spory, całe szesnaście rzędów po sześć foteli. Z pilotami i obsługą będzie nieco ponad sto ciał. Wdrapaliśmy się na podłogę i wrak niebezpiecznie zaskrzypiał. Zrobiliśmy test, poprzez skakanie, jednak było tam chyba bezpiecznie.
- Na przód wraku i tak nikt szedł nie będzie. Proponuje wyrzucać ciała przez przednią szybę. Dodatkowo może, żeby się nie przemęczać, weźmiemy tylko ostatnie pięć rzędów - zaproponowałem. Pozostali pokiwali głowami, widać mój pomysł im się spodobał. Wzięliśmy po pierwszym ciele. Wzdrygnąłem się. Ciało było zimne i sztywne. Odpiąłem go z obrzydzeniem i podniosłem. Ciągnąłem go w stronę przodu samolotu. Starałem nie patrzeć się na inne ciała. Czekała nas ciężka robota.
Perspektywa Kacpra
To było potworne doświadczenie. Przeżyłem katastrofę samolotu! Będzie co opowiadać kumplom. Miałem rękę zabandażowaną i wysmarowaną jakąś maścią. Z początku bolało, teraz już jednak było dużo lepiej. Leżałem na piasku, koło Grzesia, Celiny i Anity. Te dwie ostatnie unikały się nawzajem jak ognia. Musiały się pokłócić w tym wraku. Nie miałem na razie ochoty tam iść. Przenocuje chyba na plaży. Z boku plaży, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Fale zmalały, a my w końcu wysuszyliśmy się po przymusowej kąpieli. Podszedł do nas Tomasz.
- Już nie boli? Bo jak coś to jutro popłynę do wraku po walizkę i zrobię co w mojej mocy, by pomóc - zaoferował Tomasz.
- Spoko, jest ok. Dziena za wszystko - rzuciłem luzacko.
Obserwowałem Grzesia. Zaczął się zanurzać w wodzie. Zatrzymał się na kilkunastu centymetrach głębokości i tak stał przez chwilę. Nie miał co z sobą zrobić. Po chwili wrócił i zaczął kopać rękami dół.
- Bawisz się? - zaśmiałem się.
- Robię nam łóżka - odparł Grzesiu.
- To zrób trzy. Ja pójdę do samolotu - stwierdziła Anita. Celina popatrzyła na nią ze smutkiem. Coś musiało się tam stać. Postanowiłem jednak nie wnikać.
Perspektywa Kingi
Siedzieliśmy z Martyną i Kubusiem na plaży i czekaliśmy na Filipa. Słońce już prawie zachodziło. Kubuś zrobił już sporej wielkości zamek i mur obronny, który był atakowany przez fale. Młody bawił się dobrze, chociaż na chwilę zapomniał o stracie. Pan Janusz zrobił nam zdjęcie. Uśmiechnęliśmy się z Martyną.
CZYTASZ
Cebulandia
AdventureBoeing 878 znika z radarów i ślad o nim ginie. Tymczasem samolot rozbija się u brzegów tropikalnej wyspy. 21 rozbitków będzie musiało pogodzić się z faktem, że nikt po nich nie przyleci. W dodatku wyspa skrywa w sobie nie jedną tajemnicę. Jak poradz...