You And Me

10.6K 507 123
                                    


Elisabeth


Kolejne dni mijały mi bardzo szybko. Cały czas był ten sam schemat: siedziałam w domu, rodzice pojawiali się co godzinę, Marika i Noah zaglądali w przerwach między odwiedzinami rodziców, ja się irytowałam. I tak ciągle.

Byłam im wdzięczna za tak wielką troskę, ale przytłaczało mnie to. Czułam się tak, jakbym nie mogła oddychać, jakby ktoś zabrał mi potrzebny tlen do życia. Dusiłam się, frustrowałam i miałam wrażenie, że niedługo wybuchnę. Chciałam, żeby każdy wrócił do swoich zajęć, do swojego życia sprzed mojego wypadku. Przecież moi rodzice nie mogą zostać tu na zawsze. Przepuszczają pieniądze na pokój w hotelu, przedłużają swój urlop i zabierają Josephowi możliwość spędzenia niesamowitych wakacji. Kochałam ich, ale chyba musiałam z nimi porządnie porozmawiać.

W dodatku nienawidziłam zatroskanych spojrzeń, jakie posyłała mi Marika razem z Noah. Udawałam, że tego nie widzę albo po prostu to ignorowałam. Tak, Lucas mnie zostawił. Tak, nie będziemy razem. Wiem to, nie musicie mi wzrokiem tego przypominać.

Ale chociaż wściekałam się, to bardzo dobrze wiedziałam, że mnie to boli. Boli mnie świadomość, że po tak wielu staraniach to wszystko poszło na marne. Ostatecznie nie udało mi się odzyskać Lucasa, nie udało mi się zyskać ponownie jego zaufania. Teraz rozumiałam, że byliśmy jak ogień i deszcz. Jak całkiem przeciwne sobie żywioły, które nie mają szansy na połączenie. Jak Wenus i Mars, zupełnie inne planety, jesteśmy tak różni. Nie pasujemy do siebie. Chyba czas to zrozumieć, chociaż nie wiem, jak bardzo by mnie to bolało.

Może Lucas miał rację mówiąc, że tylko się ranimy? Bo rzeczywiście, jaki w tym sens – bycie razem, skoro potrafimy sprawić sobie tylko ból? Walczyliśmy dzielnie, staraliśmy się wszystko naprawić, ale nie udało się. Chyba czas ruszyć naprzód.

W piątek umówiłam się z Noah na plaży. Rano pogoda nie wyglądała zachęcająco, ale po południu trochę się rozjaśniło, dlatego postanowiliśmy to wykorzystać. Chciałam dojechać tam sama, komunikacją miejską, ale wszyscy dostali jakiegoś szału. Skończyło się na tym, że pojechałam autobusem z Noah. To jakiś absurd! Czułam się powoli tak, jakby zamykali mnie w klatce.

Na nasze spotkanie założyłam luźną, zwiewną błękitną sukienkę, która sięgała mi za kolana. Delikatne paski oplatały moje ramiona, przytrzymując sukienkę. Na wierzch nałożyłam szary sweterek w razie, jakby zrobiło się zimno. Rozpuściłam włosy, pozwalając im opaść na plecy. Nie kłopotałam się z makijażem, nałożyłam jedynie trochę podkładu pod oczy, ponieważ miałam podkrążone.

Ostatnio mało sypiam. Jeśli w ogóle.

Noah czekał na mnie na przystanku, na którym się umówiliśmy. Gdy go zauważyłam, przewróciłam oczami i podparłam się pod boki. Noah wyszczerzył się do mnie, zdejmując z oczu okulary przeciwsłoneczne. Przeczesał dłonią blond włosy, nadając im naturalny wygląd. Miał na sobie białą koszulkę i beżowe spodenki. Przyjrzałam mu się zauważając, że znacznie wyrobił mięśnie. Uśmiechnęłam się krzywo, ponieważ wyglądał naprawdę przystojnie.

-Czy to konieczne? – krzyknęłam podchodząc do niego. – Serio musisz być moją niańką? Nawet ty?

Noah parsknął śmiechem i mocno mnie przytulił, kiedy znalazł się blisko mnie.

-Znasz zasady, stały punkcie – powiedział wesoło.

Westchnęłam i poczochrałam mu czuprynę.

-Ale muszę przyznać, że wyglądasz świetnie – wyznałam. – Pobyt tutaj naprawdę ci służy.

Noah rozpromienił się, delikatnie rumieniąc się na policzkach.

There's Nothing Without You - T. "II"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz