Waiting Game #10

2.5K 132 6
                                    

-Więc mogę hipnotyzować ludzi, super!

Stwierdził dumny Max.

-Hej Tene, spójrz mi w oczy.

Zwrócił się do Mnie, z tajemniczym uśmiechem.

-Hahaha! Nie licz na to skarbie.

Max zdziwiony popatrzył na Mnie i na roześmianą Hope.

-Ona jest jeszcze dziwniejszą istotą niż Ja.

Zaśmiała się głośniej hybryda. Za to Ja, nieco się zdziwiłam. Byłam zwykłym człowiekiem.

-Nie jestem niczym nadnaturalnym.

Wytłumaczyłam.

-Jakby ci to wytłumaczyć...Ciotka Freya badała Twoją krew godzinami. Pomagałam jej i w werbenie w twojej krwi jest jakby...magia. W pewnym sensie jesteś zaklęta więc, tak! Jesteś jedną z nas...tyle że nie wiemy jeszcze czym.

-Nadal nie wiem o co chodzi...

Odezwał się zawiedziony Max. Hope zwróciła się do wampira, i zaczęła tłumaczyć jak małemu dziecku.

-Mała Tenebris mieć wypadek, rodzice wszyć jej werbena do organizmu. Teraz, duża Tenebris mieć werbena w caaała krew. A werbena zła dla wampir, i hamować jego zdolności...Na dodatek, nie wiadomo czemu werbena ma w sobie magię.

Max, przez chwile myślał nad słowami Hope.

-OK, łapie. To na kim mogę poćwiczyć?

-Jak chcesz możesz na Mnie...

Nie chciałam się odwracać. Mogę mówić, że byłam wściekła, ale bałam się rozmowy z Natem. Hope to w jakiś sposób wyczuła. Położyła swoją rękę na moim ramieniu, po czym rzuciła się w wampirzym tempie na chłopaka. Ja szybko się odwróciłam, by zobaczyć co dokładnie się dzieje.

-Hope! Nie! To...przyjaciel.

Hybryda oderwała ciało Nate'a od ściany i zaczęła iść w naszą stronę. Nate opadł bezwładnie na drewnianą podłogę.

-Aaah. Możesz Mnie zahipnotyzować, żebym nie był takim idiotą.

 Oderwałam się od krzesełka barku i pomogłam mu wstać.

-Nadal jesteś wściekła?

Wyprostował się masując miejsce, w którym przycisnęła go Hope.

-Możemy porozmawiać później? Mam gościa.

Starałam się wybrnąć. Otrzepałam go trochę z tynku ze ściany i wróciłam do wampirów.

-Byłem u Cor.

W pół drogi zatrzymałam się. Nie rozmawiali ze sobą od 3 lat. Gdyby nie to, że nie mam siły z nim rozmawiać, uścisnęłabym go.

-Proszę. Porozmawiamy, później...

Odwróciłam lekko głowę do niego. Nate lekko utykając zaczął iść do swojej sypialni. Max i Hope, byli we Mnie wpatrzeni, a Ja miałam spuszczoną głowę.

-Zerwaliście? Zdradził Cie? Jak chcesz to mogę Mu coś zrobić.

-Nate nie jest moim chłopakiem.

-Gorzej...

Zaczął Max.

-Przyjacielem...

Skończyłam.

Tak naprawdę przez resztę dnia a nawet trochę nocy, rozmawialiśmy na różne tematy. Oczywiście dla Mnie i Maxa głównym tematem były te rzeczy nadnaturalne. Dowiedzieliśmy się, że kiedyś istniało coś takiego jak druga strona. Równoległy wszechświat dla wynaturzeń, i kiedyś był dla ludzi. Teraz już go nie ma. Istnieje tylko coś takiego dla wiedźm i jeśli wiedźma chce kogoś uratować, może zaklęciem przekierować jego śmierć na to właśnie miejsce. Opowiedziała nam jak to jeden z jej wujków unicestwił przodków wiedźm, dzięki czemu wiedźmy nie muszą podlegać już nikomu poza sabatem, O Silasie czyli pierwszym z sobowtórów i całej jego legendzie, o bractwie łowców, Ryanie Cruz, o Jej dziadku, który ścigał rodzeństwo Mikaelsonów. i o samym fakcie skąd się wzięła. Nazywali to magiczną ciążą. Przez prawie całe swoje dzieciństwo była ukrywana gdzieś z dala od wszystkiego co działo się złego w Nowym Orleanie. Zaczynałam rozumieć dlaczego prawie wszyscy mikaelsonowie są..."tacy". Żeby było wygodniej, jakoś o 2 w nocy poszliśmy z butelką borbonu na dach. Tam, małe lampki rozwieszone po prawie wszystkich kominach, słupach lub czymkolwiek, oświetlały 3 kanapy, jeden narożnik i dwa fotele. Na środku, było wypalone już miejsce, na ognisko. Nie rozpalaliśmy, ponieważ noc była dość ciepła. Jedna z ostatnich takich nocy. Koniec końców, zasnęliśmy na dachu. Wszyscy troje.

*************

Obudziłam się z kacem. Na szafce obok sofy, na której zasnęłam razem z Hope. były 3 szklanki z aspirynami w środku, a na podłodze 3 wielkie butle wody. Pewnie Nate nam przyniósł. Zawsze lubił być gotowy na wszystko. Te aspiryny dały mi do zrozumienia, że Nate chce ze Mną pogadać. Usłyszałam ciche chrapanie na fotelu niedaleko. Max. Wzięłam swoją szklankę, nalałam wody, po czym wypiłam połowę. Opróżniłam szklankę z lekiem i poszłam do dół. Weszłam do swojej sypialni i się przebrałam.

Jako że było wtedy cholernie gorąco, po raz pierwszy od dłuższego czasu założyłam kieckę. W pewnym momencie zauważyłam na Mojej kanapie złożoną na pół kartkę Podeszłam i zabrałam ją z poduszki.

"Pomyślisz że jestem tchórzem.
Słusznie.
Odkąd wyszedłem od Corazón, zastanawiałem się co powiedzieć i Jak ci wytłumaczyć...i nadal nie wiem. Chyba jednak wolałbym Ci to powiedzieć..."

Usłyszałam pukanie. Spojrzałam na drzwi a tam stał autor listu. Nate stał w drzwiach wypatrzony we Mnie.

-Lepiej usiądź.

Rzucił i wszedł głębiej do pokoju. Usiadłam jak poprosił.

-Znamy się długo i czujemy się winni że wcześniej Ci o tym nie powiedzieliśmy.

-My?

-Ja i Cor. No wiesz, rodzinna tajemnica.

Usiadł na obitym krześle obok Mnie.

-Kiedy do nas przyjechałaś, nasza rodzina przechodziła ciężkie chwile.

Przerwał na moment.

-Tene?

-Tak?

-Nie znienawidzisz Mnie?

-Zobaczę. Ale muszę znać prawdę.

Wpatrywał się we Mnie przez kilka minut.

-Moja rodzina...W Mojej rodzinie co Jakiś czas...eh...

Przysiadłam bliżej.

-Spokojnie, nie znienawidzę Cię.

Uśmiechnęłam się. Popatrzył na Mnie i wziął Moją rękę.

-Jestem magicznym łowcą.

*************
Wybaczcie! Krótkie! Nie bijcie! Ale nie mam weny. Dodaje, bo akcja zaczyna się zdeczkę bardziej rozkręcać i muszę Ją przemyśleć. W przyszłym tygodniu jadę na wesele i być może na trochę zniknę (znów, WYBACZCIE!) ale OBIECUJĘ! Że do dnia wyjazdu a może nawet w drodze do Wawy będę pisać, pisać i pisać. Spróbuje dotrzeć do przynajmniej 3200 słów samej opowieści.

Lunocte-Nocny Księżyc (The Originals⚜)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz