*Dodatek

9.8K 417 53
                                    



6 lat później, Boston Massachusetts


- Cholera! Tego się nie da przekręcić!

- Mamusiu, co to znaczy „cholera"?

Przewróciłam oczami i wytarłam dłonie w ścierkę. No pięknie, dlaczego to na mnie zawsze spada odpowiedzialność wytłumaczenia takich rzeczy dzieciom?

Może dlatego, że mój mąż to dzieciak.

Wyszłam z kuchni i skierowałam się do salonu, gdzie Lucas razem z Cody'm starali się ustawić dobrze naszą choinkę. Podparłam się pod boki, oglądając z uśmieszkiem wygibasy Lucasa.

- Kochanie, czyżbyś potrzebował czyjejś pomocy?

Lucas odwrócił się w moją stronę, kierując ku mnie zarumienioną twarz. Westchnęłam widząc, jak iskrzą mu się oczy. Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, po czym skupił wzrok na Cody'm.

- Hej, szkrabie, idź poszukać swojego brata dobrze? – poprosił.

- Ale mama nie wytłumaczyła mi, co to znaczy „cholera" – spierał się mały.

Posłałam Lucasowi mordercze spojrzenie.

- Gdy będziesz szedł spać, objawię ci tę tajemnicę – powiedział poufale Lucas. – A teraz idź poszukać brata.

Cody mruknął coś pod nosem, a potem minął mnie i pobiegł na górę, tupiąc głośno swoimi nóżkami. Odetchnęłam i oparłam się o fotel stojący obok mnie, powstrzymując krzywy uśmieszek.

- No pięknie, za kilka godzin przychodzą nasi goście, a ty nie potrafisz zająć się tak prostą rzeczą, jak ustawienie choinki? – spytałam żartobliwie.

Lucas odsunął się od drzewka, po czym powoli zaczął zbliżać się w moją stronę. Na jego twarzy gościł leniwy uśmiech, połączenie troski i uwielbienia. Wpatrywałam się w niego zastanawiając się, dlaczego mój mąż musi być tak przystojny.

- Nie powinnaś się tak przemęczać, Beth – powiedział miękko, gdy znalazł się obok mnie.

Wyciągnęłam do niego ręce, a on chwycił je, po czym ustawił mnie naprzeciwko siebie. Spojrzałam w jego czarne, lśniące oczy, a on gładził dłonią moje policzki.

- Odpocznij sobie trochę, prawie wszystko jest już gotowe – przekonywał mnie Lucas, całując moje czoło.

Westchnęłam czując, jak przyjemnie działa na mnie ten dotyk.

- Mam jeszcze wiele pracy – mruknęłam. – Poza tym, nie jestem chora, Lucas. Dam sobie radę.

- Ale jesteś w piątym miesiącu ciąży – odparował, spoglądając na mnie poważnie. – Więc uważam, że powinnaś się oszczędzać.

- Piąty to nie dziewiąty. – Przewróciłam oczami.

- Ktoś tu się chyba nie chce słuchać.

Spojrzałam na niego spod oka, prychając.

- Wiele mi nie zrobisz.

Lucas uniósł brew, po czym uśmiechnął się łobuzersko. O nie, ten uśmiech zwiastował kłopoty.

- Dobrze, skoro tak twierdzisz – powiedział wesołym tonem.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Lucas znów się odezwał.

-Cody! Ben! Mamusia ma ochotę na łaskotki! – zawołał głośno.

Przestałam się uśmiechać, zmrużyłam oczy i podparłam się pod boki.

There's Nothing Without You - T. "II"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz