Prolog

19K 468 59
                                    



Trzy lata później, Stanford Kalifornia.

Siedziałam na plaży zapatrzona w zachodzące słońce. Niebo, jakby pokolorowane, mieniło się błękitem, pomarańczą i czerwienią. Wpatrywałam się w nie zachwycona i zamyślona. Woda przypływająca do brzegu delikatnie obmywała mi stopy, napęczniając piasek pode mną. Lekki wietrzyk rozwiewał moje długie blond włosy, oczyszczając umysł. Nade mną latały mewy, które rozmawiały ze sobą w nieznanym mi języku. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Pewnie mało osób wie, jak należy poprawnie oddychać. Nasze oddechy mają być głębokie i spokojne, dzięki czemu prawidłowo wypełniają nasze płuca, dotleniając umysł.

Nie przeszkadzało mi to, że siedziałam sama, mimo że parę osób biegało radośnie po plaży, albo kąpało się w oceanie. Czułam, jak wszystko to, co mnie otacza, nie dotyczy bezpośrednio mojej osoby. I w pewien sposób było to miłe. Moja ręka, jakby sama żyła, podniosła się i dotknęła naszyjnika znajdującego się na szyi. Uśmiechnęłam się delikatnie lecz smutno, przywołując mnóstwo wspomnień, które należą do przeszłości. Pewne rzeczy się zmieniły, dla niektórych na lepsze, dla innych na gorsze. Nie byłam pewna, w której grupie się znajduję.

Najpierw poczułam jego perfumy, później rękę, która pojawiła się na moim ramieniu. Odwróciłam się do niego, starając się przybrać radosny wyraz twarzy, zostawiając za sobą wszystko to, co przed chwilą było.

- Dlaczego siedzisz tutaj sama? - spytał.

Wzruszyłam delikatnie ramionami, uśmiechając się nieśmiało.

- Chciałam pomyśleć.

Popatrzył na mnie, po czym usiadł obok. Poczułam, jak ciepło jego ciała emituje w moim kierunku. Było to przyjemne, nowe doznanie. Odwróciłam głowę z powrotem w kierunku zachodzącego słońca.

Och tak, wiele rzeczy się zmieniło.

-Powiedz mi, jeśli coś cię trapi - poprosił.

Przymknęłam oczy, starając się przywołać tą Beth, którą udało mi się opanować do perfekcji. Ta Beth nigdy nie była smutna, przygnębiona, zła czy wściekła. Zarażała wszystkich uśmiechem i potrafiła wszędzie znaleźć dobre strony. Ta Beth nie myślała o przeszłości.

-Wszystko jest w porządku. Wiesz przecież, jak uwielbiam zachody słońca - odparłam uśmiechając się do niego radośnie.

Odpowiedział uśmiechem i wziął mnie za rękę. Niby znana, a całkiem obca dłoń. Wpatrywałam się w nasze splecione palce próbując przyzwyczaić się do tego dotyku. Przecież to takie naturalne. Ludzie często łapią się za ręce. To normalne.

Przeniosłam wzrok na jego twarz i zauważyłam, jak świecą mu się oczy. Na twarzy pojawił się niepewny uśmiech, a zęby przygryzły wargę. Przekręciłam głowę, przyglądając się zaintrygowana.

-Coś się stało? - spytałam.

Westchnął głęboko, po czym przysunął się bliżej mnie. Wpatrywałam się w niego zaskoczona, jednak nie dałam po sobie tego poznać. Czekałam na to, co odpowie.

-Czekałem bardzo długo. Byłem przy tobie blisko, starając się zbliżyć i sprawić, byś mi zaufała. Mam wrażenie, że mi się udało.

Uśmiechnęłam się ukrywając za tym swoje myśli. Zaufałam mu ale nie tak, jak powinnam.

-Pozwól mi Bethy być kimś więcej, niż przyjacielem - powiedział wpatrzony we mnie. - Pozwól mi.

Wpatrywałam się w niego, a wspomnienia uderzyły we mnie z silną mocą. Pewien czas temu, pewien chłopak dążył do tego samego. Też starał się zdobyć moje zaufanie, moją przyjaźń, a w końcu miłość. Wtedy przełamałam się i pozwoliłam mu na to. Czy teraz mogę zrobić to samo?

Nie czekając na moją odpowiedź, Liam przysunął się bliżej mnie tak, że nasze nosy stykały się o siebie. Wpatrywałam się w jego błękitne oczy, szukając w nich odpowiedzi na moje pytania i myśli. W końcu Liam przełamał się i ostrożnie musnął mnie wargami, jakby bał się, że go odsunę albo uderzę. Jako pierwszy zamknął oczy, więc wpatrywałam się teraz w przymknięte powieki widząc, jak jego twarz się odpręża. Przez chwilę zapomniałam, że jego usta nadal muskają moje, więc opamiętałam się, zamknęłam oczy i oddałam pocałunek. Usta Liama były miękkie i smakowały truskawkami. Zapewne zjadł trochę mojej sałatki, którą zostawiłam wcześniej w jego mieszkaniu.

Nie było niczego złego w tym pocałunku. Liam nie przekroczył żadnej granicy, nie obmacywał mnie, ani nie był zbyt natarczywy. Nadal dotykaliśmy się ustami, badając siebie nawzajem. Dla nowej Beth to było dobre i właściwe. Więc, skoro wszystko wydawało się w porządku,dlaczego nic nie czułam? Dlaczego motyle w moim brzuchu nie wzbiły się wpowietrze, serce nie łomotało niebezpiecznie w piersi? Dlaczego moje ręce nadal tkwiły w piasku, a nie na jego twarzy, włosach albo ramionach? Siedziałam tylko i odpowiadałam pocałunkiem, ponieważ wiedziałam, że tak trzeba. Poza tym nie czułam nic i to mnie najbardziej martwiło.







-----------------------------------

Witajcie!

Tak bardzo się cieszę i jestem bardzo podekscytowana, że zaczynamy wspólnie nową historię! Nowa przygoda już na nas czeka ;)

Jestem wdzięczna wszystkim czytelnikom, którzy wytrwali ten okres czasu i cierpliwie zaczekali na nową część. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie!

Oczywiście po przeczytaniu, jeśli możecie, skomentujcie, bym mogła wiedzieć, jakie są wasze odczucia i opinie. Wiem, że nie zawsze chce się to robić, ale uwierzcie, że dla mnie jest to bardzo ważne ;)

Tak więc oficjalnie zaczęliśmy "There's Nothing Without You"!

Do następnego!

~lunosky

There's Nothing Without You - T. "II"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz