Ze zmęczenia znów spuściłam głowę, a oczy same się zamknęły.
*************
Obudziła Mnie fala zimna. Otworzyłam oczy. Od razu poraziło Mnie wschodzące słońce. Przez wielkie przesuwane drzwi na przeciwko Mnie, wszedł grubszy opalony facet. Zawołał coś do dwóch pozostałych po hiszpańsku. Jeden siedział na krześle obok jakiejś wielkiej skrzyni. Lub bardziej konteneru i strugał coś w drewnie. Był młodszy od pozostałych i dobrze zbudowany. Drugi zaś rozłożył się na schodach i polerował broń. Był jakby mieszanką tego co wszedł i tego na krześle. To właśnie ten zobaczył że się obudziłam i powiadomił o tym resztę. Wymienili się kilkoma zdaniami. Przejechałam suchym językiem po równie suchych ustach.
-Hej Panowie...
Wszyscy zwrócili głowy ku Mnie.
-Załatwilibyście mi szklankę wody?
Spojrzeli po sobie. Nie rozumieli po angielsku.
-Puede un vaso de agua? Por favor?
Zapytałam zardzewiałym hiszpańskim. Facet który wszedł do hangaru zniknął w pomieszczeniu nad schodami, po czym wrócił z plastikowym kubkiem z wodą. Podszedł do Mnie i ostrożnie przechylił kubek bym mogła się napić. Odzyskałam nieco sił i mogłam kontrolować czy zasypiam czy nie. Wypiłam tylko połowę, więc mężczyzna postawił pojemniczek na taborecie nie daleko Mnie.
-Gracias.
Podziękowałam i widząc że latynos się na mnie patrzy, jakby chciał coś powiedzieć, automatycznie przestawiłam się na ich ojczysty język.
-Skąd znasz hiszpański?
-Nauczyła Mnie rodzina waszego szefa...
Kiwnął raz głową na zrozumienie i zaczął powoli odchodzić.
-Teraz Moja kolej. Jak ten pajac sie nazywa?
-Jeśli On Ci nie powiedział, My nie możemy.
Prychnęłam. Zastanowiłam się chwilę.
-Dlaczego dla niego pracujecie?
-Głupie pytanie dziewuszko...żeby móc żyć. To oczywiste.
Odezwał się ten na schodach. Zwróciłam się ku niemu. Usłyszałam meksykańską gwarę.
-Nie o to Mi chodziło. Zazwyczaj do takiej roboty załatwia się jakichś oprychów.
Milczeli.
-Senior!
Zawołałam do miłego faceta.
-Pan przyniósł Mi wodę. A wam obu źle z oczu nie patrzy...inni zaczęli by Mnie dręczyć. Nie mówiąc już o tym, że dość wygodnie Mnie związaliście. W sensie, tak żeby Mnie nie skrzywdzić.
-Nie jesteśmy potworami. I wiemy że jesteś w pewnym sensie człowiekiem...
Rzucił ten na krześle nadal strugając.
-W pewnym sensie? Ja jestem człowiekiem.
-Ale przyjaźnisz się z potworami!
Wykrzyczał ten który przyniósł Mi wodę, odwracając się. Pogładził ręką łysinę.
-Myślisz że to normalne?
Zaczął pociągać nosem.
-Te, te...te monstra! Zabrały Mi Moją małą córeczkę.
Zaczął się lekko trząść.
-Bawiła się w lesie ze zwierzakiem i tylko na chwile spuściłem Ją z oczu...!
CZYTASZ
Lunocte-Nocny Księżyc (The Originals⚜)
FanfictionDziewczyna o nie poskromionym charakterze, spotyka rodzinę, która swoje na tym świecie przeżyła. Akcja dzieje się DOKŁADNIE 19 lat po magicznych narodzinach, naszej najmłodszej Mikaelson. Jest to opowieść o przyszłości bohaterów cudownego serialu, j...